[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podszedł i przytulił dziewczynę, lecz szybko wyzwoliła się z objęć, wciąż ściskając torbę.- Jedną chwilkę! Najpierw chcę ci pokazać, co zdobyłam.Ty pewnie przyniosłeś tę ohydną Kawę Zwycięstwa, no nie? Tak też myślałam.Możesz wyrzucić to gówno, nie będzie nam potrzebna.Patrz!Uklękła na podłodze, otworzyła torbę i wysypała z niej leżące na wierzchu narzędzia.Pod spodem znajdowało się kilka zgrabnych papierowych paczuszek.W pierwszej, którą mu podała, wyczuł dotykiem coś dziwnego, ale zarazem jakby mgliście znajomego.Wypełniała ją jakaś ciężka, ziarnista substancja ustępująca pod naciskiem palców.- Czyżby to był cukier? - spytał.- Tak, prawdziwy cukier.Nie sacharyna, tylko cukier! A oto bochenek chleba, prawdziwego, jasnego chleba, nie tego świństwa, którym nas karmią, oraz słoiczek dżemu.Do tego jeszcze puszka mleka i.Spójrz! Z tego jestem najbardziej dumna.Musiałam owinąć w szmatę, bo.Nie potrzebowała mu wyjaśniać, dlaczego zawinęła tę paczkę: jej aromat od razu wypełnił pokój.Wonny, intensywny zapach kojarzył się Winstonowi z najwcześniejszym dzieciństwem, choć i teraz czasem zdarzało mu się go czuć - dochodził na przykład z głębi mijanej klatki schodowej, dopóki nagle nie zatrzaśnięto drzwi, albo unosił się tajemniczo na zatłoczonej ulicy; wąchało się go przez chwilę, po czym raptem nikł.- Kawa - szepnął.- Prawdziwa kawa!- Kawa Wewnętrznej Partii.Przyniosłam cały kilogram.- Jak zdobyłaś te skarby?- Członkowie Wewnętrznej Partii mają wszystkiego w bród.Tym świniom niczego nie brakuje, dosłownie niczego.Ale kelnerzy, służba i inni zawsze coś tam podkradają, więc.Patrz, mam nawet trochę herbaty.Winston już dobrą chwilę temu przykucnął obok Julii.Rozerwał róg paczuszki.- Prawdziwa herbata! Nie liście jeżyn!- Ostatnio jest sporo herbaty.Pewnie zdobyli Indie czy coś w tym rodzaju - oświadczyła.- Poczekaj, kochany.Odwróć się i nie patrz na mnie przez kilka minut.Usiądź po drugiej stronie łóżka.Tylko nie podchodź zbyt blisko okna.I nie oglądaj się, dopóki ci nie powiem.Winston zapatrzył się w muślinową firankę.Na podwórzu kobieta o czerwonych ramionach wciąż dreptała między balią i sznurem z bielizną.Wyjęła z ust kolejne dwa drewniane spinacze i zaśpiewała z przejęciem:Mówią, że czas leczy rany,Wszystko w niepamięć odpływa;Lecz moje serce wciąż szlocha żałośnie,Gdy wspomnienie sprzed lat w nim odżywa!Najwyraźniej znała na pamięć całą szmatławą piosnkę.Jej głos - melodyjny, przepojony jakby pogodną melancholią - wzbijał się do góry wraz z wonnym letnim powietrzem.Odnosiło się wrażenie, że byłaby zupełnie szczęśliwa, gdyby ten czerwcowy wieczór trwał wiecznie, a góra prania nigdy się nie kończyła, i gdyby przez następne tysiące lat mogła rozwieszać pieluszki i wyśpiewywać bzdury.Pomyślał z zaskoczeniem, że nigdy nie słyszał, aby członek Partii śpiewał coś spontanicznie sam jeden.Byłoby to wręcz nieprawomyślne i pewnie uznane za oznakę niebezpiecznej ekscentryczności, podobnie jak mówienie na głos do siebie.Czyżby tylko ludzie żyjący na granicy ubóstwa mieli ochotę śpiewać?- Możesz się odwrócić! - zawołała Julia.Kiedy na nią spojrzał, w pierwszej chwili prawie jej nie poznał.Spodziewał się, że zobaczy dziewczynę nagą.Tymczasem zmiana, jaka nastąpiła, była znacznie bardziej niezwykła.Julia się umalowała.Zapewne wstąpiła ukradkiem do jakiegoś sklepu w dzielnicy dla proli i kupiła sobie zestaw kosmetyków.Usta miała ciemnoczerwone, na policzkach róż, nos przypudrowany; nawet oczy podkreśliła czymś, co sprawiło, że wydawały się jaśniejsze.Makijaż wykonała dość nieudolnie, ale też Winston nie był żadnym znawcą.Dotychczas nigdy nie widział i nawet sobie nie potrafił wyobrazić partyjniaczki z umalowaną twarzą.Przemiana, jaka się w Julii dokonała, była wprost niesamowita.Za pomocą zaledwie kilku pociągnięć w odpowiednich miejscach stała się nie tylko znacznie ładniejsza, lecz przede wszystkim znacznie bardziej kobieca.Jej krótka fryzura i chłopięcy kombinezon jedynie potęgowały to wrażenie.Gdy brał ją w ramiona, poczuł sztuczny zapach fiołków.Przypomniał mu się półmrok sutereny i czarna jama w twarzy prostytutki.Używała tych samych perfum, ale wcale mu to nie przeszkadzało.- Nawet perfumy! - wykrzyknął.- Tak, najdroższy, nawet perfumy.I wiesz, co jeszcze zrobię? Zdobędę jakoś prawdziwą babską sukienkę i będę ją nosić zamiast tych cholernych gaci.Włożę jedwabne pończochy i pantofle na wysokich obcasach! W tym pokoju będę kobietą, a nie towarzyszką partyjną!Zrzucili z siebie ubrania i położyli się na ogromnym mahoniowym łożu.Winston po raz pierwszy rozebrał się całkiem do naga w obecności Julii.Dotychczas zbyt się wstydził swojego bladego, mizernego ciała, żylaków na łydkach i fioletowej plamy nad kostką.Nie mieli prześcieradła, lecz wytarte koce, na których spoczywali, były gładkie w dotyku, a rozmiary i sprężystość łóżka wprawiały ich oboje w zdumienie.- Pewnie aż roi się od pluskiew, ale co tam! - zawołała Julia.Podwójnych łóżek w ogóle się nie widywało, chyba że w domach proli.W dzieciństwie Winston sypiał czasami w takim łóżku; Julia - z tego, co pamiętała - nigdy.Wkrótce oboje zapadli w drzemkę.Kiedy Winston się zbudził, wskazówki zegara zbliżały się do dziewiątej.Leżał bez ruchu, ponieważ Julia spała z głową opartą na jego ramieniu.Starł jej się prawie cały makijaż, pozostawiając ślady na poduszce i twarzy Winstona, lecz resztka różu wciąż jeszcze podkreślała piękno kości policzkowych.Złote promienie zachodzącego słońca padały na skraj łóżka i kominek, oświetlając garnek, w którym bulgotała woda.Prolka na podwórzu przestała śpiewać, ale z uliczki nadal dobiegały przytłumione krzyki bawiących się dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]