[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego spadaniu towarzyszył chrzęst łamiącego się metalu i kości.Kiedy w końcu uderzył o ziemię, wzniosła się potężna chmura kurzu, a cała ściana skalna zatrzęsła się od siły jego upadku.Pełzacz leżał nieruchomo u podnóża urwiska, a jego oleistym cielskiem wstrząsało drżenie.- To już lepiej! - westchnął Padishar Creel i osunął się przy przedpiersiu na ziemię, zamykając ze zmęczenia oczy.- Wykończyłeś go jednak! - krzyknął Chandos, przyklęknąwszy obok niego.Jego uśmiech miał w sobie coś dzikiego.Morgan, stojący obok, przyłapał się na tym, że również się uśmiecha.Lecz Padishar jedynie potrząsnął głową.- To niczego nie załatwia.To była porcja grozy na dzisiaj.Jutro z pewnością doczekamy się następnej.I czym wtedy zastąpimy olej, który doszczętnie zużyliśmy dzisiaj? - Jego ciemne oczy się otworzyły.- Wyciągnijcie ze mnie tę drugą strzałę, żebym mógł się trochę przespać.Federacja nie zaatakowała już powtórnie tego dnia.Wycofała swą armię na skraj lasu, aby pochować zabitych i opatrzyć rannych.Jedynie katapulty pozostawiono na miejscu, od czasu do czasu śląc w górę pociski, z których większość nie dosięgała celu i atak okazywał się bardziej irytujący niż skuteczny.Niestety, pełzacz nie był martwy.Po pewnym czasie zaczął dochodzić do siebie.Ciężko przewrócił się na brzuch i powlókł w stronę Parma Key, by tam poszukać schronienia.Nie sposób było odgadnąć, jak ciężko został zraniony, lecz nikt nie dałby głowy, że widzą go po raz ostatni.Padisharowi opatrzono rany i położono go do łóżka.Był osłabiony od utraty krwi i odczuwał znaczny ból, lecz jego obrażenia nie były trwałe.Jeszcze kiedy Chandos doglądał jego pielęgnacji, Padishar wydawał dyspozycje dotyczące dalszej obrony Występu.Należało zbudować specjalną machinę wojenną.Morgan słyszał, jak Chandos o niej mówi, zbierając doborową grupę ludzi, których następnie wysłał do największej jaskini, gdzie mieli ją skonstruować.Niemal od razu zabrali się do pracy, lecz kiedy Morgan zapytał, co takiego mają montować, Chandos nie chciał na ten temat rozmawiać.- Zobaczysz, kiedy będzie gotowe, góralu - odparł szorstko.- Niech ci to na razie wystarczy.Morganowi to wystarczyło, ale tylko dlatego, że nie miał innego wyboru.Nie wiedząc, co z sobą począć, udał się w miejsce, gdzie Teel zaprowadziła Steffa, i zastał przyjaciela owiniętego w koce i gorączkującego.Teel przyglądała się podejrzliwie, kiedy góral dotknął jego czoła.Była jak pies łańcuchowy, który nikomu nie ufa.Morgan nie miał jej tego za złe.Przez parę chwil rozmawiał spokojnie ze Steffem, lecz karzeł był ledwie przytomny.Wydawało się, że lepiej będzie pozwolić mu spać.Góral wstał, spojrzał po raz ostatni na milczącą Teel i się oddalił.Resztę dnia spędził, wędrując tam i z powrotem od umocnień do jaskiń, sprawdzając, co dzieje się z armią federacji, tajną bronią oraz Padisharem i Steffem.Niewiele się dowiedział i godziny poranka, a potem popołudnia wlokły się wolno.Znowu się zastanawiał, jaką przysługę komukolwiek wyświadcza, siedząc tu na Występie z banitami, członkami ruchu oporu albo i nie, z dala od Para i Colla oraz tego wszystkiego, co naprawdę ważne.Jak zdoła jeszcze kiedyś odnaleźć Ohmsfordów, teraz, kiedy zostali rozdzieleni? Z pewnością nie spróbują dostać się do Parma Key, w każdym razie nie w czasie, kiedy oblega ich tu armia federacji.Damson Rhee nigdy na to nie pozwoli.A może jednak? Nagle Morganowi przyszło do głowy, że może ona jednak na to pozwolić, jeśli uzna, że da się to bezpiecznie zrobić.To dało mu do myślenia.A jeśli istnieje więcej niż jedna droga na Występ? Czy nie musi tak być? - zadawał sobie pytanie.Nawet zważywszy, że umocnienia obronne były tak potężne, Padishar Creel musiał brać pod uwagę możliwość, że zostaną one jednak przełamane, a jego ludzie przyparci do skały.Musiała istnieć jakaś droga odwrotu, me wyjście.Albo wejście.Postanowił się o tym przekonać.Był już jednak niemal zmierzch, kiedy nadarzyła się po temu sposobność [ Pobierz całość w formacie PDF ]