[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze potem bolało, a im bardziej kochałam dziecko, tym bardziej bolało.Lecz przedtem, zawsze kiedy musieliśmy się rozstać albo kiedy uczciwie musiałam przyznać, że nie potrafię zrobić dla niego nic więcej, potrafiłam odejść.Potrafiłam je zostawić, ponieważ zawsze zabierałam ze sobą bezcenne wspomnienia wspólnie przeżytych chwil; wierzyłam, że nie można dać innej osobie nic więcej poza dobrymi wspomnieniami.Nawet gdybym pracowała z Sheilą przez następne kilka lat, nic nie zapewniłoby jej szczęścia.Tylko ona mogła to uczynić.Ja mogłam dać jej swój czas i miłość.Ale nawet i wtedy nasze rozstanie byłoby równie bolesne, a z moich wysiłków pozostałyby tylko wspomnienia.Patrząc na nią, obawiałam się, że zabrakło mi czasu, aby dostatecznie zaleczyć jej rany, że może nie jest jeszcze wystarczająco silna, aby znieść trudy mojej edukacji.Ja byłam gotowa, ale Sheilą, której nie dałam innej szansy, może nie.Serce mnie bolało na myśl, że tym razem dostałam niewłaściwe dziecko, które zraniłam, zamiast mu pomóc.Będąc teoretykiem, można działać niekonwencjonalnie, lecz w praktyce bezpieczniej jest pozostać konformistą.Podniosłam się powoli i podeszłam do niej; wciąż siedziała w milczeniu, pochlipując.- Odejdź - odezwała się przez ręce.- Dlaczego? Dlatego że płaczesz? Opuściła dłonie i spojrzała na mnie.- Nie.Ponieważ nie wiem, co robić.Usiadłam i przysunęłam sobie poduszkę.Po raz pierwszy nie miałam ochoty przytulić jej, aby ukoić jej ból.Czułam niemal fizycznie godność, którają spowijała niczym płaszcz.Byłyśmy sobie równe.Nie byłam już tą mądrzejszą, bystrzejszą, silniejszą.W naszym poczuciu człowieczeństwa stałyśmy się sobie równe.- Dlaczego nie zostajesz i nie chcesz pracować, żebym była lepsza? - zapytała niespodziewanie.- Ponieważ to nie ja sprawiam, że jesteś lepsza, ale ty sama.Ja jestem tutaj tylko po to, żeby uprzytomnić ci, iż jest ktoś, kogo obchodzi to, czy jesteś dobra czy nie.Kogo obchodzi, co się z tobą dzieje.I zawsze będę o tobie myślała, bez względu na to, gdzie się znajdę.- Jesteś jak moja mama - odparła.Powiedziała to spokojnym głosem, w którym nie wyczułam tonu oskarżenia, jakby już zrozumiała, o co tu chodzi.- Nie, nie jestem, Sheilo.- Przyglądałam jej się uważnie.- A może masz rację.Może twojej mamie tak samo trudno przyszło zostawić cię, jak i mnie.Może i ona cierpiała równie mocno.- Ona nigdy mnie nie kochała.Bardziej kochała mojego brata.Zostawiła mnie na drodze jak psa.Jakbym nie była jej.- Nie wiem, jak było.Nie potrafię nic powiedzieć na temat twojej mamy ani tego, jak postąpiła z tobą.I, wierz mi, Sheilo, ty też nie wiesz.Znasz tylko swoje uczucia.Ale twoja mama i ja różnimy się.Nie jestem twoją mamą.Nie jestem, bez względu na to, jak bardzo pragniesz, aby tak było.Kolejne łzy popłynęły po jej policzkach.Przesuwała dłonią po pasku swoich spodni.- Wiem.- Wiedziałam, że zdajesz sobie z tego sprawę.Ale wiedziałam też, że marzyłaś.Podobnie jak ja czasami.Jednak to zawsze były tylko marzenia.Jestem twoja nauczycielką, a kiedy skończy się rok szkolny, pozostanę twoją przyjaciółką.Będę nią tak długo, jak zechcesz, zawsze.Podniosła głowę.- Nie rozumiem, dlaczego dobre rzeczy zawsze się kończą?- Wszystko ma swój koniec.- Nie wszystko.Złe rzeczy nie.One nigdy nie odchodzą.- Odchodzą.Odchodzą, jeśli im pozwolisz.Może nie tak szybko, jak byśmy sobie tego życzyli, ale także się kończą.Natomiast nigdy nie kończą się nasze uczucia.Nawet kiedy jesteśmy już dorośli i mieszkamy gdzie indziej.Zawsze będziesz pamiętać dobre chwile, które wspólnie przeżyłyśmy.Możesz mnie pamiętać, nawet jeśli będzie się działo coś złego, co wydaje się nie mieć końca.A ja będę pamiętała ciebie.Nieoczekiwanie na jej ustach pojawił się uśmiech, słaby, raczej smutny.- Tak będzie dlatego, że się oswoiłyśmy.Pamiętasz tamtą książkę? Pamiętasz, jak mały chłopiec rozgniewał się, bo tyle się natrudził, żeby oswoić lisa, a lis później się rozpłakał, bo musiał odejść? - Uśmiechnęła się, powracając w myślach do tamtych chwil.Łzy na jej policzkach wyschły.- A lis mu powiedział, żeby się nie martwił, ponieważ on zawsze będzie pamiętał pszeniczne pola.Pamiętasz?Przytaknęłam jej.- My też oswoiłyśmy się, prawda?- Oczywiście.- Czasem ludzie płaczą, kiedy się oswajają, tak? W tamtej książce ciągle płakali, a ja nie wiedziałam dokładnie dlaczego.Myślałam, że płacze się tylko wtedy, gdy ktoś cię zbije.Znowu jej przytaknęłam.- Tak, trzeba się liczyć z tym, że będziesz płakała, jeśli pozwalasz się komuś oswoić.To chyba jest częścią oswajania.Sheila zacisnęła usta i otarła policzki.- Ale to i tak wciąż boli, prawda?- Tak, mimo wszystko to boli.20Następnego ranka Sheila wróciła do klasy pani Ginsberg i wytrzymała całe trzydzieści pięć minut bez większych kłopotów.Nasze problemy nie zniknęły.Sheila rozumiała, że zbliża się koniec roku szkolnego i że się rozstaniemy, lecz wciąż nie potrafiła się z tym pogodzić.Podejrzewałam, że nie upora się z tym przez dwa ostatnie tygodnie.Dryfowała między złością wobec mnie za to, że ją zostawiam, a strachem przed tym, że zamierzam to zrobić.Nie potrafiła zrozumieć, że to, co wydarzyło się między nami, było czymś innym od lego, co wydarzyło się między nią a jej matką.Co pewien czas powracałyśmy do tego tematu, zagłębiając się w szczegóły jeszcze bardziej niż w okresie jej obsesyjnych rozmów o matce.Uczepiła się Małego Księcia i wykorzystała go jako literacki dowód na to, że ludzie się rozstają, że jest to bolesne, że płaczą, lecz wciąż się kochają.Prawie nie rozstawała się z książką i potrafiła cytować całe jej fragmenty.Ponieważ był to tekst drukowany, traktowała go z większą ufnością niż moje słowa.Z pewnością nauczyła się płakać.W ciągu następnych dni często widywałam ją zapłakaną lub na granicy łez [ Pobierz całość w formacie PDF ]