[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam wreszcie zaparł się i zatrzymał nas.Spodziewałam się, że zażąda, byśmy wrócili i wysłuchali reszty,ale wyraz mojej twarzy widocznie przekonał go, że lepiej nie naciskać.- Jesteś blada jak ściana - powiedział, marszcząc z troską brwi.-Chyba nie zemdlejesz znowu, co? Potrzebujesz usiąść?Pokręciłam głową.Nie odrywałam oczu od drzwi sali pana Kale'ai modliłam się, żeby się nie otworzyły.- Możemy wrócić do domu, Parker? Proszę cię.- Błagałam.Miałam to gdzieś.Chciałam się znalezć jak najdalej od sali 317.Parker też obejrzał się w głąb korytarza.W końcu westchnął ikiwnął głową.- Wracajmy.8Co on tu jeszcze robi? - spytał Parker, kiedy skręciliśmy w nasząulicę.Wskazał palcem milicjanta Brenta, stojącego na chodniku przednaszym domem.Wyglądał jak prawdziwy bodyguard z rozstawionyminogami i rękami założonymi wysoko na piersi.Na jego widok wywrócił mi się żołądek.Czy coś się stało? Czyktoś próbował się włamać?Zaparkowałam przy krawężniku i wyłączyłam silnik.MilicjantBrent nie odwrócił się.Nawet nie drgnął.Był jak jeden z tychżołnierzy, którzy pełnią straż pod domem królowej brytyjskiej.Parker przyglądał mu się nieufnie.- Pójdę sprawdzić, co u mamy.- Obszedł faceta, otworzył drzwi izniknął w domu.Ja wzięłam z tylnego siedzenia niewielkie pudełko znaszymi racjami żywnościowymi.- Cześć, mili.Brent - powiedziałam, podchodząc do niego.Kiwnął głową.- Mia.- Jesteś tu od rana?- W południe poszedłem do domu, żeby zrobić sobie kanapkę, alepotem zaraz wróciłem.- Wiesz co, kiedy cię prosiłam, żebyś miał oko na dom, nieplanowałam zatrudniać cię na stałe jako ochroniarza.Jeśli masz jakieśinne rzeczy do roboty.- Widziałem tego dzieciaka w okularach.Tego, który ob-serwował wasz dom.Słowa skamieniały mi w gardle.Musiałam je wykaszlnąć.- Jesteś pewien, że to był on?- Mniej więcej w twoim wieku, był tu nie dalej jak piętnaścieminut temu.Kiedy mnie zobaczył, zrobił się strasznie nerwowy iodszedł.Miał okulary, ale nie ciemne, jak mówiłaś.Raczej takie wstylu japiszona.- Prostokątne, w czarnych oprawkach? - spytałam.Zaschło mi wustach.- Tak, właśnie takie.- I ciemne włosy? Bardzo przystojny?Brent nadął pierś i cofnął głowę tak daleko, że stała się.częściąszyi.- Miał ciemne włosy, owszem.Z trudem przełknęłam ślinę.Jeremy.To musiał być on.- Znasz tego chłopaka? - spytał Brent.- Zdaje się, że tak.Chodzę z nim na zajęcia.Oczy Brenta zrobiłysię maleńkie.- Kocha się w tobie? %7łar oblał mi szyję i twarz.- Nie - odparłam szybko.Kąciki ust milicjanta Brenta wygięły się w dół.- Wygląda na to, że dorobiłaś się stalkera.- Sięgnął do kieszeni,wyjął małą, okrągłą puszeczkę i wręczył mi ją.Przeczytałam etykietę.- Gaz pieprzowy? Kiwnął głową.- Starczy wycelować i wcisnąć guzik.Tylko upewnij się, że niecelujesz przypadkiem we własną twarz.I staraj się tego nie wdychać,bo poczujesz się, jakbyś łyknęła napalmu.- No cóż.dzięki.- Jak zobaczysz tego stalkera, nie wahaj się.Psikaj i już.Słowamilicjanta Brenta podążyły za mną chodnikiem, ażdo domu.Jeremy stalkerem? W życiu.Taki facet jak Jeremy niemusiał łazić za dziewczynami.Kiedy otworzyłam frontowe drzwi, usłyszałam zduszony krzyk ipieprzowy sprej o mało nie wypadł mi z ręki.Wycelować i psikać,łatwo się mówi.Pobiegłam do pokoju mamy.Mama siedziała skulona na łóżku, przyciskając rękami kolana dopiersi.Trzęsła się cała.Wybuchnęła serią przerażonychkrzyków, ale głos szybko wyczerpał się w jej zdartym gardle,które teraz wydawało z siebie już tylko zduszone rzężenie.Blizny najej policzkach i podbródku odcinały się ostro od skóry, wypukłe iwoskowe.Parker stał nad nią i nie wiedział, co robić.Zachować dystans czydotknąć jej, spróbować wyrwać ją z napadu wspomnień.Z powrotemdo tej rzeczywistości.Tej, w której siedziała bezpiecznie we własnymdomu, a nie leżała pogrzebana żywcem, czekając na śmierć.Ruszyłam do akcji.Nie mogłam powiedzieć, że przez miesiącprzywykłam do tych epizodów, ale już.mnie nie paraliżowały.- Wez thorazine z szalki z lekami - powiedziałam do Parkera.Pobiegł do łazienki mamy.Usłyszałam, jak grzebie w buteleczkach zpigułkami.Słyszałam stukot przedmiotów wpadających do umywalkipod szafką.Pochyliłam się do ucha mamy i zaczęłam przemawiać do niejmiękko:- Mamo, to ja, Mia.Słyszysz mnie? Jestem tutaj z tobą, w twojejsypialni.Jesteś bezpieczna.Możesz wrócić.Obiecuję ci, że tobezpieczne miejsce.Nic złego ci się tu nie stanie.Jeśli mnie słyszała, to nie okazała tego.Szeptałam dalejpocieszające słowa, ale w głowie miałam tylko jedno: to nie powinnosię dziać.To nie powinno się dziać.Nie byłam far-maceutką, alefaszerowałam mamę taką ilością xanaksu i thorazine, że te epizodypowinny się skończyć.Telewizor był włączony i twarz Proroka wypełniała ekran.Zasnute bielmem gałki jego oczu zdawały się wbijać spojrzenie wprostwe mnie, kiedy mówił.- Nie cieszę się z tego, że jestem zwiastunem złych wieści.- Jegouwodzicielski głos był bardziej ponury niż zwykle.-%7łałuję z całegoserca, że do tego doszło.Ale wiedzcie, moi Wyznawcy, że nie musiciesię lękać żadnego zła, bo pójdziemy razem przez cienistą dolinęśmierci i wyłonimy się na światło po drugiej stronie.Jeśli oddaliściedusze Bogu i przysięgliście Mu służyć, uchroni was przednadchodzącym zniszczeniem.Kiedy świat będzie walił się wokół was, kiedy będzie szalałaburza, wy będziecie bezpieczni w samym oku huraganu [ Pobierz całość w formacie PDF ]