RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z miejsca, gdzie siedziała, widziała stary dom otoczony brzozami, których liście nabrały już jasnożółtej barwy.Widok tego domostwa i treść listu przeniosły Kim trzysta lat wstecz.Ogarnięta skrajną paniką, jakby fizycznie odczuła okrutną nieuchronność egzekucji Elizabeth.Choć w liście nie było o tym mowy, odniosła wrażenie, że stanowi on odpowiedź na list Ronalda, desperacką próbę ocalenia żony.Oczy Kim wypełniły łzy.Trudno było sobie wyobrazić, w jakiej musiał być rozpaczy.Poczuła się winna z powodu swoich początkowych podejrzeń wobec niego.Wreszcie wstała.Włożyła list z powrotem do koperty i zaniosła do piwnicy, aby schować go wśród innych znalezisk w szkatułce na Biblię.Następnie opuściła zamek i ruszyła w kierunku domu.W połowie drogi zwolniła kroku.Rzuciła okiem na laboratorium i stanęła.Spojrzała na zegarek.Nie było jeszcze czwartej.Ni stąd, ni zowąd przyszło jej do głowy, że byłoby z jej strony miłym gestem, gdyby urozmaiciła nieco dietę naukowców.Gdy zajrzała do nich rano, wydali jej się przygnębieni.Pomyślała sobie, że może zaszkodziła im pizza.Mogłaby bez trudu powtórzyć kolację złożoną z ryby i steków, jak przed prawie dwoma tygodniami.Z tą myślą zmieniła kierunek i udała się do laboratorium.Mijając przyszłą recepcję odczuła lekki niepokój.Nigdy nie była pewna, czego ma się po nich spodziewać.Wchodząc do pracowni, puściła drzwi, które zaraz zamknęły się za nią z trzaskiem.Nikt się nie zerwał, żeby ją powitać.Skierowała się do stanowiska Edwarda.Minęła Davida, który przywitał się uprzejmie, ale bez poprzedniej wylewności.Powiedziała dzień dobry Glorii, która też natychmiast skupiła się z powrotem na pracy.Kim szła dalej, ale jej czujność wzrosła.David i Gloria od samego początku zachowywali się wobec niej najbardziej normalnie, ale i po nich było widać, że znów się coś zmieniło.Edward był tak zatopiony w pracy, że Kim musiała dwa razy poklepać go po ramieniu, żeby zwrócić na siebie uwagę.Spostrzegła, że robi nowe kapsułki Ultra.- Coś się stało? - spytał.Uśmiechał się.Odniosła wrażenie, że jest w dość dobrym nastroju.- Chciałam wam coś zaproponować.Co byście powiedzieli na powtórkę kolacji sprzed dwóch tygodni? Chętnie pojadę do miasta i kupię coś do jedzenia.- To uroczo z twojej strony - odparł Edward.- Ale nie dzisiaj.Strasznie się śpieszymy.Zamówimy pizzę.- Obiecuję, że to wam nie zajmie dużo czasu.- Powiedziałem nie! - syknął Edward przez zaciśnięte zęby, aż Kim cofnęła się o krok.Ale natychmiast odzyskał panowanie nad sobą i znów się uśmiechnął.- Pizza całkowicie nam wystarczy.- Skoro tak wolisz.- powiedziała Kim trochę zakłopotana, trochę wystraszona.Edward zdawał się przez chwilę balansować na krawędzi wytrzymałości nerwowej.- Dobrze się czujesz? - spytała niepewnie.- Tak! - burknął, ale zaraz znów się uśmiechnął.- Jesteśmy trochę zajęci.Mieliśmy drobny kłopot, ale już wszystko w porządku.Kim odstąpiła jeszcze parę kroków.- No dobrze - powiedziała.- Gdybyście zmienili zdanie w ciągu najbliższej godziny, mogłabym jeszcze pojechać do miasta.Jestem w domu, zadzwońcie w razie czego.- Jesteśmy naprawdę zbyt zajęci - odparł Edward.- Zjedz bez nas, ale dzięki za propozycję.Powiem wszystkim, że o nas pomyślałaś.Gdy wychodziła, nikt nie zwrócił na nią uwagi, nawet nie podniósł wzroku znad swojej pracy.Znalazłszy się znów na dworze, westchnęła i pokręciła głową.Zdumiewające, jak łatwo zmieniała się atmosfera w laboratorium.Zastanawiała się, jak ci ludzie w ogóle mogą ze sobą wytrzymać.Dochodziła do wniosku, że osobowość naukowca jest jej całkiem obca.Po kolacji było jeszcze dość jasno, żeby wrócić do zamku, ale Kim jakoś nie mogła się do tego zmusić.Zaległa przed telewizorem.Miała nadzieję, że jakiś program zajmie ją na tyle, by przestała myśleć o swoich stosunkach z Edwardem i innymi pracownikami laboratorium, ale nie mogła przejść nad tym do porządku.Była coraz bardziej niespokojna.Próbowała czytać, lecz nie była w stanie się skupić.Przyłapała się na tym, że marzy, żeby już był poniedziałek i żeby mogła iść za śladem, który prowadził do harwardzkiej Szkoły Prawa.Wieczór się wlókł, a ona była coraz bardziej zdenerwowana.Jej myśli powędrowały do Kinnarda.Zastanawiała się, z kim teraz jest i co robi.A także czy wspomina ją czasem.Mimo że w końcu wzięła Xanax, by uspokoić burzę myśli, Kim nagle zerwała się ze snu.W sypialni panowała atramentowa ciemność.Rzut oka na zegarek przekonał ją, że spała bardzo krótko.Opadła z powrotem na poduszkę i wsłuchała się w nocne odgłosy domu, próbując zgadnąć, co mogło ją tak gwałtownie obudzić.Po chwili usłyszała kilka głuchych odgłosów dobiegających zza domu.Brzmiało to tak, jakby jej nowe gumowane pojemniki na śmieci grzmotnęły o drewnianą ścianę.Na myśl o czarnym niedźwiedziu lub wściekłym szopie, który usiłuje dostać się do śmietnika, gdzie wszakże spoczywały skóra i kości kurczaka, Kim zesztywniała.Zapaliła nocną lampkę i wstała.Włożyła szlafrok i kapcie.Poklepała Shebę, rada, że trzyma ją w domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl