RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.[11] A tu, pod noc już, wraca Wenus z biesiady weselnej.Wino jej szumi w głowie, awonnościami ocieka całe ciało opasane setką kraśniejących róż.Zobaczywszy, z jaką skrzęt-nością pracy dokonano, mruczy: Ej, nie twoja to, ty ladaco jedno, ani twoich dłoni praca, ale tego, któremuś do serca przy-padła na twoje, ale i na jego nieszczęście  i cisnąwszy jej glonek chleba uschłego spać seposzła.Tymczasem Kupidyna zamkniętego samiuteńkiego w jednej izdebce, w głębi pałacu,strzeżono surowo i dlatego, by sobie  w rozpuście i swawoli  znowu rany nie rozjadził, idlatego, by się nie spotkał ze swą miłą.Tak przecierpieli ciężką noc kochankowie oderwaniod siebie i oddzieleni, choć pod jednym dachem.Ale zaledwie znowu Jutrzenki rumaki na niebo wyjechały, każe Wenus wołać Psyche i takjej powiada:  Widzisz ty ten gaj, co ciągnie się daleko wzdłuż brzegów rzeki, a spływa z tejgóry niedalekiej? Tam, w nim, chodzą sobie i pasą się nie strzeżone przez nikogo owce, któ-rych runo lśni się i połyskuje złotem.Ja ci rozkazuję, żebyś mi natychmiast z tej wełny dro-gocennej jeden kosmyk tu przyniosła; jak go tam dostaniesz, to twoja rzecz.[12] Puściła się Psyche chętnie w drogę  choć nie dlatego, by się posłuszną okazać, inożeby się tam rzucić ze skały nadrzecznej i znalezć ukojenie dla swych mąk.Ale wtedy z rzekitak się proroczym głosem odzywa zielona trzcina, narzędzie wdzięcznej muzyki21, w którącichym poszumem zadął łagodny a wieszczy wiew wiatru: Psyche  choć takaś niedolą ciężką skołatana, nie plam ty moich wód świętych nieszczę-sną swą śmiercią; nie szukaj także w tej chwili przystępu do tych potwornych owiec.Gdysłońce zlewa na nie strumienie swego żaru, budzi się w nich dziki szał i wtedy srożą się onena zgubę ludzi ostrymi rogami i twardym jak kamień łbem, a czasem i jadowitymi ukąsze-niami.Skoro jednak minie południe i uśmierzy się skwar słoneczny, uspokaja je łagodny,chłodny dech rzeki; wtedy możesz się ukryć pod tym najbliższym platanem, co ze mną pije zjednej strugi.A skoro tylko całkiem minie szał owiec i gdy całkiem przyjdą do siebie, prze-trząśnij gałęzie tego gaju, a znajdziesz złote kudły, które się pozaczepiały na wystającychpędach.[13] Tak to po prostu trzcina  ludzkości pełna  nieszczęsnej Psyche drogę do ocaleniawskazała.Posłuchała tedy  a nie miała tego posłuchu pożałować  i nauczona należycie ode-21t r z c i n a, n a r z ę d z i e.m u z y k i  z trzciny pasterze sporządzali tzw.multanki (po grecku: sy-rinks).65 szła Psyche.Dochowała wszystkich poleceń i przyniosła Wenerze cały podołek pełen mięk-kiego, lśniącego złota, zdobytego nietrudną kradzieżą.Ale nie dosłużyła się przecie pochwałyu władczyni i tą niebezpieczną, a pomyślnie spełnioną pracą, bo Wenus brwi ino ściągnęła icierpko się uśmiechając, tak powiada: Mnie się tam nie utai przewrotny twój i w tej sprawie pomocnik.Ale już ja się teraz wy-wiem sumiennie, czyś to taka bohaterka i taka przemądrala.Widzisz ty na szczycie tej wiel-gachnej góry tę stromą turnię, z której  z mrocznego zródła  wytryskają czarne wody, wpa-dają w zagłębienie sąsiedniej doliny, wpadają do bagien styksowych i zasilają posępnie hu-czące strugi Kocytu? Stamtąd ty mi, z głębi samiuteńkiego zródła, zaczerpniesz płynu zimne-go jak śnieg i natychmiast przyniesiesz w tej flaszce. To mówiąc wręczyła jej naczyńko wkrysztale wyrzezane, dodając grozby kar jeszcze straszniejszych.[14] Za czym Psyche znowu skwapliwie i spiesznie dąży na najwyższy szczyt góry, abytam już przynajmniej znalezć koniec strasznego życia.Ale dopiero gdy doszła w pobliżewskazanego jej grzbieciska, zobaczyła, jakie są naprawdę śmiercią grożące przeszkody tegoprzedsięwzięcia.Turnia bowiem wysoka, że szczytu nie dojrzeć, niedostępna, stroma i śliska,ze środka skalnej rozpadliny wodami strasznymi jakimiś rzygała.Wody te, zaledwie wypadłyz koryta spadzistego wyłomu, rzucały się ze stoku i w wąskim kanale wydrążonego przezsiebie żlebu ukryte, oczom niewidoczne, wpadały do najbliższej doliny.Z prawej i lewej stro-ny wypełzają ze szczelin skalnych potworne smoki długie szyje prężące, o ślepiach nigdy sięnie mrużących i zawsze czuwających zrenicach.A i wody same się przez się broniły, różnegłosy wydając.Z nagła z nich bowiem zrywały się krzyki, jak:  precz! i  co robisz?  uważaj! i  co z tobą?   strzeż się!   uciekaj! i  śmierć ci! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl