[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawiał się, czy nie nawoływać Niebezpiecznego Groszka, ale uznał, że lepiej nie.Wołanie mogłoby dopomóc w odnalezieniu małego szczurka, ale również mogło obudzić czujność.każdej innej istoty przebywającej w pobliżu.A te wielkie szczury były, no cóż, wielkie.I wyglądały bardzo nieprzyjemnie.Nawet głupi pies miałby kłopot, żeby sobie z nimi poradzić.Był teraz w niewielkim tunelu o kwadratowym przekroju, którym biegły jakieś rury.Stare i dziurawe.Z dziurek wydobywała się świszcząc para, tu i tam na dno tunelu skapywała gorąca woda.W górze co jakiś czas widniały kratki, przez które wpadało z ulicy słabe światło.Woda wyglądała na czystą.Przynajmniej nie była mętna.A Maurycy czuł wielkie pragnienie.Pochylił się, wysunął język.W wodzie falował łagodnie cienki jasnoczerwony pasek.* * *Szynkawieprz wyglądał na oszołomionego i sennego, ale był na tyle przytomny, by trzymać Sardynki za ogon, kiedy szczury ruszyły w drogę powrotną ze stajni.To była powolna podróż.Sardynki uznał, że stary szczur nie da sobie rady na sznurach na bieliznę.Skradali się więc kanałami i ściekami, przykryci jedynie płaszczem nocy.Kiedy wreszcie dotarli do piwnicy, kręciło się w niej kilka szczurów.Szynkawieprz ledwo powłóczył nogami, podpierany to z jednej, to z drugiej strony przez Sardynki i Ciemnąopaleniznę.W piwnicy wciąż jeszcze paliła się świeca.Ciemnaopalenizna zdziwił się.Tyle wydarzyło się ostatnio, a minęła zaledwie godzina.Pozwolili Szynkawieprzowi opaść na podłogę, gdzie leżał, dysząc ciężko.Dygotał przy każdym oddechu.— Truciznę, szefie? — zapytał szeptem Sardynki.— Myślę, że dla niego to było po prostu za wiele — odparł Ciemnaopalenizna.— Po prostu za wiele — powtórzył.Szynkawieprz otworzył oczy.— Czy.ja.jestem.nadal.dowódcą? — zapytał.— Tak jest, sir — odparł Ciemnaopalenizna.— Potrzebuję.snu.Ciemnaopalenizna rozejrzał się wokół.Szczury w grupkach szeptały między sobą.Spoglądały na niego.Szukał wzrokiem jasnej postaci Niebezpiecznego Groszka.— Odżywka.mówiła mi.że widziałeś.tunel.Wielkiego Szczura — z trudem odezwał się znowu Szynkawieprz.Ciemnaopalenizna obrzucił piorunującym spojrzeniem młodą szczurzycę.— Widziałem.coś — odpowiedział.— Więc będę śnił i.nigdy się nie obudzę — powiedział Szynkawieprz.Jego głowa znowu opadła.— Stary szczur.nie powinien umierać.w ten sposób — wymruczał.— Nie w ten sposób.Nie.w świetle.Ciemnaopalenizna skinął pospiesznie na Sardynki, który natychmiast zgasił świecę kapeluszem.Otoczyła ich wilgotna, gęsta piwniczna ciemność.— Ciemnaopalenizno — wyszeptał Szynkawieprz.— Powinieneś wiedzieć.Sardynki w napięciu usiłował usłyszeć ostatnie słowa dowódcy skierowane do Ciemnejopalenizny.Po kilku chwilach przeszedł go dreszcz.Czuł, że coś się na świecie zmieniło.W ciemności trzasnęła zapałka, płomień znowu ożywił świecę, wydobywając na świat cienie.Szynkawieprz leżał całkiem nieruchomo.— Czy powinniśmy teraz go zjeść? — ktoś zapytał.— On.odszedł — powiedział Ciemnaopalenizna.Pomysł zjedzenia Szynkawieprza wydawał mu się jakoś nie na miejscu.— Zagrzebmy go — powiedział.— I oznaczmy to miejsce, byśmy wiedzieli, gdzie się on znajduje.Wszyscy poczuli ulgę.Szanowali Szynkawieprza, ale nawet jak na gust szczurów, był już zbyt stary.Jeden ze szczurów zapytał niepewnie:— Jeśli mówi pan, by oznaczyć miejsce, to czy ma pan na myśli takie oznaczenie jak w miejscach, gdzie coś zakopujemy?— To znaczy, czy mamy zostawić na nim odchody? — zapytał inny szczur.Ciemnaopalenizna spojrzał na Sardynki, ale ten milczał.Nowy przywódca czuł się tak, jakby tracił grunt pod nogami.Kiedy jesteś przywódcą, wszyscy chcą zrozumieć, co powiedziałeś.A wciąż nie było z nimi białego szczura.Musiał sam podjąć decyzję.Przez chwilę w skupieniu zastanawiał się, wreszcie skinął głową.— Tak.To by mu się podobało.To bardzo po.szczurzemu.Ale zrobimy coś jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]