RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszawszy głos Nga, Caine uniósł brwi.Od ponad czte­rech godzin siedział przed telewizorem, oglądając transmito­wany przez CNN satelitarny przekaz na żywo z masakry w Dżakarcie.Już wkrótce materiały zostaną zmontowane na potrzeby dzienników stacji telewizyjnych i zaprezentowane szerokiej widowni z pominięciem najbardziej przerażających scen, Marcus wolał jednak oglądać tragedie tego świata taki­mi, jakie są naprawdę.Ocenzurowane kadry nie dawały obiek­tywnego obrazu rzeczywistości.- Daję niekiedy moim pochlebcom trochę wolnego, a sam w tym czasie próbuję nadrobić zaległości w oglądaniu wiado­mości ze świata - odparł, zastanawiając się, czy to, że Nga dzwoni akurat teraz, jest czystym przypadkiem.- A skoro już o tym mowa, co to za szaleństwo rozgrywa się w twoim kraju?- Najwyraźniej nasz ukochany przywódca rozprawia się z opozycją.Przynajmniej na to wygląda.- Przyprawia cię to o ból głowy? Caine usłyszał westchnienie Nga.- To zależy od tego, jak dzisiejsze wydarzenia wpłyną na moje interesy.Brwi Caine'a uniosły się odrobinę wyżej.Spodziewał się usłyszeć w tym momencie tradycyjną retorykę Nga - opowieść o współczuciu dla zwykłych szarych ludzi i tym podobne bzdu­ry.Szczera odpowiedź wyraźnie go zaskoczyła.- Wydawało mi się, że dopóki twój bank dobrze prosperuje, twoja pozycja jest niezachwiana bez względu na to, kto akurat jest u władzy - powiedział, nie mając pewności, czy to trafne spostrzeżenie, ponieważ Nga wciąż kręcił się wokół indonezyj­skich polityków.Nic go to jednak nie obchodziło.Po prostu wypełniał ciszę, która na chwilę zapadła z drugiej strony.- Posłuchaj mnie, Marcus.Musimy porozmawiać o Rogerze Gordianie.Wynikła paskudna sprawa i jeśli szybko nie zarea­gujemy, możemy mieć przez to straszne kłopoty - odezwał się tamten po kilku sekundach.Caine poklepał się w zamyśleniu po brodzie.Nie miał poję­cia, czego dotyczyły tajemnicze słowa Nga.Doszedł do wnio­sku, że jego rozmówca miał najprawdopodobniej na myśli prze­jęcie holdingu.- Formalnie ogłoszę zamiar wykupienia UpLink w dzisiej­szym wydaniu “Wall Street Journal” - powiedział.- Prawnicy Gordiana z całą pewnością będą próbowali zwodzić nas w są­dzie, ale uważam, że ich wysiłki spełzną na niczym.Daj mi tylko kilka tygodni, a ja już.- Powiedziałem, że chodzi o Rogera Gordiana, a nie o UpLink.Zaniepokojony nagle Caine znów zaczął gorączkowo myśleć, modląc się w duchu, by Nga wydusił wreszcie, o co chodzi.- Czy to ma jakiś związek z tym sukinsynem, który węszył wokół mojej filii w Singapurze? Myślałem, że się nim zająłeś.Cisza.- Marcus, możemy bezpiecznie rozmawiać?- Mogę ręczyć jedynie za moją stronę łączy.- W takim razie możemy.Człowiek, o którym mówisz, nie żyje.I tu właśnie zaczynają się problemy.Caine zdał sobie nagle sprawę, że jego serce zabiło szybciej.-Ja.nie rozumiem.To znaczy.stało się coś złego? I co to ma wspólnego ze mną?- To, jak do tego doszło, to długa historia, ale bądź pewny, że nie zamierzaliśmy zakończyć całej sprawy w ten sposób -powiedział Nga.- Porwanie go było naprawdę poważnym błę­dem, zresztą od samego początku sprzeciwiałem się takiemu rozwiązaniu.Gdyby odzyskał wolność, mógłby się co najwyżej podzielić z władzami i pracodawcą informacjami na temat po­rywaczy.Tymczasem jego śmierć ściągnie na nas z całą pew­nością dochodzenie.Zresztą, jaka to w końcu różnica? Ludzie będą chcieli poznać odpowiedzi, a wszystkie ślady prowadzą do nas.- Poczekaj chwilę! - krzyknął Caine.- Mówisz do mnie, jak­bym w tym maczał palce, a przecież nie mam nic wspólnego z porwaniem tego faceta.Nawet nie chciałem nic o tym wie­dzieć.To twoi przyjaciele urządzili burzę mózgów i wymyślili, że trzeba go porwać, podczas gdy był o wiele prostszy sposób, żeby się dowiedzieć, za czym węszy.Rozsądniejszy sposób.- Uspokój się, Marcus.Nie zmienimy tego, co już się stało.Najważniejsze, żebyśmy mieli dość odwagi, by się uporać z tym, co ten facet po sobie zostawił.- Nie wciskaj mi tu tego kitu! To ty, kurwa, uporaj się ze wszystkim, co może teraz wypłynąć.Ja moje długi wobec cie­bie spłaciłem już dziesięć razy! Zrobiłem wszystko, o co mnie prosiłeś, jak jakiś pieprzony służący.Ale to.Nie, mój drogi, w mokrą robotę mnie nie mieszaj.Znów zapadła cisza, tym razem dłuższa niż poprzednia.- Marcus; chyba nie muszę ci przypominać, że uczestniczy­łeś w czymś, co twój rząd mógłby zakwalifikować jako zdradę.Jeśli twoja działalność wyjdzie na jaw, dostaniesz dożywocie, o ile w ogóle nie wylądujesz na krześle elektrycznym.Jak my­ślisz, dlaczego należało powstrzymać Blackburna? Nie mieli­śmy wybooru.- Nie w wymawiaj jego nazwiska.I nie ośmielaj się nazywać mnie zdrajcą! - zaprotestował Caine.Głos zaczął mu drżeć.- Na Boga, nie jestem przyzwyczajony do takiego traktowania.To sprawa tych skurwysynów, tych bandytów, z którymi się zadajesz.Czego właściwie ode mnie oczekujesz?- Bezpośrednio niczego.Ale są w Stanach ludzie, którzy w przeszłości wykonywali dla nas pewne specyficzne zlecenia.Którzy potrafią niepostrzeżenie pojawiać się w pewnych miej­scach i z n nich znikać.Wiesz, kogo mam na myśli, Marcus.Caine nie dowierzał własnym uszom.- Nie - powiedział.- Nie będę tego słuchał.- Ależ będziesz, będziesz - przerwał mu Nga.- Powiem ci, co trzeba - zrobić z Gordianem.Powiem ci to, bo nie mamy in­nego wyboru.I z tego samego powodu uważnie mnie wysłu­chasz.- Nie, nie, nie.- Powiem ci to, Marcus - powtórzył Nga.I powieział, nim Caine zdołał po raz kolejny mu przerwać.15SAN JOSE, KALIFORNIA24 WRZEŚNIA 2000Siedząc w swoim pikapie na parkingu przed motelem Bay-view Motor, Jack McRea z trudem powstrzymał się, żeby po raz trzeci w ciągu ostatnich dziesięciu minut nie spojrzeć na zegarek.Miotały nim sprzeczne uczucia.Z jednej strony gorą­co pragnął ujrzeć kobietę, z którą się tutaj umówił, z drugiej miał nadzieję, że ta jednak się nie pojawi.W ciągu ponad dzie­sięciu lat małżeństwa zdradził żonę tylko raz, a i to jedynie dlatego, że się upił i stracił panowanie nad sobą, kiedy Alice wyjechała akurat na jakiś czas z miasta.W dodatku nigdy dotąd nie sprzeniewierzył się tak wyraźnie obowiązkom za­stępcy szeryfa okręgowego ani nie naruszył dyscypliny w żadnym z dodatkowych zajęć, których się podejmował, by móc zapłacić rachunki.Nie zrobił tego nawet po najgorszych pijackich hulankach.A jednak sterczał teraz na tym motelowym parkingu, pod­czas gdy powinien być właśnie na prywatnym lotnisku, gdzie pracował po godzinach jako nocny stróż.Sterczał tutaj, czeka-jąc na kobietę spotkaną w barze, do którego wpadał czasami na kilka piw po zakończeniu służby w biurze szeryfa, a przed rozpoczęciem zmiany na lotnisku.Nie wiedział o niej nic z wyjątkiem tego, że ma na imię Cindi, pisane przez dwa “i”, że jest blondynką o ślicznych oczach i że wygląda wprost fan­tastycznie w krótkich spódniczkach i w butach na wysokim obcasie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl