RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta scena ubawiła nieco naszego bohatera; omal się nie uśmiechnął. I oto nabożny Al-tamira  pomyślał  pomaga mi w zamierzonym cudzołóstwie.Podczas całego poważnego wykładu don Diega Julian pilnie nasłuchiwał godzin, którewydzwaniał zegar pałacowy.Zbliżała się pora obiadu, miał tedy ujrzeć Matyldę! Udał się do siebie i ubrał się bardzostarannie. Pierwsze głupstwo  mruknął idąc po schodach  trzeba dosłownie spełnić zleceniaksięcia.Wrócił do siebie i włożył najskromniejszy strój podróżny. A teraz  pomyślał  chodzi o spojrzenia. Było dopiero wpół do szóstej, obiad był oszóstej.Julian zeszedł do salonu; nie było nikogo.Na widok niebieskiej kanapki łzy napły-nęły mu do oczu; policzki zaczęły go palić. Trzeba się uporać z tą głupią czułostkowością rzekł z gniewem  zdradziłbym się. Wziął dziennik, aby sobie dodać swobody, i prze-szedł się kilka razy z salonu do ogrodu.Drżąc cały, ukryty za wielkim dębem, ledwie ośmielił się spojrzeć w okno panny de laMole.Było szczelnie zamknięte; Julian omal nie upadł.Długi czas stał tak oparty o dąb,następnie chwiejnym krokiem poszedł obejrzeć drabinę.Aańcucha, skruszonego przezeń niegdyś w tak odmiennych, niestety, okolicznościach,dotąd nie naprawiono.Oszalały Julian przycisnął go do ust.Nabłądziwszy się długo między salonem a ogrodem Julian uczuł się straszliwie znużo-ny; rad był z tej pierwszej zdobyczy. Będę miał zgaszone spojrzenie i nie zdradzę się! Pomału goście zaczęli napływać do salonu.Każde otwarcie drzwi przejmowało śmiertel-nym wzruszeniem serce Juliana.Zajęto miejsca.Wreszcie zjawiła się panna de la Mole, spózniona jak zwykle.Zarumie-niła się na widok Juliana; nie wiedziała nic o jego powrocie.Zgodnie ze wskazówką Kora-zowa, Julian popatrzył na jej ręce i ujrzał, że drżą.Zmieszany nad wszelki wyraz tym od-kryciem, zdołał ukryć swe szczęście pod maską znużenia.Pan de la Mole rzucił mu kilka słów pochwały.W chwilę pózniej zwróciła się doń mar-grabina winszując mu jego zmęczonej miny.Julian powtarzał sobie co chwila:  Nie powi-nienem zbytnio przyglądać się pannie, ale nie należy też uciekać z oczami.Trzeba być ta-kim, jakim byłem w istocie na tydzień przed swym nieszczęściem.Julian, rad z powodzenia, został w salonie.Pierwszy raz siląc się na uprzejmość wobecpani domu, dołożył starań, aby rozgadać towarzystwo i podsycać rozmowę.Grzeczność jego znalazła nagrodę: koło ósmej oznajmiono marszałkową.Julian wysunąłsię z salonu; niebawem wrócił, ubrany najstaranniej.Pani de la Mole rada była niezmierniez tej oznaki szacunku.Chcąc wyrazić zadowolenie, rozgadała się przed panią de Fervaqueso podróży Juliana.Julian siadł koło marszałkowej w ten sposób, że Matylda nie mogła wi-dzieć jego oczu.Tak się umieściwszy wedle wszelkich reguł sztuki, rozpłynął się wobecpani de Fervaques w bezgranicznym podziwie.Tyrada na temat tego uczucia stanowiłapoczątek pierwszego z pięćdziesięciu trzech listów darowanych mu przez księcia.Marszałkowa wspomniała, że wybiera się do Opery.Julian pośpieszył tam, spotkał ka-walera de Beauvoisis, który go zaprosił do loży szambelanów, tuż obok pani de Fervaques.Julian wpatrywał się w nią bez przerwy. Muszę  powiadał sobie wracając  prowadzić dz i e n n i k o b l ę ż e n i a : inaczej zapomniałbym swoich strategicznych kroków. Zmu-sił się do napisania paru stronic o tym nudnym przedmiocie i osiągnął to, że  o cudzie! prawie przestał myśleć o pannie de la Mole.Matylda prawie zapomniała o Julianie w czasie jego podróży. Ostatecznie ten pan tobardzo płaska figura  myślała  imię jego będzie mi zawsze przypominało największy błąd109 mego życia.Trzeba szczerze wrócić do utartych pojęć cnoty i honoru; zbyt wiele traci ko-bieta zapominając o nich.Okazała się skłonna uwieńczyć układy z margrabią de Croisenois, prowadzone od takdawna.Szalał z radości; byłby mocno zdziwiony, gdyby mu kto powiedział, że na dnieuczuć Matyldy, które napełniały go taką dumą, jest  rezygnacja.Wszystkie pojęcia panny de la Mole uległy zmianie na widok Juliana. Nie ma co, tojest naprawdę mój mąż  mówiła sobie  jeżeli szczerze mam wrócić na drogę cnoty, po-winnam zaślubić jego.Była przygotowana na natręctwo, na nieszczęśliwe miny Juliana; przygotowała sobieodpowiedzi, była pewna, że po obiedzie spróbuje przemówić do niej kilka słów.Tymcza-sem, wręcz przeciwnie, został w salonie; nawet nie spojrzał w stronę ogrodu.(Bóg wie, ilego to kosztowało!)  Lepiej pozbyć się od razu tych wyjaśnień  pomyślała panna de laMole; zeszła sama do ogrodu, Julian nie zjawił się.Matylda zaczęła się przechadzać w po-bliżu oszklonych drzwi; ujrzała, jak Julian z zapałem opisuje pani de Fervaques ruiny, którezdobią wybrzeża Renu i dają im tyle wyrazu.Zaczynał niezle używać sentymentalno-malowniczych frazesów cieszących się takim powodzeniem w pewnych salonach.Książę Korazow byłby bardzo dumny, gdyby był w tej chwili w Paryżu: wieczór odbyłsię zgodnie z jego przepowiednią.Byłby również pochwalił Juliana przez dni następne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl