RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ess've vort shaente aen Ettariel? Shaente a'vean vort?- Nie.Może pózniej - odpowiedział grzecznie, starannie dobierając słowaStarszej Mowy.Driada westchnęła, pochyliła się, delikatnie pogładziła gryf leżącejobok lutni, wstała sprężyście.Jaskier patrzył za nią, gdy odchodziła w las, ku innym,których cienie chwiejnie majaczyły w niewyraznym blasku zielonych latarenek. - Chyba jej nie obraziłem, co? - spytał cicho.- One mówią własnym dialektem,nie znam grzecznościowych form.- Sprawdz, czy masz nóż w brzuchu - w głosie wiedzmina nie było ani drwiny,ani humoru.- Driady reagują na obrazę wbiciem noża w brzuch.Nie bój się, Jaskier.Zdaje się, że są skłonne wybaczyć ci znacznie więcej niż językowe potknięcia.Koncert, który dałeś pod lasem, najwyrazniej przypadł im do gustu.Teraz jesteś ardtśedh, wielki bard.Czekają na dalszy ciąg  Kwiatu Ettariel".Znasz dalszy ciąg? Bo toprzecież nie twoja ballada.- Przekład jest mój.Wzbogaciłem też nieco elfią muzykę, nie zauważyłeś?- Nie.- Tak przypuszczałem.Na szczęście driady lepiej znają się na sztuce.Gdzieśczytałem, że są niezwykle muzykalne.Dlatego ułożyłem mój sprytny plan, za który,nawiasem mówiąc, jeszcze mnie nie pochwaliłeś.- Pochwalam - powiedział wiedzmin po chwili milczenia.- To było rzeczywiściesprytne.A szczęście też ci dopisało, jak zwykle.Ich łuki biją celnie na dwieście kro-ków.Zwykle nie czekają do chwili, gdy ktoś przejedzie na ich brzeg rzeki i zacznieśpiewać.Są bardzo wrażliwe na nieprzyjemne zapachy.A gdy trupa uniesie nurtWstążki, to im nie cuchnie pod lasem.- A, co tam - poeta odchrząknął, przełknął ślinę.-Najważniejsze, że mi sięudało i że cię odnalazłem.Geralt, jak ty tu.- Brzytwę masz?- Hę? No pewnie, że mam.- Pożyczysz mi rano.Ta broda doprowadza mnie do szału.- A driady nie miały.Hmmm.No tak, prawda, im brzytwy są w zasadziezbędne.Pożyczę ci, oczywiście.Geralt?- Co?- Nie mam ze sobą niczego do żarcia.Czy ard taedh, wielki bard, może wgościnie u driad mieć nadzieję na kolację?- One nie jadają kolacji.Nigdy.A strażniczki na granicy Brokilonu nie jadają iśniadań.Przyjdzie ci pocierpieć do południa.Ja się już przyzwyczaiłem.- Ale gdy dotrzemy do ich stolicy, do tego słynnego, skrytego w sercu puszczyDuen Canell.- Nigdy tam nie dotrzemy, Jaskier.- Jak to? Myślałem, że.Przecież ty.Przecież udzieliły ci azylu.Przecież.cię tolerują.- Użyłeś właściwego słowa.Milczeli długo.- Wojna - powiedział wreszcie poeta.- Wojna, nienawiść i pogarda.Wszędzie.We wszystkich sercach.- Poetyzujesz.- Ale tak przecież jest.- Dokładnie tak.No, mów, z czym przybywasz.Opowiadaj, co stało się zeświatem w czasie, gdy mnie tutaj leczono.- Najpierw - Jaskier chrząknął cicho - ty opowiedz mi o tym, co naprawdęwydarzyło się w Garstangu.- Triss nie opowiedziała ci?- Opowiedziała.Ale chciałbym poznać twoją wersję.- Jeśli znasz wersję Triss, znasz wersję dokładniejszą i zapewne wierniejszą.Opowiedz mi o tym, co stało się pózniej, gdy ja już byłem w Brokilonie.- Geralt - szepnął Jaskier.- Ja naprawdę nie wiem, co stało się z Yennefer i zCiri.Nikt tego nie wie.Triss też. Wiedzmin poruszył się gwałtownie, gałęzie zatrzeszczały.- Czy ja cię pytam o Ciri lub o Yennefer? - powiedział zmienionym głosem.-Opowiedz mi o wojnie.- Nic nie wiesz? %7ładne wieści cię tu nie doszły?- Doszły.Ale chcę wszystko usłyszeć od ciebie.Mów, proszę.- Nilfgaardczycy - zaczął bard po chwili milczenia - zaatakowali Lyrię i Aedirn.Bez wypowiedzenia wojny.Powodem był jakoby napad wojsk Demawenda na jakiśpograniczny fort w Dol Angra, dokonany w czasie zjazdu czarodziejów na Thanedd.Niektórzy mówią, że to była prowokacja.%7łe to byli Nilfgaardczycy przebrani zażołnierzy Demawenda.Jak było rzeczywiście, chyba nigdy się nie dowiemy.Wkażdym razie odwet Nilfgaardu był błyskawiczny i zmasowany: granicę przekroczyłapotężna armia, która musiała być koncentrowana w Dol Angra od tygodni, jeśli niemiesięcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl