[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ta z psami.Tommy - podpowiedział dżaff.- Mildred jakoś - tam.- Duffin - powiedział William.- Brawo, brawo! - zawołał dżaff, wskazując na Williama grubym kciukiem.- Duffin! Jak łatwo się zapomina.Duffin!William znał Mildred.Nawet widział ją dziś rano na placu - tym razem bez zgrai pudli.Stała tam i patrzyła przed siebie, jakby przyjechała tu tylko po to, aby zapomnieć, po co właściwie przyjechała.William nie mógł zrozumieć, co miała wspólnego z tym skorpionem.- Widzę, że cię zamurowało, Witt - powiedział dżaff.- Zastanawiasz się, czy Mildred hoduje jakieś nowe zwierzątko.Otóż nie.Prawda jest taka, że to jest najskrytszy sekret Mildred, który stał się ciałem.Właśnie tego chcę od ciebie.To, co głęboko ukryte.Sekret.Chociaż William był pełnokrwistym heteroseksualnym podglądaczem, natychmiast zrozumiał zboczony podtekst prośby dżaffa.On i Tommy-Ray nie byli ojcem i synem; jeden chędożył drugiego.Całe to gadanie o ukrytej, tajemnej treści to zwykłe mydlenie oczu.- Nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego - powiedział William.- Tommy-Ray ci powie.Te rzeczy mnie nie interesują.- Strach to nie są żadne "te rzeczy" - powiedział dżaff.- Każdy to ma - powiedział Tommy-Ray.- Niektórzy więcej niż inni.Ty, podejrzewam, więcej niż ktokolwiek inny.Przyznaj się.Winiarnie.Różne paskudztwa gnieżdżą ci się w głowie.Chcę je po prostu wydobyć i mieć na własność.Jeszcze jedna insynuacja.William słyszał, że Tommy-Ray zbliżył się do niego o krok.Ręce przy sobie ostrzegł William.To byt czysty bluff; uśmieszek Tommy-Raya świadczył, że on o tym wie.Potem poczujesz się lepiej - powiedział dżaff.O wiele dodał Tommy-Ray.- To nie boli.No.może trochę na początku.Ale kiedy już pozbędziesz się tego paskudztwa, będziesz innym człowiekiem.Mildred była po prostu jedną z nich - powiedział Tommy-Ray.- Zeszłej nocy zaliczył ich całą gromadę.- To nieprawda.- Mówiłem, do kogo ma iść i on tam szedł.- Umiem wyczuć niektóre typki, wiesz? Mam dobrego nosa.- Louise Doyle.Chris Seapara.Harry O'Connor.William znał ich wszystkich.-.Gunther Rothberry.Martine Nesbitt.- Martine mogła się pochwalić naprawdę niezłymi rzeczami - powiedział dżaff.- Jedno z nich wyszło na dwór.Dla ochłody.W basenie? - zapytał William.- Widziałeś je?William potrząsnął głową.Naprawdę powinieneś je zobaczyć.Dobrze jest wiedzieć, co ludzie okrywali przed nami przez wszystkie te lata.Trafił na nerw, ale William domyślił się, że tamten o tym nie wic.- Myślisz, że znasz tych ludzi, a oni wszyscy kryją w sobie lęki, do których nigdy by się nie przyznali; czarne miejsca, które maskują uśmiechem.Te tutaj.- uniósł ramię, do którego przywarło stworzenie, podobne do nagiej małpy -.mieszkają właśnie w tej okolicy.Ja po prostu wyciągam je na zewnątrz.Martine też? - zapytał William; zamajaczyła mu leciutka nadzieja ucieczki.- Jasne - powiedział Tommy-Ray.- Jeden z najlepszych okazów.Nazywam je terata powiedział dżaff.- To znaczy istota, która rodzi się potwornie zniekształcona.Dziw natury.Jak ci się to podoba?Ja.chciałbym zobaczyć, co wydała z siebie Martine - powiedział William.Ładna kobieta z brzydkimi myślami - podsumował dżaff.- Tommy-Ray, idź mu pokaż.Potem przyprowadź go z powrotem.Robi się.Tommy-Ray nacisnął klamkę, ale zawahał się, jakby odczytał myśli Williama.Naprawdę chcesz zobaczyć? - zapytał.- Owszem, chciałbym - powiedział William.- Martine i ja.lekko przeciągnął ostatnie słowa.Dżaff złapał przynętę.Ty z tą kobietą, Williamie?- Raz czy dwa skłamał.Nawet nie tknął Martine, zresztą wcale nic miał na to ochoty, ale miał nadzieję, że to uzasadni jego ciekawość.Zdaje się, że to trafiło dżaffowi do przekonania.- Tym bardziej powinieneś zobaczyć, co przed tobą ukrywała.Zaprowadź go, Tommy-Ray! Pokaż mu!Młody McGuire posłuchał i poprowadził Williama w dół.Szedł i pogwizdywał; jego lekki krok i swoboda zadawały kłam piekielnej kompanii, w której przebywał.Williama wciąż korciło, żeby zapytać chłopaka dlaczego; chciał lepiej zrozumieć to, co działo się w Grove.Jakże to możliwe, by zło było takie beztroskie? Jak istoty, tak wyraźnie zepsute jak Tommy-Ray, mogą iść tanecznym krokiem, podśpiewywać i wymieniać uwagi jak zwyczajni ludzie?- To nienormalne, prawda? - powiedział Tommy-Ray, biorąc od Williama klucz od tylnego wyjścia.Odczytał moje myśli, przestraszył się William, ale następna uwaga Tommy-Raya świadczyła, że tak nie było.- Te puste domy są jakieś nienormalne.Chyba tylko ty myślisz inaczej.Przyzwyczaiłeś się do nich, co?- Owszem.- Dżaff nie przepada za słońcem, więc wyszukałem dla niego ten dom.Żeby miał się gdzie schować.Kiedy wyszli na dwór, Tommy-Ray skrzywił się na widok jasnego nieba.Chyba robię się podobny do niego - skomentował.- Kiedyś uwielbiałem plażę.Topanda, Malibu.A teraz robi mi się niedobrze, kiedy pomyślę, jak tam jest.jasno.Poszedł pierwszy w stronę basenu; pochylił głowę i gawędził:- Więc ty i Martine kręciliście ze sobą? Miss świata to ona nie jest, rozumiemy się? I miała w sobie niezłe cudactwo.Powinieneś zobaczyć, jak to z nich wyłazi.Fiu fiu ! Jest na co popatrzeć! Oni jakby wypacali to z siebie.Przez te malutkie otworki.- Pory.- Co?- Te otworki to są pory.- Aha.No dobra.Doszli do basenu.Tommy-Ray stanął na krawędzi:- Dżaff umie je przywołać, wiesz? W myślach.Ja wołam je po imieniu; albo imionami ludzi, do których należały.- Obejrzał się na Williama i przyłapał go, jak badał wzrokiem ogrodzenie, szukając w nim jakiejś dziury.- Nudzi ci się? - zapytał.- Nie.nie, skąd.Ja tylko.Wcale mi się nie nudzi.Chłopiec odwrócił się w stronę basenu.- Martine? - zawołał.Powierzchnia wody poruszyła się.- Idzie powiedział Tommy-Ray.- Zobaczysz, oko ci zbieleje.- Na pewno powiedział William i podszedł bliżej.Kiedy stwór zaczął wynurzać się na powierzchnię, William wyrzucił ramiona i pchnął Tommy-Raya w krzyże.Chłopiec wrzasnął i zachwiał się.William przez chwilę widział terata ukryte w basenie - było jak okręt wojenny wyposażony w odnóża.Tommy-Ray upadł na nie, chłopiec i bestia zwarli się w gwałtownej walce.William nie czekał, by zobaczyć, które z nich ugryzło drugie.Popędził w stronę uszkodzonego miejsca w parkanie, przecisnął się na drugą stronę i już go nie było.- Pozwoliłeś mu uciec - powiedział dżaff, kiedy po pewnym czasie Tommy-Ray wrócił do legowiska na piętrze.- Widzę, że nie mogę na tobie polegać.- Oszukał mnie.- Dlaczego tak cię to dziwi, do diabła? Jeszcze się nie nauczyłeś? Ludzie ukrywają swoje twarze za maskami.Dlatego są tak interesujący.- Chciałem za nim biec, ale już go nie było.Chcesz, żebym poszedł do jego domu? Może go zabić?- Spokojnie - przerwał mu dżaff.- Niech opowiada ludziom niestworzone historie przez dzień czy dwa.To nam nic nie zaszkodzi.Zresztą, kto mu uwierzy? Po prostu wyniesiemy się stąd, kiedy się ściemni.- No tak, są jeszcze inne puste domy.- Nie musimy już szukać - powiedział dżaff.- Wczoraj w nocy znalazłem dla nas stałą kwaterę.- Gdzie?- Ona jeszcze nie jest zupełnie gotowa, by nas przyjąć, ale będzie.- Kto?- Zobaczysz.Teraz chciałbym, żebyś załatwił coś dla mnie w terenie.- Nie ma sprawy.- To nie zajmie ci wiele czasu, niedługo wrócisz.Dawno temu zostawiłem na południu wybrzeża coś, co jest dla mnie ważne.Chcę, żebyś mi to przywiózł, a ja w tym czasie pozbędę się Fletchera [ Pobierz całość w formacie PDF ]