RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej oszałamiająca figura podziałała na mężczyznę niczym fanfara zagrana przez trąbki.Jja była postawną kobietą, ale ta Amazonka bardziej paso­wała do Shonsu.Wallie stwierdził, że pora przystąpić do działa­nia.W zamku nieświadomie obraził Siódmą, ignorując ją.Nie umiał teraz wymyślić żadnego wiarygodnego usprawiedliwienia.Zbliżył się do kobiety i położył dłoń na jej nagim biodrze.Doa zareagowała błyskawicznie.Tylko refleks uratował męż­czyźnie oczy.Wallie cofnął się gwałtownie.Na policzku miał krwawą szramę.- Nie dotykaj mnie!Wallie rozdziawił usta i patrzył, jak Doa idzie do pozostałych towarzyszy wyprawy.Tamci skręcali się z powstrzymywanego śmiechu i czekali, co zrobi Wielki Kochanek.Słońce zaszło.Ściemniło się.Thana uprzątnęła resztki kolacji.Załoga Gryfona ułożyła się na rufie.- Czas zarzucić kotwicę, kapitanie? - spytał Wallie, naciąga­jąc koc na plecy.- Dlaczego? - Tomiyano w końcu oddał niechętnie ster Holiyiemu.- Niebo jest czyste, wiatr dobry.- Świetnie!Wallie nie żeglował nocą po Rzece, odkąd opuścił świętą wy­spę, ale wszystko wskazywało na to, że na Gryfonie mogą podjąć ryzyko.Zresztą bohaterom szczęście zwykle sprzyjało.Wallie wrócił myślami do Siódmej.Członkowie wyprawy za­chowywali się wobec niej uniżenie ze względu na rangę.Ona trak­towała ich chłodno i wyniośle, ale na pytania i uwagi odpowiada­ła łaskawie, a nawet przyjaźnie.Do Shonsu odnosiła się całkiem inaczej.Słała mu uwodzicielskie spojrzenia spod przymrużonych powiek, głęboko wzdychała i otwarcie kusiła, natomiast nieliczne słowa, które z nim zamieniała, były kąśliwe albo wręcz obelżywe.Powitalny napis wisiał na zaryglowanych drzwiach.Wallie nie miał pojęcia, jakiej reakcji się od niego oczekuje.Doa wdała się z rozmowę z Katanjim, co było zaszczytem na­wet dla Pierwszego o wielkich talentach towarzyskich.Oczywi­ście, to on podsunął temat do satyrycznej ballady.Gdy Siódma dowiedziała się, że chłopiec jeszcze jej nie słyszał, wzięła lutnię i zaśpiewała “Nowicjusz Katanji wszedł do ciemnej wieży".Tha­na i dwaj żeglarze ryczeli ze śmiechu, Pierwszy też się krztusił.Nnanji z początku się uśmiechał, lecz wkrótce zaczął ciskać z oczu gromy.Wallie próbował maskować urazę podziwem dla kunsztu śpiewaczki, ale satyra gryzła jak żmija: Shonsu sam ukrywał się na statku, a na brzeg wy słał'chłopca przebranego za niewolnika.Czarnoksiężników również w piosence nie oszczę­dzono, ale szermierze wypadli dużo gorzej.Gdy przebrzmiały ostatnie dźwięki, Nnanji odezwał się chłodno:- A dla mnie, pani? Może “Pożegnanie"?Doa trąciła struny.Przez ciemny pokład popłynęło ku Walliemu wspomnienie rozmowy Nnanjego z umierającym Arganarim.Oczy zapiekły go na wspomnienie smutnego wydarzenia.Raptem minstrelka przestała grać.- Do niczego! Dajcie mi chwilę.Już po pierwszych taktach Wallie rozpoznał lament, który Doa zaczęła komponować w refektarzu.Nnanji.Nnanji.Pierwsza wersja mogła się podobać, ale przy tej w pełni do­szedł do głosu geniusz Siódmej.Słowa były dużo lepsze, a nowa melodia chwytała za serce jak “Shenandoah" albo “The Londonderry Air".Wallie stwierdził, że policzki ma mokre.Opłakiwał w ciszy młodzieńca, który nie umiałby docenić arcydzieła po­wstałego dzięki jego śmierci.Gdy muzyka ucichła, Wallie spo­strzegł, że inni są równie poruszeni jak on.W jego obecności powstało nieśmiertelne dzieło, a doskonale wiedział, że to improwizacja.Doa była Mozartem i Szekspirem w jednej osobie.Shonsu znalazł swojego Homera.pod warun­kiem, że minstrelka raczy mu pomóc.Tej nocy Gryfon tańczył z Bogiem Wiatru po hebanowych wo­dach inkrustowanych platyną.Na szczytach RegiVul płonęła dla niego czerwona latarnia morska.Tomiyano i Holiyi trzymali wachtę u steru, a pozostali leżeli w cuchnącej ładowni.Wallie chciał odstąpić gościowi jedyną kabinę, ale Doa spyta­ła, czy można zaryglować drzwi.Gdy okazało się, że Holiyi przerobił kajutę w więzienie, mocując sztabę na zewnątrz, Siód­ma odrzuciła propozycję.Wallie poszedł spać sam, ale marzył tęsknie, że później docze­ka się towarzystwa.Nikt go nie odwiedził pod osłoną nocy.Nie-przyzwyczajony do bujania statku, mężczyzna budził się często, nasłuchiwał skrzypienia desek i plusku wody.Przeszkadzał mu odór stęchlizny i brudu.Dręczyło dzikie pożądanie.Doa była kochanką Shonsu.Wyprawa Siódmego zakończyła się klęską.Po czyjej stronie stała minstrelka?Drugiego dnia pod wieczór Gryf on zarzucił kotwicę niedaleko Sen, milę od brzegu.Bóg Wiatru okazał się entuzjastycznym po­mocnikiem, więc osiągnęli doskonały czas.Tylko jednej rzeczy im brakowało: krótkiego okresu spokoju, żeby można wypróbo­wać przynętę na czarnoksiężników.Wiatr ucichł jak na rozkaz.Dawny Wallie Smith zaniepokoiłby się, że martwa cisza uwięzi statek w zasięgu wrogów.Teraz ufał bogom i wierzył w przesądy.Bohaterowie miewają szczęście.Można było wyrazić tę myśl również w inny sposób: bez szczęścia człowiek nie przeżyłby dostatecznie długo, żeby zostać bohaterem.Nie, pierwsza sentencja brzmiała lepiej.Wallie przyjął też inne ryzykowne założenia.Domyślał się, że czarnoksiężnicy śledzą ruch na Rzece.Przypuszczał, że używają teleskopów i że nie są one zbyt czułe; powiększają najwyżej dziesięciokrotnie.Przede wszystkim zaś liczył na reputację szer­mierzy.Ostatnią rzeczą, której wrogowie po nich się spodziewa­li, był podstęp.Lecz niedocenianie przeciwnika jest brakiem roztropności.Szermierze nigdy nie uczyli się na błędach, ale czarnoksiężnicy owszem.W Ov dostali gorzką nauczkę.Na pewno wiedzieli o przybyciu Shonsu do Casr i jego późniejszym zniknięciu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl