[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie zacząłem pracować nad treścią dokumentu.- Naprawdę? - spytał Elliot ze źle skrywaną ironią.- Chyba nie wątpisz, że w dwustu procentach jestem po twojej stronie - zaperzył się Weldon.Nerwowo krążył po gabinecie, spoglądając na ściany pokryte rysunkami wykonanymi przez Amy.Widać było wyraźnie, że jeszcze nie zakończył rozmowy.- Nadal maluje te same obrazki? - spytał w końcu.- Tak - odparł Elliot.- I wciąż nie masz pojęcia, co one oznaczają?Elliot milczał przez chwilę.Uznał, że jeszcze za wcześnie, aby wtajemniczać kogokolwiek w najnowsze wyniki badań.Zwłaszcza Weldona.- Nie - odpowiedział.- Jesteś pewien? - Weldon zmarszczył brwi.- Myślę, że jest ktoś, kto potrafi rozwiązać tę zagadkę.- Skąd to przypuszczenie?- Ostatnio wydarzyło się coś dziwnego.Ktoś chce kupić Amy.- Kupić?! O czym ty mówisz?- Wczoraj zadzwonił do mnie prawnik z Los Angeles i zaoferował sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów.- Pewnie bogaty miłośnik przyrody - westchnął Elliot.- Usiłował w ten sposób uchronić zwierzę od dalszych tortur.- Mylisz się - odparł Weldon.- Po pierwsze, propozycja nadeszła z Japonii, od człowieka nazwiskiem Hakamichi powiązanego z przemysłem elektronicznym.Po drugie, prawnik telefonował dziś rano i podniósł cenę do dwustu pięćdziesięciu tysięcy.- Dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów? - powtórzył Elliot.- Za Amy?Oczywiście, nie miał najmniejszego zamiaru sprzedawać zwierzęcia.Jednak fakt, że ktoś zaoferował tak ogromną sumę, wprawił go w osłupienie.Weldon miał własne zdanie na ten temat.- Tylko prywatna firma jest w stanie wyłożyć na podobny cel ćwierć miliona dolarów.Chodzi o wielki przemysł.Hakamichi przeczytał o twoich doświadczeniach i doszedł do wniosku, że umiejętności mówiącej małpy można wykorzystać w praktyce.- Spojrzał w sufit, co było wyraźnym znakiem, że zamierza popisać się elokwencją.- Widzę nowe możliwości dla naszej uczelni.Ośrodek szkolenia inteligentnych zwierząt do zadań w przemyśle.Elliot zaklął.- Nie po to pracowałem z Amy, żeby włożyć jej na głowę kask ochronny i wcisnąć do łapy torbę z drugim śniadaniem.- Powinieneś lepiej zastanowić się nad całą sprawą - odparł Weldon.- A jeśli w ten sposób zyskamy możliwość stworzenia małpom nowego środowiska? Pomyśl, co to oznacza.Nie tylko kolejne dotacje dla wydziału, lecz także możliwość podjęcia nowych doświadczeń.Co najważniejsze, stworzymy zwierzętom szansę przeżycia.Wiesz dobrze, że małpy człekokształtne są zagrożone wyginięciem.Drastycznie zmniejsza się liczba szympansów.Orangutany z Borneo giną wskutek systematycznego wycinania dżungli; przypuszczalnie za dziesięć lat gatunek ulegnie całkowitej zagładzie.W Afryce równikowej populacja goryli zmalała do trzech tysięcy osobników.Wszystkie te gatunki znikną z powierzchni ziemi jeszcze za naszego życia.Chyba że znajdziemy jakieś inne wyjście.Pomyśl o tym.Elliot przyjął radę Weldona.O dziesiątej, podczas spotkania z pozostałymi uczestnikami eksperymentu, rozpoczął dyskusję na temat możliwości wykorzystania umiejętności małp w różnych gałęziach przemysłu.Ktoś wspomniał o korzyściach dla pracodawców: brak związków zawodowych i rozbudowanego systemu ubezpieczeń mógł stanowić istotną kartę przetargową (w 1978 roku wydatki na opiekę socjalną pracowników zakładów samochodowych z Detroit przekroczyły koszt stali zużytej podczas produkcji).Większość członków ekipy wyrażała pogląd, że wizja „małp--robotników” jest co najmniej dziwaczna.Amy nie przypominała bezmyślnej karykatury człowieka - wręcz przeciwnie, była inteligentnym i bardzo wrażliwym stworzeniem, nie pasującym do zmechanizowanego modelu świata.Potrzebowała specjalistycznej opieki; miała kapryśny charakter i łatwo zapadała na zdrowiu.Jeśli Hakamichi chciał posadzić małpy przy taśmie, aby produkowały telewizory i sprzęt hi-fi, to był po prostu źle poinformowany.Jedyne poważne ostrzeżenie padło z ust psychologa, Bergmana.- Ćwierć miliona dolarów to kupa forsy - powiedział.- Hakamichi nie jest idiotą.Skoro widział rysunki Amy, z pewnością wie, że ma do czynienia ze zwierzęciem neurotycznym i niełatwym we współżyciu.Uważam, że to właśnie te rysunki przyciągnęły jego uwagę, choć nie mam pojęcia, dlaczego mogą być warte dwieście pięćdziesiąt tysięcy.Nikt z obecnych również tego nie wiedział i tematem dalszej dyskusji stały się prace Amy oraz niedawno przetłumaczone teksty arabskie o Kongo.Sarah Johnson rozpoczęła swą wypowiedź od stwierdzenia:- Nie mam najlepszych wieści [3].Z jej dalszych wyjaśnień wynikało, że dzieje Kongo były mało znane.Dawni Egipcjanie zamieszkujący brzegi górnego odcinka Nilu wiedzieli jedynie, że ich rzeka bierze początek ze źródeł leżących gdzieś na południu, w tajemniczym miejscu określanym jako „Kraj Drzew”, gdzie w ciągu dnia było tak ciemno jak nocą, ponieważ gęsty las przesłaniał blask słońca.W owej ponurej krainie żyły dziwne stworzenia: czarno-białe zwierzęta i maleńcy ludzie z ogonami.Minęło cztery tysiące lat, nim pojawiły się nowe informacje.W VII wieku n.e.do Afryki Zachodniej przybyli Arabowie poszukujący złota, kości słoniowej, przypraw korzennych i niewolników.Żeglowali wzdłuż wybrzeża i nie mieli ochoty zapuszczać się w głąb kontynentu.Afrykę środkową nazwali „Zinj” - „Kraj Czarnych” - i byli przekonani, że jest to baśniowy obszar, skąd wywodzą się wszelkie podania i legendy.Opowiadali o olbrzymim lesie, ogoniastych karłach, górach plujących ogniem i zasłaniających niebo czarną chmurą, wioskach zamieszkanych przez małpy utrzymujące stosunki z miejscowymi kobietami, owłosionych i płaskonosych olbrzymach, stworzeniach przypominających pół-człowieka i pół-lamparta oraz o targowiskach, na których ludzkie mięso sprzedawano jako najdelikatniejszy przysmak.Tym podobne historie mogły odstraszyć nawet największych śmiałków, choć jednocześnie wspominano o górach ze złota, korytach rzek usianych diamentami, zwierzętach mówiących ludzkim językiem i ukrytych w głębi dżungli cywilizacjach pławiących się w niewyobrażalnym przepychu.Jedna z opowieści dość często pojawiała się we wczesnych relacjach: legenda o zaginionym mieście Zinj.Zgodnie z treścią przekazu, miasto znane było starożytnym Hebrajczykom jako ogromny skarbiec pełen diamentów.Szlak wiodący do bram grodu stał się pilnie strzeżoną tajemnicą, przekazywaną przez pokolenia z ojca na syna.Lecz klejnotów poczęło brakować, kopalnie opustoszały, a ruiny budynków zniknęły pod zielonym płaszczem dżungli [ Pobierz całość w formacie PDF ]