RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W porządku  wyrzucam z siebie. Może masz rację. Oczywiście, że mam rację  odpowiada. I fajnie, że choć raz ja mogę prawić cimorały, zamiast je od ciebie wysłuchiwać.Idziemy do swoich samochodów. Serio, braciszku.Ona jest tego warta.Naprawdę.Na zewnątrz jest sztywna iniedostępna, ale serce ma z pieprzonego złota.Wracam myślami do wczorajszego popołudnia, kiedy staliśmy przed ogniskiem,obserwując, jak płoną jej złe wspomnienia.Była taka bezbronna.Na zewnątrz jest sztywna i niedostępna, ale w głębi serca jest cholernie krucha idelikatna.I właśnie tego się boję. Dzięki za radę, siostrzyczko  całuję ją w czoło. Wrócę dziś pózniej. A jeśli w ogóle nie wrócisz, nic się nie stanie  odpowiada. Jared od dawna nie kręcisię w pobliżu.Myślę, że dał sobie spokój. Miejmy nadzieję  mówię, wskakując do samochodu.Przed odpaleniem silnika wysyłam wiadomość do Maddy:  Chcesz się ze mną spotkać popracy na pomoście koło Twojego domu?Po zaledwie chwili odpowiada:  Jasne.W celu& ? Chcę pogadać  odpisuję.Po chwili dostaję odpowiedz:  Ok.Do zobaczenia o 21.30.Jadę do domu i biorę prysznic.Potem się obijam w oczekiwaniu na spotkanie z Maddy.Wyjeżdżam przed czasem i siadam na końcu pomostu z nogami zwisającymi nad powierzchniąwody.Puszczam kaczki i czekam.Nawet gdybym nie słyszał trzasku drzwi jej samochodu na podjezdzie, i tak wyczułbymjej obecność.Jej spojrzenie wypala dziurę między moimi łopatkami, kiedy idzie długimpomostem na spotkanie ze mną.Siada koło mnie, bierze z mojej ręki kamień i płasko rzuca go przed siebie.Kamień tylko raz podskakuje na powierzchni jeziora, po czym idzie na dno jakkamień, którym przecież jest. O co chodzi?  cicho pyta Maddy.Po jej minie widzę, że prawdopodobnie myśli, żezamierzam jej powiedzieć, że to koniec. Pamiętasz, jak ci mówiłem, że są różne gówniane rzeczy, których o mnie nie wiesz? pytam poważnie, rzucając kolejnym kamieniem.Udaje, że się nad tym zastanawia. Chyba coś pamiętam& Postanowiłem ci o tym opowiedzieć.Maddy bierze głęboki wdech i wpatruje się we mnie. Jesteś pewien?Potrząsam głową. Nie.Tyle że wczoraj byłaś cholernie odważna.Nie jestem mięczakiem, którego nie staćna to samo.Ale może uznasz mnie za mięczaka, kiedy skończę opowiadać.Madison patrzy mi prosto w oczy. Nie sądzę, ale jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.Biorę głęboki wdech, potem kolejny.Nocne powietrze jest chłodne, wokół naszych główkrążą świetliki.Przez chwilę zastanawiam się, czy się nie wycofać.Jednak nie ma takiej opcji.Po prostu to zrób, pieprzony mięczaku. Dobrze  zaczynam. Wiesz, że byłem w Afganistanie z rangersami.Wiesz, żerobiliśmy tak różne gówniane rzeczy.Ale zdarzyła się jedna rzecz, która totalnie spieprzyłapsychikę mnie i Brandowi.To dlatego jesteśmy tutaj, mieszkamy w wygodnych,klimatyzowanych domach i jemy porządne jedzenie, podczas gdy nasi kumple ciągle są napiekielnie gorącej pustyni i wcinają żołnierskie racje żywnościowe.Madison patrzy na mnie wyczekująco. W porządku  mówi. Rozumiem tę część.Gdyby nie przytrafiło ci się coś strasznego,nie byłoby cię tutaj.Jestem gotowa na wysłuchanie twojej historii.Nie będę cię oceniać.Wpatruję się w nią w mroku. Powinnaś wiedzieć, że to był najgorszy dzień mojego życia.Nie mogę ci opowiedziećwszystkiego, ale chcę, żebyś wiedziała, z czym masz do czynienia, okej?Patrzy na mnie poważnie i kiwa głową.Nabieram do płuc powietrza, a następnie wypuszczam.Mój chrapliwy oddech zakłócaciszę nocną, ale nie zwracam na to uwagi.Skupiam się na słowach, które mówię, na każdymsłowie z osobna, żeby przebrnąć przez nie wszystkie. W Afganistanie było cholernie ciężko.%7łar lejący się z nieba, pot, smród.Wszędzie,gdzie byliśmy, musieliśmy mieć oczy dookoła głowy.Ludzie nas nienawidzili, choć udawali, żetak nie jest.Ale dałbym sobie z tym radę.Nawet przez długi czas, gdyby była taka potrzeba, botakie życie sobie wybrałem.Tego właśnie chciałem.Jednak pewnej nocy zdarzyło się coś, comnie złamało.Kompletnie mnie złamało, Madison.Przerywam, żeby zebrać myśli i wziąć się w garść, zanim zacznę mówić dalej.Nie śmiemspojrzeć na twarz Madison.Nie chcę wiedzieć, co o mnie myśli. Pewnej wyjątkowo gorącej i ciemnej nocy Brand i ja byliśmy na patrolu poza Kabulem.Był z nami nasz kumpel, Szalony Pies.Jechaliśmy na czele konwoju złożonego z czterechhumvee i zmierzaliśmy w kierunku miejsca, w którym mieliśmy się rozdzielić i rozjechać wczterech kierunkach.Kiedy tylko się rozdzieliliśmy, wybuchła bomba.Nasz humvee wyleciał wpowietrze, a siła eksplozji rozerwała Szalonego Psa.Madison gwałtownie wciąga powietrze, jednak nic nie mówi.Czeka na dalszą część opowieści.Przełykam ślinę. Był porządnym gościem, Maddy.Naprawdę porządnym.W domu czekała na niegożona z malutkim dzieckiem.Nazywaliśmy go Szalonym Psem, bo pił za dużo whisky Mad Dog.Poza tym nigdy nie przegrał w pokera.Nigdy.Był dobrym przyjacielem.A ja odpłaciłem mu zato wszystko, podejmując decyzję, przez którą został rozerwany na milion pieprzonych kawałków.Madison nabiera tchu, potem powoli wypuszcza powietrze.Widzę, że powiedziałem jużwystarczająco dużo. O mój Boże.To takie straszne! Nie wiem, co powiedzieć.Tak mi przykro.Ale niemożesz za to obwiniać siebie.Przecież to nie była twoja wina.Podnoszę na nią wzrok i widzę, że na jej pięknej twarzy maluje się groza. Była.Popełniłem błąd.Właśnie to się zdarzyło tamtej nocy.Po powrocie do krajupojechałem na pogrzeb Szalonego Psa.Kiedy próbowałem wręczyć jego żonie flagę, którą okrytabyła trumna, spojrzała mi prosto w oczy i powiedziała:  To powinieneś być ty.Ponieważ topowinienem być ja.Ona znała prawdę.Wiedziała o wszystkich rzeczach, o których nie mogę powiedzieć Maddy.Wiedziała, co naprawdę się zdarzyło.Czytała raport z wydarzenia, czarne słowa nabiałym papierze.Czuję w gardle falę gorąca, za chwilę nie będę w stanie nic z siebie wykrztusić.Przełykam ślinę, potem jeszcze raz i próbuję się rozluznić, głęboko oddychać.Maddy obejmuje mnie i mocno przytula.Czuję na szyi jej delikatny oddech. Nie wolno ci w to wierzyć  mówi miękko, a jej usta muskają moje ucho. Nie wolnoci w to wierzyć.Gabriel, jesteś silny i dobry.To był straszny wypadek.To nie była twoja wina.Znowu na nią patrzę, w gardle mam gulę. To była moja wina  mówię jej. Nie musisz wiedzieć, jak dokładnie to się stało.Alemusisz sobie zdawać sprawę, że wróciłem do kraju totalnie rozpieprzony, z zespołem stresupourazowego, i nie umiem się z tym uporać.Nie jestem już normalnym człowiekiem.I wydajemi się, że nie powinnaś być z kimś takim jak ja.Maddy patrzy na mnie.W jej lśniących od łez oczach widzę współczucie.Powinienem jejza to nienawidzić, ale czuję tylko cholerną ulgę, że nie widzę w nich potępienia.Czuję cholernąulgę, że ona nie uważa, że jestem słaby.Albo żałosny. Jesteś normalnym człowiekiem  mówi stanowczo. Jesteś dobry, silny i odważny.Codziennie narażałeś życie dla ludzi takich jak ja, żebyśmy mogli spać spokojnie w nocy.Robiłeś niewyobrażalne rzeczy, Gabe.Dla ludzi takich jak ja.Uwierz mi, chcę być z kimś takimjak ty.Więc możesz sobie darować tę gównianą gadkę.Nagle jej oczy się rozszerzają [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl