[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jesteś paskudna, Jane wybuchnęła jego żona. W każdym razie jestempewna i zawsze będę, że ja miałam racje.A gdybyś ujawniła prawdziwe nazwiska tychludzi, byłabym zupełnie pewna. Sądzę, że nie mogę tego zrobić. Tak, droga pani.Panna Helier nic nie może powiedzieć poparła ją pannaMarple. Ależ, oczywiście, że by mogła upierała się pani Bantry. Nie zadzieraj nosa,Jane.Starsza generacja też lubi trochę poplotkować.Przynajmniej powiedz, kim był tenbogacz z miasta.135Jane jednak potrząsnęła przecząco głową, a panna Marple na swój staroświeckisposób podtrzymywała jej decyzję. To chyba była bardzo kłopotliwa sprawa zagadnęła starsza pani. Nie odparła prawdomównie Jane. Sądzę, że raczej niezle się bawiłam. Być może tak powiedziała panna Marple. Myślę, że było to miłym odsko-kiem od monotonii.W jakiej sztuce grała pani wtedy? W Smithie. Och, tak.To jedna ze sztuk Somerseta Maughama, prawda? Uważam, że wszyst-kie jego sztuki są bardzo mądre.Widziałam prawie wszystkie. Będziecie ją powtarzać tej jesieni w programie objazdowym, prawda? spytałapani Bantry.Jane potwierdziła. No powiedziała panna Marple podnosząc się z krzesła. Pora wracać dodomu.To był naprawdę uroczy wieczór.Wydaje mi się, że historia panny Helier zdo-bywa pierwsze miejsce.Czy zgadzacie się ze mną? Przykro mi, że zezłościliście się na mnie rzekła Jane. To znaczy, że nie poda-łam rozwiązania tej sprawy.Przyznaję, że powinnam była uprzedzić o tym wcześniej.Jane mówiła jakby w zamyśleniu.Doktor Lloyd sprostał sytuacji z właściwą sobiegalanterią. Droga młoda damo, dlaczego pani mówi, że powinna? Dostarczyła nam pani ta-kiej zagadki, że wszyscy połamaliśmy na niej zęby.To nam jest przykro, że nikt nie zdo-łał odgadnąć prawdy. Nie pan mówi za siebie włączyła się pani Bantry. Ja ją rozwiązałam.Jestempewna, że miałam rację. Wiesz, Dolly, mnie naprawdę trafiło do przekonania to, co powiedziałaś na tentemat poparła ją Jane. Brzmiało to bardzo prawdopodobnie. A do której z siedmiu teorii pani Bantry chce się pani odwołać? drocząc sięzapytał sir Henry.Doktor Lloyd, uprzejmy jak zwykle, pomógł pannie Marple włożyć kalosze. Ubrałam je na wszelki wypadek wyjaśniła starsza pani, którą miał odprowa-dzić do jej staroświeckiego domku.Owinięta w kilka wełnianych szali panna Marplejeszcze raz życzyła wszystkim dobrej nocy.Na końcu podeszła do Jane Helier i pochyla-jąc się ku niej szepnęła coś aktorce do ucha.Pełna zaskoczenia Och! wyrwało się z ustdziewczyny tak głośno, że pozostali odwrócili głowy w jej kierunku.Panna Marple wyszła wśród uśmiechów i potakiwań, Jane zaś stała jak wryta pa-trząc za nią. Idziesz spać, Jane? spytała pani Bantry. Co się stało? Wyglądasz, jakbyś zo-baczyła ducha.136Aktorka westchnęła głęboko i opanowała się.Rozdała czarujące uśmiechy dla obupanów i podążyła za panią domu na górę.Pani Bantry weszła za nią do pokoju. Ogień na kominku prawie wygasł rzekła i energicznie poszturchała pogrze-baczem, ale niewiele to dało. Nigdy nie potrafią po ludzku rozpalić.Jakie te służącegłupie! Zdaje mi się, że idziemy dziś pózno spać.Do licha, jest już po pierwszej!! Jak ci się wydaje, czy ludzie ją lubią? zapytała Jane.Siedziała na kraju łóżkacałkowicie pogrążona w myślach. Lubią służącą? Nie, chodzi mi o tę śmieszną staruszkę jak jej tam, Marple? Och! Nie mam pojęcia.Zdaje mi się, że takich jak ona jest wiele w małych mia-steczkach. O rany, nie wiem teraz, co robić rzekła Jane.Westchnęła głęboko. Co się stało? Martwię się czymś. Czym? dociekała pani Bantry. Dolly powiedziała Jane głosem, który brzmiał złowróżbnie poważnie. Czywiesz, co ta dziwna staruszka szepnęła mi do ucha tuż przed wyjściem? Nie wiem.Co takiego? Powiedziała: Nie robiłabym tego na twoim miejscu [ Pobierz całość w formacie PDF ]