[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- (Pan Welwyn-Foster był biskupem pomocniczym) - Pani Welwyn-Foster obchodziła miasto zadając wszystkim najbardziej osobiste pytania nas dotyczące - pytała jak spędzamy czas, ile mamy pieniędzy, ile ton węgla zużywamy rocznie, pytała o wszystko.Ona zawsze próbuje wtykać nos w nasze sprawy.Przypuszczam, że wykryła, iż jesteśmy fatalnie zadłużeni.- Czy to na pewno nasze sprawy? Zupełnie nie rozumiem, co to może obchodzić panią Welwyn-Foster albo kogokolwiek innego.- Ale ona to będzie wszędzie rozgłaszać - i do tego przesadzać! Wiesz, kto to jest pani Welwyn-Foster.W jakiejkolwiek pojawi się parafii - próbuje wyśledzić coś niegodziwego w stylu bycia pastora, a potem każde słowo powtarza biskupowi.Nie chciałabym być wobec niej nieżyczliwa, ale ona naprawdę.Zdawszy sobie sprawę, że pragnęła być nieżyczliwa, Dorota umilkła.- To odpychająca niewiasta - zgodził się Proboszcz.- No ale co z tego? Kto kiedy słyszał o żonie biskupa, żeby nie była obrzydliwa?- Ale ojcze, wydaje mi się, że nie potrafię cię przekonać, jak kiepsko stoją nasze sprawy! Po prostu nie mamy ani pensa na przeżycie następnego miesiąca.Nie wiem nawet skąd wziąć na mięso na dzisiejszy obiad.- Na lunch, Doroto, na lunch! - poprawił Proboszcz z odcieniem irytacji.- Chciałbym, żebyś się wyzbyła tego wstrętnego obyczaju klas niższych nazywania południowego posiłku obiadem.- No więc na lunch.Skąd mamy wziąć mięso? Nie śmiem prosić Cargilla o następną pieczeń.- Idź do innego rzeźnika - jakże się on nazywa? Salter? - i nie przejmuj się Cargillem.On wie, że wcześniej czy później zostanie spłacony.Na litość, nie wiem o co ten cały rwetes! Czyż nie wszyscy zalegają z pieniędzmi swoim kupcom? Pamiętam wyraźnie.- Proboszcz rozprostował nieco ramiona, wkładając znowu fajkę do ust, spojrzał w przestrzeń; jego głos począł brzmieć wspomnieniowo i stał się słyszalnie sympatyczniejszy-.pamiętam wyraźnie, że kiedy byłem w Orfordzie, mój ojciec jeszcze nie zapłacił jakichś swoich oxfordzkich rachunków sprzed trzydziestu lat.Tom - (Tom był stryjecznym bratem Proboszcza, baronetem) - był winien siedem tysięcy zanim doszedł do swoich pieniędzy.Sam mi o tym powiedział.Ostatnia nadzieja Doroty zgasła.Kiedy ojciec zaczynał mówić o swoim stryjecznym bracie, Tomie i o tym, co się działo „kiedy byłem w Oxfordzie", niczego już zeń nie dało się wyciągnąć.Znaczyło to, że umknął w wyimaginowaną złotą przeszłość, w której rzeczy tak wulgarne jak rachunki od rzeźnika po prostu nie istnieją.Zdarzały się długie okresy, kiedy sprawiał wrażenie jakby zupełnie zapominał, że był jedynie dotkniętym biedą prowincjonalnym proboszczem - a nie młodym mężczyzną z zamożnego rodu, ze spadkiem do wzięcia.We wszystkich okolicznościach za najbardziej naturalny uważał arystokratyczny, rozrzutny styl życia.Rzecz jasna, kiedy nie bez upodobania bujał w świecie wyobraźni, Dorota musiała staczać boje z kupcami i sprawiać, by barani udziec starczał od niedzieli do środy.Wiedziała, że wszelki dalszy spór z ojcem był zupełnie bezprzedmiotowy.Mógłby się skończyć wyłącznie wprawieniem go w gniew.Wstała od stołu i zaczęła piętrzyć naczynia na tacy.- Jesteś zupełnie pewien, że nie możesz mi dać żadnych pieniędzy, ojcze- spytała po raz ostatni, już w drzwiach, trzymając tacę w dłoniach.Wpatrzony w nieokreślony punkt przestrzeni, spowity kłębami przyjemnego dymu, Proboszcz nie słyszał.Myślami był najpewniej w swoich złotych czasach Oxfordu.Dorota wyszła z pokoju roztrzęsiona nieomal do łez.Przygnębiającakwestia długów raz jeszcze została odstawiona na półkę, jak bywała odstawiana już wcześniej, tysiące razy, bez nadziei na ostateczne jej rozwiązanie.3.Dorota zjeżdżała ze wzgórza na starym rowerze, z przyczepionym do kierownicy koszykiem, obmyślając sposób zagospodarowania trzech funtów, dziewięciu szylingów i czterech pensów - całego kapitału, jaki jej został do dnia płatności rachunków za miniony kwartał.Układała spis rzeczy potrzebnych w kuchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]