[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W zaproszeniu sprecyzowano, jakie stroje będą obowiązywały uczestników balu, dlatego Sten wbił się w paradny niebieski mundur Trzeciej Dywizji Gwardii.Dla zachowania pozorów incognito włożył jeszcze czako.Ffillips też ubrała się w mundur gwardii.Pierś ozdobiła medalami, które żadnym cudem nie mogły jej przysługiwać.Vosberh maszerował w prostym, brunatnym uniformie, najpewniej własnego pomysłu, a może i produkcji.Kurshayne paradował we własnym wyjściowym mundurze z dawnych lat.Świadczyły o tym ślady po zerwanych belkach, winklach i gwiazdkach.Brakowało kompletu baretek odznaczeń przyznawanych za kampanie oraz bitwy.Gigant wyjaśnił, że zastawił je w lombardzie i już.Kłopot z głowy.Najwspanialej prezentował się sierżant Kilgour.Sten nie miał dotąd pojęcia, co właściwie Alex wozi w starym, skórzanym kuferku.Nareszcie się dowiedział.Strój składał się z lśniących czarnych trzewików na niskim obcasie; pstrokatych podkolanówek w osobliwy, kwadratowy wzorek; czarnego sztyletu ze srebrną rękojeścią wysadzaną klejnotami (tę ozdobną broń Alex zatknął za podwiązkę prawej podkolanówki).Wyżej widniała spódniczka z włochatej materii, podobnie kolorowej i wzorzystej jak podkolanówki.Na brzuchu zwieszała mu się torba z wizerunkiem jakiegoś dziwnego zwierza na froncie.Srebrnymi łańcuszkami była przymocowana do szerokiego, nabijanego srebrem, skórzanego pasa z koalicyjką.Z pasa zwisała po prawej długa na pół metra mizerykordia, a tuż obok znajdował się pokaźny pałasz z koszykową gardą.Na oko trudno było ocenić, czy Alex wybiera się na tańce, czy też może ma w planach jakąś małą potyczkę połączoną z obcinaniem wrogowi członków.Co więcej, pas ściskał czarny kubrak oraz kamizelkę (jedno i drugie ze srebrnymi guzikami).Pod szyją pysznił się jedwabny żabot, wokół nadgarstków kłębiły się dalsze zwoje koronek.To wszystko zostało jeszcze owinięte kilkoma metrami barwnej włochatej tkaniny przymocowanej do pasa na krzyżach i spiętej na lewym ramieniu srebrną broszą.Dopełnienie stanowił beret zwany przez Alexa “bonnet".Przypominałby on nakrycie głowy od zwykłego munduru, gdyby nie miał piór jakiegoś ptaka i tak dużej ilości srebra.Ponadto, o czym prócz Alexa wiedział tylko Sten, w torbie spoczywał niewielki klasyczny pistolet, zabrany na wszelki wypadek.Sten zastanawiał się, co to wszystko ma znaczyć.Jednak dla świętego spokoju wolał nie pytać.Jak należało się spodziewać, wszyscy strażnicy ochoczo oddawali honory Alexowi, resztę kompanii po prostu ignorując.Pani major wydawała się z tego powodu nieszczęśliwa.Weszli do wnętrza.Tuż za progiem Sten odwiesił czako i ruszył do sali balowej.W pierwszym rzędzie natknął się na młodą damę “odzianą" w kołczan ze strzałami i łuk.Naguska brała właśnie od automatycznego barmana trzy szklanice jakiegoś napitku.Lekko zaskoczony, rozejrzał się wkoło.Osobliwości nie kończyły się na golutkiej łuczniczce.Arystokracja Nebty nie miała zielonego pojęcia o umundurowaniu, dzielnie jednak nadrabiała braki wyobraźnią.Sten ujrzał stroje będące pastiszami uniformów pojawiających się w całej, tysiącletniej historii imperium.Gdzieniegdzie migały postacie w ubiorach nawet z epoki prehistorycznej.Rozpoznawał może jedną dziesiątą pierwowzorów, ale i tego nie zawsze był pewny.Spotkał, na przykład, pewnego rumianego gościa odzianego w polową pelerynę Thanhów, z wściekle purpurową tuniką pod spodem.Inny typ paradował w spódnicy z grubsza przypominającej tę Alexa, jednak uszytej ze zwykłego płótna.Do pasa uczepił szeroki i krótki obosieczny miecz.Poza tym miał kuty, metalowy hełm, nagolenniki i napierśnik.Chwilę potem pojawił się ktoś w całości okryty blachami.Sten spojrzał ze zdumieniem na Ffillips.- To się nazywa zbroja, pułkowniku - powiedziała pani major, podając dowódcy szklankę.- Ale w próżni przez te dziury w przedniej części hełmu z pewnością ucieka powietrze!Ffillips roześmiała się głośno i Sten postanowił więcej nie okazywać swojej ignorancji.Wszedł gospodarz.Parral stanął przed Stenem odziany równie fantastycznie jak goście: długi wyszywany płaszcz, rogatywka, domowe pantofle i wielki miecz.Miecze wyraźnie były w modzie.- Witajcie - przywitał najemników nader uprzejmie.- Miło, że przyszliście.Ostatecznie to właśnie na waszą cześć odbywa się feta.- Cała przyjemność po naszej stronie - odpaliła pani major.- Miejmy nadzieję, że wygramy dość bitew, by dostarczyć okazji do następnych, równie okazałych imprez.Parral spojrzał na Ffillips i ostentacyjnie odwrócił się do Stena.- Zostało jeszcze parę chwil do rozpoczęcia uczty, pułkowniku.Proponuję więc rozejrzeć się nieco.Sten kiwnął głową.W sali było z tysiąc osób.O wiele za dużo jak na jednego Stena.Jemu dobra zabawa kojarzyła się raczej ze sporą ilością piwa i kilkoma kompanami, w tym nawet z jedną bystrą kobietą, z którą na dodatek jeszcze się nie przespał.Mimo to uśmiechnął się do Parrala z wdzięcznością i ruszył z wolna poprzez tłum.Z boku osłaniali go Alex i milczący, stroniący od trunków Kurshayne.Kilgour zaczął mruczeć pod nosem jakąś dziwną, zapewne bitewną pieśń o końskich kopytach i młotach.- Co my tu robimy? - ocknął się nagle Sten.- Odgrywamy rolę bohaterów - warknął Alex.- I dajemy tym pasożytom okazję do przebieranki.- Aha - mruknął pułkownik i odstawił nie tknięty trunek na przejeżdżającą obok tacę.- Proponuję poczekać na michę.Niech nas nakarmią należycie.Potem przeprosimy całe towarzystwo i pójdziemy do miłego domu, gdzie upijemy się jak cywilizowani ludzie - powiedział Szkot.- Może być?Sten przytaknął, niecierpliwie zerkając na zegarek.Arystokracja Nebty uwielbiała celebrę.Dwudziestodaniowe uczty uchodziły tu za rozrywki godne pośledniejszej burżuazji.W skład każdego dania obowiązkowo wchodził pęczak.Do tego podstawowego pożywienia pierwszych osadników na planecie dokładano rozmaite dodatki.Nikt, rzecz jasna, kaszy nawet nie ruszał, koncentrując się na tym, co najlepsze.Sten uznał, że chcąc przetrwać przy stole, musi po trochu próbować poszczególnych rarytasów.Ledwo skubnął jakąś potrawę, zaraz kiwał na kelnera, by ten zabrał talerz.Miejscowa kuchnia była umiarkowanie egzotyczna.Służba w formacji Mantisa przyzwyczaiła Stena do spożywania wszystkiego, co (a) nie było trujące, (b) nie uciekało zbyt szybko z talerza i (c) nie protestowało głośnym krzykiem przeciwko konsumpcji.Kelner skłonił się i podsunął następny wiktuał.Sten spojrzał na potrawę.Potrawa spojrzała na Stena.Pozostało zachować się tak, jak przystało na oficera gwardii, doświadczonego w sprawach stanu.Kurshayne garbił się na bocznym stołku.Odmawiał wciąż wszelkiego napoju i jadła.Sten uznał, że chłopak nazbyt wziął sobie do serca obowiązki osobistego ochroniarza.Alex natomiast używał za wszystkie czasy.Pałaszował to, co tylko nawinęło mu się pod widelec.Stół wokół sierżanta wyglądał niczym poligon po teście ładunku nuklearnego.Sten nie pojmował, gdzie przyjaciel mieści to całe żarcie, może w torbie?Kelner zabrał talerz.Sten zamarł w oczekiwaniu, ale zauważył, że zaczęto sprzątać nakrycie.Odetchnął z ulgą.Jeszcze kilka minut, przeczekać parę przemówień i do domku.Spać.Przed świtem czekało go przecież umówione spotkanie.Parral syknął dyskretnie, w ten sposób prosząc o głos.W sali z wolna zapadała cisza.Gospodarz wstał i uniósł kielich.- Przyjęcie zostało wydane na cześć zwycięstwa.Dziękuję gościom honorowym za przybycie [ Pobierz całość w formacie PDF ]