RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jestem gotów, mój panie  odparł Johnston.Taszczył dwie duże gliniane misy.W trzeciej, którą niósł za nim Andre, drob-ny proch był zarobiony gęstą cieczą o silnym zapachu żywicy.Profesor przykazałmu, aby pod żadnym pozorem nie dotykał tej mieszaniny.Markowi nie trzebabyło powtarzać takich ostrzeżeń.Marszczył tylko nos od słodkawej, mdlącej wo-ni.W drugim ręku trzymał misę z piaskiem.To grecki ogień? Na pewno grecki339 ogień? Nie, mój panie.Coś lepszego.Ogień Athenaios z Naukratis, zwany takżeogniem automatycznym. Zaprawdę?  Oliver uniósł brwi. Pokaż mi go.Bombardy były wymierzone w równinę, na której ustawiano katapulty.Znaj-dowały się już poza zasięgiem strzałów z łuku, w odległości dwustu metrów.Johnston postawił misy na murze między dwoma działami.Pierwsze załadowałwziętym z arsenału woreczkiem prochu i masywną żelazną strzałą zakończonąłopatkami stateczników. Oto wasz proch i wasz pocisk, panie  powiedział.Przeszedł do drugiej bombardy.Ostrożnie napełnił płócienny woreczek przy-gotowaną mieszanką i wsunął go do lufy. Andre, bądz tak dobry i podaj mi piasek.Marek postawił misę z piaskiem u stóp profesora. Po co piasek?  zaciekawił się Oliver. To środek bezpieczeństwa, mój panie, na wypadek pomyłki.Sięgnął po ko-lejną żelazną strzałę.Trzymał ją bardzo ostrożnie, za sam koniec.Czubek strzałybył wyżłobiony, a rowki wypełniała jakaś mazista brunatna substancja o ostrymzapachu. To zaś mój proch i mój pocisk.Bombardier podał mu grube, rozżarzone na końcu polano.Johnston przytknąłje do otworu pierwszego działa.Rozległ się niezbyt głośny huk.Z lufy buchnął kłąb czarnego dymu, strzaławyleciała w powietrze i spadła na ziemię dobre sto metrów od najbliższej kata-pulty. A teraz mój proch  powtórzył profesor, przytykając polano do otworudrugiej bombardy.Huk był wyraznie głośniejszy, a kłąb dymu większy.Strzała poszybowałaznacznie dalej, spadła na trawę jakieś trzy metry od podstawy katapulty.Oliverprychnął z pogardą. Tylko tyle? Wybacz mi, że.Urwał nagle, gdyż pocisk stanął w ogniu, długie jęzory płomieni strzeliły nawszystkie strony.Chwilę pózniej ogień przeniósł się na katapultę.Wśród ludzi Arnauta powstało zamieszanie, pachołkowie pobiegli po bukłakiz wodą. Widzę, że. zaczął po raz drugi Oliver i znowu urwał.Woda ani trochę nie tłumiła ognia.Wręcz przeciwnie, po każdej wylanej porcjipłomienie strzelały jeszcze wyżej.Zaskoczeni żołnierze odsunęli się od katapultyi patrzyli bezradnie, jak się pali.Po kilku minutach pozostała z niej tylko stertadymiących, osmalonych belek. Na Boga i świętego Jerzego, Edwardusie  mruknął z podziwem Oliver.340 Johnston uśmiechnął się szeroko i skłonił głowę. Uzyskałeś dwa razy większą odległość i zbudowałeś strzałę, która samaskrzesała ogień.Jak? Mój proch jest lepiej roztarty, toteż wybucha gwałtowniej.A strzałę napeł-niłem oliwą, siarką i wapnem palonym.Dałem też lont, by w zetknięciu z wodą,choćby z rosą na trawie, wapno podpaliło oliwę z siarką.Po to była misa z pia-skiem, jako że ślad tej mieszaniny mógł buchnąć płomieniem od wilgoci na moichpalcach.To bardzo delikatna broń, mój panie, i trzeba się z nią obchodzić ostroż-nie.Odwrócił się do misy przyniesionej przez Marka, sięgnął po naszykowany kiji rzekł: Zechciejcie, panie, spoglądać z uwagą. Ostrożnie zanurzył koniec kijaw pachnącej żywicą mazi i uniósł go w powietrze. Jak widzicie, nic się niedzieje.Można tak czekać wiele godzin, a nawet dni.Jeśli jednak.Z wprawą iluzjonisty szybkim ruchem chlusnął na koniec kija wodą.Za-skwierczało, pojawił się najpierw dym, wreszcie buchnął jaskrawy pomarańczo-woczerwony płomień. Ach  jęknął Oliver z zachwytem. Dużo mi tego potrzeba.Ilu ludzichcecie do pomocy w ucieraniu tej mieszanki? Wystarczyłoby dwudziestu, mój panie, ale i dla pięćdziesięciu znajdę pracę. Dostaniesz pięćdziesięciu, a nawet więcej, jak będzie trzeba  oznajmiłOliver, zacierając ręce. Ile zajmie przygotowanie mieszanki? Niezbyt długo, mój panie, jednako nie można się z tym spieszyć, bo toniebezpieczna praca  odparł Johnston. A gotowej mieszanki nie można trzy-mać w zamku.Mniemam, iż Arnaut jeszcze dzisiaj zacznie oblężenie pociskamizapalającymi.Oliver parsknął. Nic nam od nich nie grozi, magistrze.Bierz się do pracy, a zrobię dobryużytek z twoich strzał jeszcze tej nocy.* * *W arsenale Johnston porozsadzał przysłanych ludzi w pięciu rzędach po dzie-sięciu.Każdy z nich miał już misę i tłuczek od mozdzierza.Kiedy rozpoczęło sięucieranie składników, profesor chodził między rzędami, tu i ówdzie przystawałi udzielał instrukcji.%7łołnierze początkowo marudzili, że zapędzono ich do bab-skiej, kuchennej roboty, ale Johnston powtarzał z zapałem, iż chodzi tu, jak sięwyraził,  o warzenie bitewnego ziela.341 Dopiero po jakimś czasie profesor wycofał się w kąt sali i przysiadł obokMarka.Andre spytał cicho: Czy panu również Doniger wygłosił mowę o niemożności zmiany bieguhistorii? Tak.Dlaczego pytasz? Wygląda na to, że pomożemy Oliverowi utrzymać zamek.Ludzie Arnautabędą musieli odsunąć katapulty od murów, bo inaczej je stracą.A machiny ob-lężnicze umieszczone zbyt daleko są bezużyteczne.Nie zostanie więc osiągniętypodstawowy cel, czyli szybkie zwycięstwo nad przeciwnikiem.Jeśli zaś szybkiezdobycie zamku będzie niemożliwe, Arnaut może się wycofać. To prawda. A przecież w rzeczywistości Francuzi zajęli La Roque. Owszem, ale nie wskutek oblężenia, tylko dzięki zdrajcy, który wprowadziłich za mury. Dużo o tym myślałem  mruknął Andre. Według mnie to nie ma sensu.Zdrajca musiałby otworzyć zbyt wiele bram, żeby wpuścić ludzi do zamku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl