[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie chcę go sprzedać — odparł smutnie Roddy.— Ale Jake mówi, że jeśli tego nie zrobię, to go utopi.A ciocia Winnie nie zgadza się żebym zabrał ze sobą Bruna.— Ile za niego chcesz? — zagadnął Jim, pełen obawy, że cena może być zbyt wygórowana jak na jego kieszeń.Roddy przełknął ślinę i podał mu psa.— Weź go — powiedział zachrypniętym głosem.— Nie chcę go sprzedawać, nie mógłbym.Bruno jest więcej wart niż wszystkie pieniądze świata.Jeśli zapewnisz mu opiekę, będziesz dla niego dobry…— Och, będę dobry — odparł z zachwytem Jim.— Ale musisz przyjąć mojego dolara.Nie mógłbym uważać Bruna za swego, gdybyś tego nie zrobił.Nie wezmę go, jeśli nie przyjmiesz pieniędzy.Siłą wcisnął Roddy’emu do ręki dolara.Wziął Bruna w ramiona, przytulił go do siebie.Piesek spojrzał na swego pana.Jim nie widział oczu psa, lecz dostrzegł rozpacz w oczach Roddy’ego.— Jeśli tak bardzo chcesz go zatrzymać… — rzekł.— Chcę, ale nie mogę — rzekł Roddy z trudem.— Przychodzili mnie różni ludzie, nikomu z nich jednak nie mogłem go powierzyć.Jake się wściekał, ale nie dbałem o to.Oni nie byli odpowiedni.A Chcę, żebyś właśnie ty go miał, skoro ja nie mogę.I zabierz go stąd szybko!Jim nie kazał sobie dwa razy tego powtarzać.Piesek drżał w jego ramionach, ale nie protestował.Jim tulił go w objęciach przez całą drogę do Złotego Brzegu.— Tatusiu, skąd Adam wiedział, że pies jest psem?— Ponieważ pies nie mógł być niczym innym — zaśmiał się tata.Jim czuł się tak przejęty, że długo nie mógł zasnąć.Nigdy żaden pies nie podobał mu się tak bardzo.Nic dziwnego, że Roddy cierpiał, zmuszony się z nim rozstać.Bruno jednak szybko zapomni o Roddym i pokocha jego, Jima.Będą prawdziwymi przyjaciółmi.Musi koniecznie poprosić mamę, aby zamówiła u rzeźnika kości dla Bruna.— Kocham wszystko i wszystkich na całym świecie — wyszeptał Jim.— Dobry Boże, pobłogosław wszystkim kotom i psom, a szczególnie Brunowi.Jim zasnął wreszcie.Natomiast trudno wiedzieć, czy spał także mały piesek, wyciągnięty na podłodze przy jego łóżku.Rozdział XXIVDrozd Cock jadł już nie tylko robaczki, lecz także ryż, kukurydzę sałatę i nasionka nasturcji.Wyrósł na dużego ptaka, a jego pierś nabrała pięknego, purpurowego koloru.„Wielki drozd” ze Złotego Brzeg cieszył się sławą w całej okolicy.Siadał Zuzannie na ramieniu i patrzyli jak robi na drutach.Gdy Ania wracała do domu, wylatywał jej na spotkanie i skakał przed nią na ścieżce.Każdego ranka zjadał okruszynki parapetu w pokoju Waltera i codziennie zażywał kąpieli.Koryto z wodą, przeznaczone na ten cel, stało przy żywopłocie głogowym i Cock awanturował się okropnie, gdy było puste.Doktor narzekał, że jego pióra i zapałki są porozrzucane po całej bibliotece, nikt mu jednak nil współczuł.Ale nawet on się poddał, gdy Cock usiadł mu na dłoni zjadł ziarenka prosto z ręki.Wszyscy byli pod urokiem drozda, może poza jedynym Jimem, który całe swe serce oddał Brunowi, ale jednocześnie zaczynał poznawać gorzką prawdę, że można kupić ciało psa lecz nie jego miłość.Z początku Jim niczego nie podejrzewał.Uważał za naturalne, a pies przez jakiś czas tęskni za swoim dawnym panem.To z pewności minie.Tymczasem wcale nie mijało.Bruno był bardzo grzeczny i wypełniał wszystkie polecenia.Zuzanna przyznawała, że trudno o lepią wychowanego psa.Nie było w nim jednak ani odrobiny życia.Gdy Jim zabierał go na spacer, Bruno zrazu skakał z radości, a jego oczy nabierały blasku.Ale po chwili zwieszał żałośnie ogon i ze zgaszonym spojrzeniem pokornie szedł za Jimem.Wszyscy traktowali go serdecznie.Zdobywano dla niego najwspanialsze kości.Nikt się nie sprzeciwił, gdy Jim zdecydował, że pies będzie spał przy jego łóżku.Mimo to Bruno nadal był smutny, apatyczny i obcy.Czasem w nocy Jim wyciągał rękę, by go pogłaskać, lecz nigdy nie poczuł przyjacielskiego psiego liźnięcia.Bruno zezwalał na pieszczoty, lecz ich nie odwzajemniał.Jim zaciął się.Był upartym chłopcem i postanowił za wszelką cenę zdobyć serce tego psa… Własnego psa, kupionego uczciwie za własne, zaoszczędzone z trudem pieniądze.Bruno musi wyleczyć się z tęsknoty za Roddym, przestać wreszcie spoglądać tym osowiałym, zrozpaczonym wzrokiem.I na pewno w końcu pokocha swojego nowego pana.Jim często był zmuszony stawać w obronie Bruna.Koledzy ze szkoły widząc, jak bardzo jest przywiązany do psa, nieustannie mu dokuczali.— Twój pies ma pchły.Olbrzymiaste pchły — szydził Perry Reese.Dopiero kiedy odczuł na własnej skórze siłę pięści Jima, przyznał, że Bruno nie ma pcheł.Ani jednej.— Mój szczeniak dostaje konwulsji raz na tydzień — chwalił się Rob Russell.— Założę się, że ten twój psiak nigdy w życiu nie miał konwulsji.Gdybym to ja miał takiego psa, przepuściłbym go przez maszynkę do mięsa.— My mieliśmy kiedyś podobnego psa — rzekł Mike Drew.— Ale utopiliśmy go.— A żebyście zobaczyli mojego psa! — odezwał się Sam Warren.— Zabija kurczęta i chwyta w pysk czystą bieliznę, gdy jest pranie.Ale twój pies jest zbyt ślamazarny, żeby zdobyć się na taki wyczyn.Jim w głębi duszy ze smutkiem przyznawał mu rację.Och, gdyby nie była to prawda! Kiedy zaś Willie Flagg krzyknął:— Ale twój pies jest pobożny: nigdy nie szczeka w niedzielę! — Jim poczuł się boleśnie dotknięty.Bruno w ogóle nigdy nie szczekał.Ale mimo to był kochanym, małym pieskiem.— Bruno, dlaczego mnie nie kochasz? — Jim niemal płakał.— Zrobiłbym dla ciebie wszystko.Moglibyśmy tak wspaniale się bawić!Nikomu jednak nie przyznawał się do porażki.Któregoś popołudnia poszedł do portu, by wraz z innymi chłopcami piec małże.Zbliżał się sztorm.Gdy wieczorem Jim wpadł do Złotego Brzegu, morze groźnie huczało.Błyskawica rozdarła niebo i rozległ się grzmot.— Gdzie jest Bruno? — krzyknął.Po raz pierwszy poszedł do portu bez Bruna.Obawiał się, że piesek zmęczyłby się długą drogą.Nie przyznawał nawet sam przed sobą, że przestały mu sprawiać przyjemność spacery z psem, który nie darzy go miłością.Nikt nie wiedział, gdzie jest Bruno.Nie widziano go od momentu, gdy Jim wstał od stołu po obiedzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]