[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Coś przecież musimy mówić, w razie gdyby nas ktoś zapy-tał, po jakiego diabła rozkopujemy studnię! Jak to, przecież Marek właśnie zapytał przypomniała ciocia Jadzia.I mam wrażenie, że mówicie jakieś głupstwa.Marek oderwał wzrok od dziury i popatrzył na nas. Owszem przyznał. To się może przydać, bo nie ulega wątpliwości, żektoś się w końcu zainteresuje.Moje pytanie było retoryczne, wiem, że liczycie nazwabienie wroga.Ale ciekaw jestem, czy on dałby się zwabić czym innym, czymu chodzi tylko o studnię, czy też w ogóle przeszkadza robić tu cokolwiek. Zapytaj go poradziła życzliwie Lucyna. Myślałam już o rozbieraniu obory, ale nie da się ze względu na krowy powiedziałam równocześnie. Masz jakiś pomysł sprawdzenia? Nie, mam pomysł pułapki, ale o tym za chwilę.Czy nie przyszło wam dogłowy, że musi być jakiś powód, dla którego ktoś bruzdzi akurat tutaj? Przyszło nam, właśnie chcemy odgadnąć ten powód odparła żywo Lu-cyna. Cały czas przecież wiemy, że istnieje tajemnica. Właśnie.Była mowa o jakimś zaginionym depozycie.Ojciec Franka dałdo zrozumienia, że to coś, co trzeba oddać, znajduje się tutaj.Gdzie, przecież niew studni! Do czego zmierzasz? spytałam nieufnie. Do tego, żeby połączyć jedno z drugim.Dać spokój tej studni i zacząć naprzykład rozkopywać ruinkę.Być może rzeczywiście coś tu zostało schowane,zacznijmy tego szukać z jakimś sensem, a przy okazji zobaczymy, co zrobi naszprzeciwnik.Ta ruina podobno ma piwnice.90 W piwnicach nic nie ma przerwała stanowczo moja mamusia. Znamte piwnice doskonale, wszystkie dzieci się tam bawiły.Franek też je zna.Nic tamnigdy nie było. Skąd mama wie? Sama widziałam. Ale to mogło być ukryte dawno! Zamurowane! Zamurowanego nic tam nie ma.Sam kamień.Jak mówię, że widziałam, towidziałam. Przestańcie się kłócić zażądałam stanowczo. Tu trzeba drogą de-dukcji.Gdzie ci się wydaje logiczne schować coś w tamtych dawnych czasach?Bezpiecznie schować? No, nie w studni przecież! warknął Marek. A gdzie? W różnych miejscach! Zamurowywano w grobowcach, piwnicach, zako-pywano w ziemi! W studni wydaje ci się najbardziej bez sensu? Oczywiście! W takim razie moja mamusia ma rację. No proszę! wtrąciła z triumfem moja mamusia. Cicho bądz, bo cię zepchnę! zgromiła ją Teresa. Jeżeli zgadujemy, co mogła przed laty zrobić nasza rodzina, musimy przy-jąć ewentualność najmniej logiczną i najbardziej bez sensu ciągnęłam w na-tchnieniu. Jest coś w tej rodzinie, co, jak sam widzisz, przetrwało do dziś dnia,że zawsze postępowano odwrotnie, niż wymagał rozsądek.Nawet w czasie ostat-niej wojny moja babcia całą rodzinę zagnała pod pociski.Wszyscy ludzie lecieliw jedną stronę, a nasza rodzina w drugą, akurat tam, gdzie te pociski padały.%7łe jużnie wspomnę o innych wydarzeniach.Jeżeli cokolwiek jest tu schowane, z pewno-ścią jest schowane kompletnie bez sensu.Co prawda ta jakaś dziwna właściwośćprzechodzi z pokolenia na pokolenie po żeńskiej linii, ale zwracam wam uwagę,że w tę szopkę wplątana jest moja prababcia.Czyli, chociaż tu jest posiadłośćpradziadka, to jednak żeńska linia miała coś do gadania.91 Ona całkiem niegłupio mówi pochwaliła mnie Lucyna. Ciekawe,skąd jej się to wzięło.Marek nie wydawał się przekonany w pełni.W zadumie popatrzył na nas,potem w głąb dziury, a potem w dal.Dal widocznie przemówiła do niego, bonagle podjął decyzję. W porządku, niech wam będzie.Rozkopiemy to do końca i będziemy mielispokój.O pułapce powiem w domu.Do pułapki niezbędny okazał się aparat fotograficzny z fleszem.Aparat miałana miejscu ciocia Jadzia, flesz mogłam pożyczyć od przyjaciół w Warszawie.Ja-ko miejsce stróżowania przewidziany został dach obory.Na belkach pod dachemnależało zrobić pomościk, w dachu dziurę, przez dziurę wystawić odpowiedniowycelowany aparat, poczekać, aż przeciwnik przyjdzie, i zrobić mu gustowną po-dobiznę przy pracy.Złapanemu na gorącym uczynku bandycie można by potemzadać kilka pytań.Do wykonania pomościku i dziury Marek przystąpił od razu.Po flesz mogłampojechać dopiero za trzy dni.Był akurat piątek, nazajutrz wypadała wolna sobola,wiedziałam, że aż do poniedziałku nikogo z przyjaciół w domu nie zastanę.Za-proponowałam, żeby na razie doprowadzić nad dach obory instalację elektryczna,przyczepić silną żarówkę i zapalić ją w odpowiedniej chwili.Pomysł upadł przezbrak silnej żarówki, Franek miał w domu tylko jedną setkę, a sklepy w Węgrowiedysponowały akurat wyłącznie sześćdziesiątkami.Do innych sklepów zdążyła-bym już po ich zamknięciu.Poza tym Marek upierał się przy fleszu, twierdząc, żesamo oglądanie złoczyńcy nic nam nie da i bezwzględnie musimy zdobyć jego fo-tografię, która posłuży pózniej jako dowód rzeczowy.Zaczęłam podejrzewać, żewie coś więcej, nocna wycieczka w charakterze gbura przyniosła jakieś rezultatyi, być może, nawet kogoś widział.Franek znosił nasze poczynania z anielską cierpliwością, powiadomionyzaś o rezultatach rozważań ożywił się nikłą nadzieją.Ukrywanie czegokolwiekw studni wydawało mu się wprawdzie dość idiotyczne, ale nie można było wy-kluczyć, że jakiś promyk błyśnie w posępnych mrokach tajemnicy.Zdecydowałsię wziąć udział w obłąkaństwie i zaproponował nocną pracę z soboty na niedzie-92lę.W niedzielę niby też można, ale lepiej nie, bo się zrobi sensacja i cała wieśstanie nam nad karkiem. Ale przecież do soboty on to zdąży zawalić! oburzyła się moja mamusia. I co, zaczynać od początku? Sobota jest jutro zauważyła cierpko Teresa. No to co? Będzie miał całą noc.Franek machnął ręką [ Pobierz całość w formacie PDF ]