[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szczęściemwakowało na Cygnet stanowisko kwatermistrza, które uważanoza równorzędne ze stanowiskiem pierwszego oficera.Dampiermógłby więc zostać kwatermistrzem, co by go zadowoliło, a je-dnocześnie nie naraziło na jeden z nieopanowanych wybuchówfurii Johna Reeda, który był i mógł pozostać nominalnie nawiga-torem.Dampierowi odpowiadało takie załatwienie sprawy.Mało goobchodziły stanowiska i pełnione funkcje.Przeniósł się na pokład Cygnet ulegając swemu zwykłemu pociągowi do włóczęgi pomorzach, których jeszcze nie znał.Kapitan Swan zapewnił go na osobności, że przy najbliższejokazji chce porzucić praktyki pirackie i zająć się znowu uczci-wym handlem, tylko obawia się jeszcze oznajmić o tym Bazyle-mu Ringrose i reszcie załogi.Na Cygnet żeglowało sporo ludzi,którzy zaciekawili i pociągnęli Dampiera nie tylko John Reedo nieokiełznanym temperamencie i wiecznie cytujący przysłowia szkolarz Robert Hall, ale byli tam jeszcze: i stary druh BazyliRingrose, i dwaj piraci-amatorzy, którzy zaokrętowali się niegdyśna Cygnet jako ajenci handlowi.Jeden z nich Harold Hart-hop tylko pokpiwał z przymusowej zmiany zawodu, drugi BrianSmith, jego dokładne przeciwstawienie, posępnie potrząsał głowąprzyglądając się praktykom pirackim i nigdy nie mógł się pogo-dzić ze swoim w nich udziałem.Tak więc Dampier gotów był porzucić dawnych kompanów:Holendra Neda Dawsa, który nie dorósł do swej roli kapitana, alepozostał zawsze lojalnym przyjacielem, cyrulika Wafera i Patry-ka Hagana; wszelako ten ostatni zdecydował przenieść się na Cygnet razem z Dampierem.Dampier musiał przyznać samprzed sobą, iż przywiązał się nawet do Edmunda Cooke a, jakmożna się przywiązać do domu, którego się nigdy nie lubiło, alez którym wiążą wspomnienia wielu dobrych i złych chwil.Jed-nakże myśl o rozstaniu z jednym tylko przyjacielem mogła zawa-żyć na wyborze Dampiera, a był nim Vasco.I Vasco właśnie roz-strzygnął wątpliwości swego pana.Patrząc na nieprzeniknionątwarz Indianina trudno było odgadnąć, czy uczynił to świadomie.123 Gdy pożeglujemy ku wybrzeżom mojego kraju powiedziałIndianin Vasco pewnego wieczoru, kiedy odpoczywali z Dampie-rem w zacisznym kątku pokładu wkrótce po opuszczeniu ZatokiPanamskiej poproszę cię, panie, żebyś mi pozwolił wrócić dodomu. O! Czy cię znudziło żeglowanie z nami? zapytał Dam-pier. To jest puste życie, panie, twarde a niegodziwe.Lepiej naplantacji, u boku żony, z wędką lub harpunem na ryby, z włóczniączy strzelbą na zwierzynę.Wówczas będę wiedział, żem wyższyponad zwierzęta.A dziś nie jestem tego pewien.Dampier rzucił na niego spojrzenie na wpół gniewne, na wpółpytające.Vasco nigdy nie bywał bezczelny.Ale wzbierający gniewDampiera zniknął, gdyż pojął, że Indianin i teraz nie jest bezczelnyw swoim rozumieniu.W umyśle Dampiera zrodziło się inne po-dejrzenie.Czyżby Vasco dawał mu do zrozumienia, że i on powi-nien znalezć sposób porzucenia tego niegodnego trybu życia, spo-sób, fetory z pewnością łatwiej znajdzie się na okręcie dowodzo-nym przez pirata wbrew woli, kapitana Swana? Z pewnością nie będę cię zatrzymywał powiedział Dam-pier ale będzie mi brakowało ciebie. I przestraszył się, żenawet tak łagodnie wyrażone zastrzeżenie może wpłynąć na zmia-nę decyzji wiernego Indianina, co oznaczałoby, że i on sam mu-siałby pozostać z Nedem Dawsem, gdyż nie miał sumienia zabie-rać ze sobą Vasco w podróż na drugą półkulę.Ale Vasco odrzekł spokojnie: I mnie będzie brakowało ciebie, panie.Ale w moich myślachty zawsze ze mną zostaniesz: pirat, który należał do innego ro-dzaju ludzi, niż wszyscy inni piraci, jakich widziałem.Ta rozmowa rozstrzygnęła o decyzji Dampiera.Ostatniego wie-czoru na pokładzie Bachelor s Delight , kiedy już sprawę jegoprzeniesienia załatwiono, Dampier wyciągnął się jak długi nadeskach pokładu w upalnej ciszy nocnej.Vasco, jak zwykle, poło-żył się u jego nóg. Mogę zaufać kapitanowi Dawsowi, panie? zapytał. Wiesz dobrze, że to człowiek godny zaufania, Vasco.Dałmi słowo, że wysadzi ciebie na ląd, gdzie będziesz chciał.124 Ja ufam twojemu słowu, panie.Zapadła chwila ciszy. Nie śpisz, panie? Nie, Vasco.Myślałem o tobie i o innych, których jutroopuszczę. Przyjaciół nigdy się nie opuszcza w zupełności.Jakaś czą-stka naszej przyjazni pozostaje w sercu na zawsze.Dampier uśmiechnął się, słysząc prostoduszną filozofię India-nina. Panie, chcę cię o coś zapytać.Gdy przepłyniesz przez ZłoteMorze do tych dalekich krajów, czy potem powrócisz do swojejżony? Chyba nie, Vasco. Nie mogę ciebie zrozumieć, panie.Jej włosy koloru zboża,które nosisz zamknięte w medalionie. przerwał.W świetleksiężyca Dampier widział, że brwi na jego ciemnym czole zmarsz-czyły się jak u dziecka, które próbuje zrozumieć coś trudnego. Ponieważ rozstajemy się jutro, Vasco, opowiem ci o niej o tej, która ma włosy koloru zboża.Indianin obrócił się ku niemu żywo, usiadł i podciągnąwszykolana pod brodę, splótł ręce na kostkach nóg.Była to ulubionajego poza, w której słuchał zawsze opowiadań Dampiera.Powoli, jakby z trudem dobierał słów, Dampier próbował przy-wołać przed oczy swego zasłuchanego towarzysza obraz dziew-częcia o jasnych warkoczach splecionych w koronę wokół głowypod białym muślinem czepeczka.On sam widział ją przed sobąw ciemnościach jak żywą.Błękitne oczy patrzyły w górę ku nie-mu, krągłe, drobne piersi pod śnieżnobiałą chusteczką opierały sięo niego lekko, fałdzista spódniczka szeleściła jedwabiem, zgnie-ciona bliskością jego nóg.Wspinała się na palce, przytulała i szep-tała: Oczywiście, że wyjdę za mąż za ciebie, Willu, mój najmil-szy.Kochałam ciebie zawsze, od owego pierwszego dnia, kiedyprzyjechałeś tutaj w odwiedziny do twego brata. Ale co na to powie twoja macocha?Grace zmarszczyła nosek z niechęcią.125 Musimy mieć pieniądze rzekł trzezwo William. Ona z pewnością nie pozwoli ojcu, by mi dał posag przy-znała Grace z westchnieniem. Uparła się, że muszę zrobićświetną partię. Dotknęła czule paluszkami jego policzka.Ale ja inaczej wyobrażam sobie szczęście. Wyprawię się znów do Indii Zachodnich, zdobędę tyle pie-niędzy, byśmy sobie kupili ładną, dużą farmę i wtedy się pobie-rzemy, ukochana moja Grace.Grace.Grace.Los zdawał się sprzyjać ich potajemnym planom, gdyż wkrótcepotem niejaki pułkownik Helier zaproponował Dampierowi zarządplantacji na wyspie Jamajka.Cztery lata minęły, zanim Williamuskładał sumę, którą uznał za wystarczającą.A gdy powrócił doAnglii, zastał macochę Grace jeszcze bardziej wrogo usposobionąniż dawniej.Posłyszała o tym, w jaki sposób William zdobywałpieniądze, a nazwawszy go rozbójnikiem, zabroniła pasierbicywidywać się z nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]