[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Uważa pani, że jest bardzo nudny? zapytał sir Henry. Ciekaw jestem zdaniapani o nim. Może trochę ograniczony w swoich zapatrywaniach odparła panna Marple. Ale ma możliwości, och, nieograniczone możliwości.Teraz sir Henry wstał. Muszę iść.Jak widzę, nadchodzi pani Bantry.105IVPani Bantry nadeszła bez tchu i usiadła z westchnieniem koło panny Marple. Mówiłam z pokojówkami.Ale nic z tego nie wyszło.Nie dowiedziałam się niczegonowego.Czy myślisz, że jest możliwe, żeby ta dziewczyna miała jakieś znajomości i że-by nikt w hotelu o tym nie wiedział? To bardzo trudne pytanie, kochana Dolly.Zaprzeczyłabym stanowczo.Ktoś o tymwie, tego możesz być pewna, jeżeli to w ogóle prawda z tym przyjacielem! W każdymrazie była niezwykle ostrożna.Uwaga pani Bantry skierowała się na kort tenisowy. Addie gra z dnia na dzień lepiej pochwaliła. Aadny chłopak z tego trenera.Addie też wcale ładnie wygląda.Jest ciągle jeszcze ponętna nie dziwiłabym się, gdy-by znowu wyszła za mąż. Będzie też zamożna, gdy jej teść umrze. Ach, nie mów zawsze tak brzydko, Jane! A poza tym, dlaczego nie rozwiązałaś dotej pory zagadki? W ogóle nie posuwamy się naprzód.Myślałam, że o d r a z u będzieszwszystko wiedziała.Pani Bantry spojrzała z wymówką na przyjaciółkę.Panna Marple odparła: Nie, nie, kochanie.Nie wiedziałam wszystkiego od razu, dopiero po chwili się do-wiedziałam.Pani Bantry osłupiała. Czy ty może wiesz, kto zamordował Ruby Keene? Oczywiście, że wiem. Na miłość Boską, Jane, kto? Powiedz, kto?Panna Marple potrząsnęła gwałtownie głową. Strasznie mi przykro, Dolly, ale to byłoby najgłupsze posunięcie z mej strony. Dlaczego? Dlatego, że nie dochowałabyś tajemnicy.Obeszłabyś wszystkich z tą nowiną,a choćbyś tego nie robiła, robiłabyś rozmaite aluzje. Nie,.na pewno nie, będę milczała jak grób. Kto tak mówi, postępuje zawsze inaczej.Nie ma rady, kochana, musisz uzbroić sięw cierpliwość.Czeka nas jeszcze dużo pracy.Niejedno jeszcze jest nie wyjaśnione.Czyprzypominasz sobie, jak sprzeciwiałam się, żeby pani Partridge kwestowała na rzeczCzerwonego Krzyża? Nie umiałam powiedzieć, dlaczego.Nosem ruszała tak samo jakmoja służąca Alice, gdy posyłałam ją do czytelni, aby zapłaciła za książki.Wpłacała za-wsze o dwa szylingi mniej i kazała zaległość wpisać na poczet następnego tygodnia.Taksamo postąpiła pani Partridge.Tylko że chodziło o kwotę o wiele większą.Zdefraudo-106wała siedemdziesiąt pięć funtów. Ale teraz nie mówimy o pani Partridge. Oczywiście, lecz musiałam ci to wytłumaczyć.Jeśli chcesz, to wtajemniczę cię choćtrochę.Cala trudność tej sprawy polega na tym, że wszyscy byli nazbyt łatwowierni.Niemożna sobie na to pozwolić, aby wierzyć we wszystko, co ludzie mówią.Jeśli coś nie jestw porządku, to z zasady nie dowierzam nikomu.Znam po prostu naturę ludzką za do-brze.Pani Bantry milczała chwilę, po czym zaczęła zmienionym tonem: Powiedziałam ci, że nie widzę powodu, dla którego ta historia nie miałaby misprawić pewnej przyjemności.Prawdziwe morderstwo w moim domu! Rzecz, która niepowtórzy się już nigdy! Miejmy nadzieję, że nie! wtrąciła panna Marple. Oczywiście, że nie! Wystarczy raz.Ale to moje morderstwo, Jane, i ja chcę mieć tęprzyjemność.Panna Marple spojrzała na nią. Nie wierzysz mi? wykrzyknęła pani Bantry zaczepnie. Ależ wierzę, Dolly, skoro tak mówisz przytaknęła panna Marple skwapliwie. Sama powiedziałaś, że nigdy nie wierzysz w to, co się mówi.Przecież chwilę temutak mi powiedziałaś.Właściwie masz rację. Ton jej nabrał nagle goryczy. Ja nie je-stem taka głupia, jak wyglądam.Może myślisz, że nie wiem, co mówią w St.Mary Mead i nie tylko tam, ale w całej okolicy.Wszyscy mówią, że nie ma dymu bez ognia.Sko-ro tancerkę znaleziono w bibliotece Artura, musi o tym coś wiedzieć.Mówią, że byłajego kochanką, nieślubną córką, że szantażowała go.Ludzie mówią po prostu wszystko,co im ślina na język przyniesie! I to będzie zataczać coraz dalsze kręgi! Z początku Ar-tur nie zauważy niczego, nie zorientuje się w sytuacji.To taki kochany, poczciwy głup-tas, przez myśl mu nie przejdzie, że ludzie mogą posądzać go o coś takiego.Zaczną stro-nić od niego i nim gardzić.Powoli spostrzeże się, wystraszy i głęboko urażony zaszyjesię jak ślimak w skorupie.Będzie cierpiał&Tylko dlatego, że go to czeka, przyjechałam tu, aby się wszystkiego dowiedzieć.Tęsprawę trzeba koni e c z ni e wyjaśnić.Jeśli się to nie uda, Artur jest skończony, a dotego nie chcę dopuścić.Nie chcę! Nie chcę!Przerwała na chwilę, po czym dokończyła: Nie zgodzę się, aby mój zacny, dobry mąż znosił piekło z powodu zbrodni, którejnie popełnił.Oto jedyna przyczyna, dla której przyjechałam do Danemouth, zostawia-jąc go w domu.Chcę wydobyć prawdę. Wiem, kochanie uśmiechnęła się panna Marple. Po to i ja tu przyjechałam.Rozdział czternastyIW odosobnionym pokoju hotelowym Edwards słuchał z szacunkiem wywodów Cli-theringa. Najpierw chciałbym wam zadać kilka pytań.Ale przedtem muszę wam wyjaśnić,w jakim charakterze tu jestem.Byłem dawniej szefem policji Scotland Yardu.Obec-nie jestem na emeryturze.Po nieszczęściu wasz pan wezwał mnie.Prosił, abym swoimizdolnościami i doświadczeniem dopomógł w wykryciu zbrodni.Przerwał.Bezbarwne inteligentne oczy Edwardsa patrzyły uważnie na Clitheringa.Skłonił się. Rozumiem, proszę pana.Sir Henry ciągnął powoli życzliwym tonem: We wszystkich wypadkach kryminalnych spotykamy się z konieczności zawszez wieloma faktami, które się zataja.Dzieje się to z przyczyn najrozmaitszych: ponieważsą związane ze sprawami rodzinnymi, ponieważ nie przypisuje się im doniosłości lub sąkrępujące albo przykre dla osób zainteresowanych. Rozumiem pana skłonił się Edwards powtórnie. Mam wrażenie, że orientujecie się już w najważniejszych szczegółach.Zamordo-wana miała zostać przybraną córką waszego pana.Dwie osoby były zainteresowanew tym, aby do tego nie doszło: pan Gaskell i pani Jefferson.Oczy kamerdynera błysnęły. Czy są podejrzani? Wam chodzi o to, czy istnieje obawa, że zostaną zaaresztowani? To nie.Alew oczach policji są podejrzani i będą nimi, dopóki sprawa się nie wyjaśni. Przykra sytuacja dla nich. Bardzo przykra.Chcąc wydobyć prawdę, trzeba znać wszystkie fakty.Oczywiściewiele zależy od słów i postępowania pana Jeffersona i jego rodziny [ Pobierz całość w formacie PDF ]