RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Obóz dla inteligentnych i utalentowanych.Ale Glorii tam się nie spodobało, dlategowróciliśmy do domu.To wszystko.- Nie wszystko - poprawiłam go.- Widział pan różne rzeczy, prawda? Rzeczy, których pan nie potrafił zrozumieć anisobie wyjaśnić.Jensen wzdrygnął się i odwrócił wzrok.W końcu zrozumiałam.Ona nigdy mu nic powiedziała - zwróciłam się do llirncra i do milczącego, obserwującego przebieg wypadków Luisa,który oparł się o zlew, a ramiona skrzy- | żował na piersi.- %7łona mu nie zdradziła, że mogła być Strażniczką.Niewspomniała też, że córka mogła odziedziczyć jej talent.Nie wiedział, co widzi ani co się działo na Ranczu.Oczy Jensena wypełniły się łzami.- To ktoś stamtąd ją porwał? Tamci ludzie? Na litość boską, to miało miejsce w zeszłym roku, zwyczajny obóz letni dladzieciaków.To było co innego? Dlaczego? Dlaczego mieliby zrobić coś takiego?Luis i Turner spojrzeli na mnie.Mogłam mu powiedzieć tylko jedno.- Bo pańska córka ma potencjalną moc.A oni tego szukają.Od tej chwili trzeba będzie jej strzec.Niech panporozmawia z żoną.I przyzna, że pan wie, że wasza córka ma zdolności Strażniczki.%7łona też będzie miała panu wiele dopowiedzenia.Mówiąc to, musiałam skrzywdzić tych ludzi.%7łyli w świecie fałszywym, lecz szczęśliwym.Teraz go zatruwałamprawdą.Ale i tak nie było końca zmianom.%7łycie jest zmianą, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.Powoli zwinęłam w pięść chłodne, metalowe palcemojej lewej dłoni.Dłoni, której nie straciłam dla ich dziecka, lecz dla Ibby.Dla dziecka, które.kochałam.%7łycie jest zmianą.- Musi nam pan opowiedzieć o wszystkim z najmniejszymi szczegółami - Turner zwrócił się do Jensena.-Skąd panotrzymał zaproszenie, żeby przywiezć córkę na ten obóz, gdzie się mieścił, kogo pan tam spotkał, co pan tam robił.Poprostu wszystko.Rozumie pan?Jansen skinął głową, a łzy spływały mu po policzkach.- To moja wina - powiedział.- Naraziłem ją na niebezpieczeństwo.Naraziłem ją na niebezpieczeństwo ze slrony tychzboczeńców.O Boże!- Nie - zaprotestował Luis, który odezwał się pierwszy raz.- Gdyby pan jej do nich nie zawiózł, wdarliby się dopańskiego domu i też by ją porwali.Tak właśnie działają.- Ogarnął go gniew, na twarzy pojawiły się ostre linie, a wsferze eterycznej zajarzyły się jaskrawo-czerwone fale.- Właśnie tak zrobili z moją bratanicą, Ibby.Nadal ją mają.Jensen otarł twarz rękawem koszuli.- Przepraszam - wymamrotał.- Nic jej nie jest? Patrzyliśmy na siebie z Luisem przez chwilę bez słowa.- Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby nic jej się nie stało.Turner pozwolił Jensenowi pójść do żony.Zostaliśmy we trójkę w milczeniu, w ciepłej pachnącej pralni.Na wierzchususzarki stał kosz ze schludnie poskładanym praniem.Jasne kolorowe ubrania małej dziewczynki, przygotowane z miłością.- No cóż - zaczął Turner.- Wybieracie się dokądś?- Tak - potwierdziłam.- Lecimy z tobą do Kalifornii.Turner uśmiechnął się krzywo, lecz bez zdziwienia.- Zbierzcie swoje rzeczy.Spotkamy się na lotnisku.Ze zdumieniem odkryłam, że Turner zażądał samolotu Strażników, z oznaczeniem widocznym jedynie w sferzeeterycznej.Tylko Strażnicy mogliby zidentyfikować ukryty, stylizowany symbol słońca na ogonie.Był to mały prywatnysamolot, smukły i lśniący, przeznaczony jedynie dla kilkunastu pasażerów, zapewniający im dość luksusowe warunki lotu.Turner dopilnował, żeby Jensenowie wygodnie usiedli, a ich bagaż trafił do luku.Potem zadbał o mnie i Luisa.Niepotrzebowaliśmy pomocy; wzięliśmy po małej torbie, którą łatwo można było schować.Byłam głodna, ale czułam, że niejest to odpowiednia pora na jedzenie.Luis poprosił o piwo.Widząc moje zdziwione spojrzenie, wzruszył ramionami.- Posłuchaj, jestem Strażnikiem Ziemi.Nie mam zamiaru się upić.Nie mogę, chyba że na to sobie pozwolę - mówiłtak, jakby się bronił.Pokiwałam głową, zamknęłam oczy.Opuściłam głowę na skórzane oparcie fotela.Lot był krótki.Dlaodmiany, nic się nie wydarzyło.Nie zanotowano turbulencji ani napastników, którzy by znienacka zaatakowali nas z nieba.Zaskakująco inaczej.Osunęłam się w sen, pełen krwi i wijących się czarnych przedmiotów, przemykających w mroku i rzucających mi się dogardła.Kiedy się ocknęłam, zauważyłam, że moja metalowa lewa dłoń jest zaciśnięta jak mocno zawiązany węzeł.Niebudziła żadnych uczuć.Czułam tylko tamtą, fantomową, nieistniejącą dłoń, która jakby wciąż mnie jeszcze bolała.Rozluzniłam metalowe palce, wtedy ból zelżał.Fantomową, czy nie, dłoń bolała naprawdę.Odczucie tkwiło przedewszystkim w głowie.Jeśli mózg wciąż otrzymywał sygnały od nieistniejących nerwów, nie miało znaczenia, jakimsposobem docierały do celu.Ból to ból.Luis kończył właśnie piwo.Przyglądał się, jak prostuję dłoń.- Wciąż ją czujesz? Swoją rękę? Odgadł zaskakująco trafnie.Przytaknęłam.18551 - Nie ma w tym nic niezwykłego - stwierdził [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl