RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chochelkę do nalewania Janeczka przytomnie wyjęła mu z ręki, chcąc umknąć dalszych przerw w relacji Zbinia.Stefek od tego skamieniał, oniemiał, ogłuchł i zbaraniał.Zbinio kontynuował raport.— Okularnikowi, jak rozumiem, chodzi tylko o forsę, tanie zostawi, drogie zabierze i już ma zysk.Na znaczkach, wedle Czesia, zna się tyle, co kura na porcelanie.I podobno nikt nie wie, co to za znaczki, więc podmiana bezproblemowa.Wydłubał palcami kawałek jabłka ze szklanki, zjadł i zastanowił się.— Więcej nie wiem — wyznał z niechęcią.— Mało — ocenił niemiłosiernie Pawełek.— Chcemy wiedzieć, czy w tej sitwie jest Fajksat i czy oni się znają.Znaczy Fajksat z Okularnikiem.— A, właśnie! Czesio mówi, że nie.Ściśle biorąc, nic nie mówi, ale wyraźnie ma pietra, że Fajksat się dowie, że kombinuje z Okularnikiem i odwrotnie.Z czego wynika, że albo się nie znają wcale, albo co najmniej jeden nie wie, co robi drugi.Niewykluczone, że na końcu Fajksat za te znaczki zapłaci.— Nie — powiedziała stanowczo Janeczka.— Fajksat kupuje zawsze tanio, a Okularnik będzie chciał sprzedać drogo.Nie pogodzą się.Potrzebny będzie ktoś trzeci.Pawełek wyciągnął sobie z kompotu kawałek jabłka za pomocą rękojeści chochelki.Kawałek jabłka przysporzył mu natchnienia.— Zaraz, czekaj no! Skąd Czesio bierze te znaczki na podmianę? Skoro nie wie, co tam jest, to i nie powinien wiedzieć, na co wymieniać, a to się nie może bardzo różnić, bo ślepy tuman zauważy.To jak z tym jest?Zbinio zdołał na moment oderwać wzrok od magnesu z końską głową i rzucić okiem na Pawełka.— A wiesz, że chyba masz rację — rzekł, lekko zaskoczony.— Nie zdawałem sobie sprawy, a Czesio pod nosem mamrocze.Ale coś mi tak wychodzi, że od kogoś je dostaje i jeszcze ma z tym kłopoty.Znaczy, faktycznie, istnieje jakiś trzeci.— Nie Barański czasem…?— Tego nie wiem, nazwiskami sobie Czesio pyska nie wyciera.— Ale siedzi w samym środku tego interesu i wszystko będzie się o niego obijać.Musisz się od niego dowiadywać z detalami, po kolei…— Bo tobie się wydaje, że to mięta z bubrem, co? — przerwał Zbinio z lekkim rozgoryczeniem.Pawełek wyjął z zębów trzonek chochelki, chrząknął, utkwił wzrok w breloczku na stole i Zbiniowi dalsze słowa zamarły na ustach.Janeczka podtrzymała brata.— Od Czesia właściwie nie wolno oderwać oka ani na jedną chwilę — oznajmiła dobitnie.— Ani ucha.Czesio może sobie pozwolić na różne wygłupy, a tamci wszyscy nie, więc on sam jeden jest dla nich siła wykonawcza i personel.A tak przy okazji to jeszcze przylecą breloczki z Algierii…Ogłuszony niebiańskim szczęściem Stefek nie słyszał nic z tej całej rozmowy i dopiero głos bóstwa uruchomił go na nowo.Czesio, jasne…! Bóstwo chce Czesia.Dostarczy zatem Czesia.Jeśli zaistnieje taka potrzeba, przyniesie go w opakowaniu porządnie obwiązanego sznurkiem…Zbiniowi długofalowość transakcji stała kością w gardle i belką w oku.Gotów był na najbardziej idiotyczne usługi i najuciążliwsze starania, ale upragniony przedmiot życzył sobie wreszcie mieć.Posiadać na własność.Powiesić na honorowym miejscu i patrzeć nań w upojeniu o dowolnej porze dnia i nocy.Dotykać, obmacywać i tulić do łona.Czesio te swoje siuchty mógł jeszcze ciągnąć w nieskończoność…Przełknął ślinę.— Dobra, ale to potrwa — rzekł zdławionym głosem.— Ja mogę trzymać rękę na pulsie, tylko pytanie, ile czasu? Do śmierci? Czyjej? Czesia czy mojej? Takie coś, to dla mnie żaden cymes.— Znaczy, co byś wolał? — zainteresował się podejrzliwie Pawełek.— Coś proponujesz?— Owszem.Honorowy układ.Tę rzecz dostanę od razu, a za to zobowiązuję się donosić na Czesia aż do końca afery.— A za arabskie co?— O arabskich pogadamy, jak będą.A teraz ten…Ręka mu się sama wyciągnęła i nakrył dłonią złotą blaszkę.Od tego dotknięcia dreszcz szczęścia przeleciał mu po plecach.Pawełek zastanawiał się krótko.W grę wchodził honor, wątpić w honor, to obraza śmiertelna.Ponadto możliwe, że honorowo zdopingowany Zbinio dołoży więcej starań, a zdobyty łup będzie mu przypominał o obowiązkach za każdym razem, kiedy na niego spojrzy.Inaczej mógłby się może zniechęcić… Popatrzył na siostrę.Janeczka nie miała obaw w kwestii zniechęcenia, wyraźnie widziała, że Zbinio na tle tego breloczka stracił rozum doszczętnie.Wpływ honoru jednakże oceniała wysoko.Skinęła głową.— Dobra, bierz — zadecydował Pawełek.— Umowa stoi.Mamy do ciebie zaufanie…* * *— Więc właściwie zostali nam ci dwaj, Przeworski i Barański — stwierdziła Janeczka, studiując akta sprawy w zeszycie w kratkę.— Nie znamy ich osobiście, ani my, ani Chaber.— W dodatku nie mamy adresu Przeworskiego — przypomniał Pawełek.— Nic nie mamy.Wobec tego najpierw Barański.Kompletnie leży odłogiem, nie wiemy, jak wygląda i co robi.Jeszcze nie wiem, jak się dowiedzieć.— Bezpośrednio — zaproponował Pawełek.— Obejrzeć go, to primo, a potem poczatować.— Gdzie obejrzeć?— Głupie pytanie.Tam gdzie mieszka.Bywa chyba we własnym domu, nie?Janeczka patrzyła przez chwilę to na zeszyt, to w okno.— Z nim jest kłopot — oznajmiła.— Jeżeli akurat ten Barański ukradł znaczki stryjowi, przypomnij sobie, była kradzież w rodzinie… I jeżeli sprzedawał je na prawo i na lewo, to sprzedawał wszystko i jest nam teraz kompletnie niepotrzebny …— E tam.Ty też sobie przypomnij.Ukradł część.I w ogóle mógł sprzedawać tylko trochę z tej części, bo mu była potrzebna forsa, a resztę sobie zostawił…— No więc właśnie, jeżeli sobie zostawił, trzeba się dowiedzieć, co ma.Ciągle nie wiem jak, bo przecież, skoro ukradł, nie przyzna się za skarby świata!— Może się przyznać.Przedawnione.Janeczka odwróciła się na krześle i ze zgorszeniem popatrzyła na brata.— No to co, że przedawnione? I uważasz, że tak poleci między ludzi i powie ha ha, ja to mam, bo dawno temu ukradłem stryjowi? Puknij się.Wszyscy się dowiedzą, że to złodziej, już go widzę, jak się przyznaje!— Ten stryj umarł.Może teraz mówić, że dostał w prezencie.— Ale dziadek ma list! On tam napisał, że zostało ukradzione!— I co z tego? Już widzę dziadka, jak leci i donosi.Janeczka zawahała się.Odwróciła się z powrotem do biurka i wsparła łokcie na blacie.Pawełek miał słuszność, tajemniczy Barański mógł się wyprzeć kradzieży, mógł także nie wiedzieć o liście do dziadka i zachowywać się zupełnie swobodnie, a nawet zgoła bezczelnie.Dowiedzieć się, co posiada, można w gruncie rzeczy bardzo łatwo, wystarczy wyrazić chęć kupienia.Obojętne kto, mogą oni sami, do zbierania znaczków każdy wiek jest odpowiedni.Byle dotrzeć do niego…— No dobrze — powiedziała, odrywając łokcie od biurka i w tym momencie przypomniało jej się, co mówiła pani Nachowska.— Czekaj! Zaraz, czekaj…— Na co? — zdziwił się Pawełek.— Przecież nigdzie nie lecę.— No właśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl