RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebędzie jadła kaczki, nie mogłaby zjeść kaczki w towarzystwie. Wybrałaś coś? Tak&Głos wydobył się z jej gardła tylko dlatego, że całą uwagę skupiła na nim.%7łeby go tylkoprzepchnąć wyżej, jeszcze wyżej, żeby nie zaskomlał, nie załamał się, żeby się zdecydowałwyjść z ust. Co?  Matka była zniecierpliwiona.Utkwiła oczy w karcie. Ryż z warzywami. Nie możesz jeść samego ryżu, potrzebne ci jest białko.Kelner!Miał czarne, wypastowane półbuty.Spodnie również czarne.Stanął przy obrusie, ale nie zablisko. Tak, słucham. Dwa razy łosoś z sosem cytrynowym, jakąś sałatkę do tego macie? Polecam z warzywami z wody.Zwieża marchewka, kalafior, brokuły, wszystko świeżu-sieńkie, smaczne, zdrowe&52  Wiem, co jest zdrowe.O, jakże wstydziła się za matkę, ten pouczający ton, który kroił powietrze na części. Oczywiście, proszę parni. Kelner jeszcze bardziej zgiął się w krzyżu, ton jego głosuw ogóle się nie zmienił.Jak on mógł być taki nieczuły na to, co się działo wokół niego? Jakieś desery? Może pózniej.Matka zamknęła kartę i popatrzyła na nią.Buty kelnera oddaliły się, a ona odważnie podnio-sła oczy. Co tak siedzisz? Jak?  Odważyła się jednak. Nie umiesz być swobodna między ludzmi? Nie naburmuszaj się, jeśli zwracam ci uwagę,słuchaj, to dla twojego dobra& Nigdy nic nie osiągniesz, jeśli w ten sposób&Justyna wyłączyła się.Wyłączanie się opanowała do perfekcji, patrzyła na matkę uważnie, toznaczy matka myślała, że patrzy uważnie, a ona zamykała uszy i serce i śledziła poruszające sięusta, raz po raz odsłaniające białe zęby.Matka chodziła do dentysty co miesiąc, ale biel zębównie mogła zlikwidować zmarszczek wokół ust, które drgały i wykrzywiały się w takt jej słów. Nie umiesz się zachować między ludzmi&Za wcześnie się włączyła.To jeszcze nie było pytanie, to był repertuar solowy, a usta rozcią-gały się, język pojawił się, żeby zwilżyć ciemnobrązową szminkę, z której po obiedzie i tak niepozostanie ani śladu, a matka wezmie do ręki serwetę, stuli usta w dziób, na samą myśl o tymchciało jej się śmiać, i ten dziób dokładnie wytrze, zostawiając brązowe ślady na sztywnymmateriale.Usta nagle zblakną, zleją się ze skórą twarzy, nie będzie już taka wyniosła przezmoment, może to wina tej szminki, że matka nie może normalnie mówić, nie może rozmawiać,tylko przemawia dniami i nocami, przemawia, uświadamia, poucza, strofuje, troszczy sięo nieudaną córeczkę, która potrzebuje opieki, ręki, która by ją prowadziła&Aosoś był delikatny, prawie bez smaku, ale nie miała odwagi go posolić, matka mówiła, żeniszczy przyprawami smak potraw, więc ryby nie posoliła. Aokcie  powiedziała matka, a ręce Justyny powędrowały natychmiast bliżej ciała, do-tknęła swoich boków, piersi wyprężyły się automatycznie, a głowa uniosła do góry.Aokcie,łokcie, książki pod pachami, żeby nauczyć się jeść porządnie, jak człowiek. Aadnie tutaj  powiedziała matka. Spokojnie.Odpocznę.Odpoczniemy  poprawiłasię.Justyna milczała.Widelec nieprzyjemnie zazgrzytał po talerzu.Marchewka poczerwieniała delikatnie nabiła ostatnią na widelec i wolno podniosła do ust, gryzła, prawie nie ruszającustami, a potem odłożyła sztućce na godzinę piątą, tak jak uczyła matka, wtedy kelner wie, żesię skończyło jeść. Po obiedzie pójdziemy na spacer.Rozejrzymy się, co tu jest ciekawego.Spacer nam do-brze zrobi.53  Dobrze  powiedziała, choć matka nie pytała, tylko jak zwykle oświadczała.Kiedy kelner pojawił się przy ich stoliku znienacka, spojrzała na niego, podając mu talerz.A on spojrzał jej prosto w oczy.Plaża była pustawa.Drewniane schody prowadziły w dół, prosto z wydmy nad morze, nawąski skrawek plaży, jasny piasek z betonowymi trójkątami przy wydmie.I kamienie. Co roku jest mniej plaży  matka westchnęła  i nic nie mogą zrobić.Morze zabiera odlat kawałek po kawałku.Niedługo nie zostanie nic.Justyna zdjęła buty i zanurzyła bose stopy w miękkich, zmielonych drobniutko kamieniach.Suchy piasek przesypywał się między palcami.Pieszczota była prawie niezauważalna, a jednakpoczuła się, jakby grzeszyła. Uważaj, mogą tu być kawałki szkła, lepiej włóż sandały.Głos matki nie był gniewny, ale oczywiście nie dyskutowała, nie tłumaczyła, że będzie uważna,będzie patrzeć pod nogi i przed siebie, na niebo i na ziemię, ale głównie na ziemię, nie powie-działa, że chciałaby trochę zbliżyć się do wody, w wodzie szkła tracą kanty, okrągleją, wodawygładza nawet szkło, a ono matowieje i zmienia się w drobny zielony lub prawie przezroczy-sty kamyk, że będzie szła pasem, gdzie woda i ziemia wchodzą na siebie, zaczepiają się, spy-chają, dotykają, walczą, pieszczą, droczą się ze sobą, kto kogo i kiedy  nie, tego wszystkiegonie powiedziała, tylko kucnęła i dłonią strąciła ziarnka piasku, które ulegle przylepiły się do jejstóp.Zachrzęściło, sandały gładko weszły na stopę, skutecznie oddzielając ją od miękkościi puszystości, od popołudniowego ciepła. Oddychaj głęboko, jod jest bardzo zdrowy.Oczywiście, będzie głęboko oddychać, po to tu przyjechały, żeby oddychać, odpoczywać,odpoczywać i oddychać, więc odetchnęła głęboko i ruszyła za matką.Kiedy zeszły do restauracji na kolację, było już ciemno.Sala zmieniła wygląd.Górne światłabyły wygaszone, na stolikach stały świece, kinkiety rzucały plamy światła w dół.Wnętrze zro-biło się przytulne i miłe.Matka rozejrzała się po sali i ruszyła w kierunku stolika w rogu, przy oknie.Nie był to stolik,przy którym siedziały przy śniadaniu i obiedzie, ale Justyna ruszyła za nią.Dlaczego nie tensam stolik? Wykładzina tłumiła ich kroki, wykładzina zielona, gruba, w granatowe romby, jakprawdziwy perski dywan.Kelner pojawił się znikąd, natychmiast, ten sam, poznała go po bu-tach i po ruchu serca, które zwykle spokojnie pięło się trochę wyżej i opadało, a teraz ruszyłonagle w bok na dzwięk jego głosu. Dobry wieczór paniom.Nie odpowiedziała i matka również nie odpowiedziała, karty mignęły w jego smukłych dło-niach, czekał cierpliwie, a matka, nie podnosząc głowy, zwróciła się do niej:54  Najpierw zamówimy herbatę.Napij się malinowej, wydaje mi się, że chcesz być przezię-biona. Poproszę malinową  odważyła się powiedzieć i spotkała jego wzrok, uważny, bez uśmie-chu, wzrok, który słuchał jej ust. Więc malinową  powtórzyła matka, jakby nie usłyszała, że przecież zamówienie jużzostało złożone. Jedną malinową i dla mnie małą kawę cappuccino.I zaraz zastanowimy się,co zjemy. Już przynoszę.Kelner zniknął i nawet włosy na wykładzinie nie drgnęły od jego krótkiej obecności.Kiedy sprzątał ze stołu, przypatrywała się jego zręcznym dłoniom  dwa talerze jeden nadrugim, dwie filiżanki ustawione tuż przy brzegach talerzy, kciuk podtrzymujący tę misternąkonstrukcję, wskazujący palec na dzbanuszku od herbaty, miękki ruch, pod którym naczyniaposłuszniały i trwały nieruchomo, czekając na odniesienie do kuchni.Przeguby lekko falujące,przejmujące cały ciężar oczekiwania na zmywanie, talerze i filiżanki nawet nie zadrżały, kiedypodnosił wyżej ręce i półokręgiem obracał je w powietrzu, jak w tanecznym pas.Zadrżała ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl