[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Początkowo krzyżowcy zamierzali zaatakować Egipt, ówczesny ośrodek potęgi islamu, ale ich wojska od dawna żywiły niechęć do Bizancjum.Stary doża wenecki, który zapewnił im flotę, sam będąc wrogiem Bizantyjczyków, skierował ją najpierw na Węgry.Zara, od niedawna we władaniu Węgrów, w listopadzie tysiąc dwieście drugiego roku została zdobyta i złupiona przez Wenecjan i krzyżowców.W tym samym czasie zmierzałem właśnie do owego miasta, wiodąc doborową drużynę mych poddanych.Król węgierski, "mój pan", nie czynił mi przeszkód, wierząc, że poprę go w walce z krzyżowcami.Ja jednak, ledwie znalazłem się w Żarze, sprzedałem swe usługi zwycięzcom, przyjmując krzyż, co od początku było mym zamiarem.Uznałem, że najlepiej przemierzę świat, podróżując wraz z krzyżowcami, ale wydarzenia nie potoczyły się tak szybko, jak tego pragnąłem.Wenecjanie i Frankowie podzielili już między siebie zagarnięte w mieście łupy - owszem, spierali się o nie i walczyli, ale starcia te rychło ustały - i doża oraz Bonifacy z Montferrat, wiodący wyprawę, postanowili, że przezimujemy w Żarze.Pierwotnym celem czwartej krucjaty było oczywiście zniszczenie islamu.Wielu krzyżowców wierzyło jednak, ze przez cały okres trwania Świętych Wojen Bizancjum zdradzało chrześcijan.I nagle Konstantynopol znalazł się w kleszczach, a przynajmniej w zasięgu ich mściwej pasji.Co więcej, Konstantynopol był bogatym miastem.Wściekle bogatym! Piekielnie bogatym! Perspektywa takiego łupu przesądziła sprawę.Egipt miał zaczekać, cały świat miał zaczekać, gdyż celem stała się teraz stolica Cesarstwa!Powiem krótko.Pożeglowaliśmy do Konstantynopola wiosną, zatrzymując się parokrotnie po drodze.Pod cesarską stolicą znaleźliśmy się w czerwcu.Przyjmę, że orientujesz się nieco w historii.Całe miesiące i lata borykaliśmy się z wątpliwościami natury moralnej, religijnej i politycznej, uniemożliwiającymi zdobycie miasta.Stopniowo jednak żądze i pazerność przeważyły.Porzucono wszelkie plany związane z dalszą wyprawą przeciwko niewiernym.Papież Innocenty III, w dużej mierze odpowiedzialny za zwołanie krucjaty, obłożył Wenecjan ekskomuniką już za złupienie Żary, teraz zaś sierdził się jeszcze bardziej, ale w owych dniach nowiny, jak armie, wędrowały powoli.A Konstantynopol stawał się w oczach krzyżowców klejnotem i kresem wyprawy.Każdy z nas pragnął jego cząstki.Zawarto porozumienie w kwestii podziału łupów i.I w początkach kwietnia tysiąc dwieście czwartego roku przypuściliśmy atak! Wreszcie kalkulacje polityczne i pobożne brednie zostały odłożone na bok, w imię tego, po co tu przybyliśmy.Ach! Jak radowało się moje dzikie serce! Każde włókno mej istoty drżało.Złoto było nie do pogardzenia, ale chodziło mi przede wszystkim o krew.Krew przelewaną, krew pitą, krew krążącą w rozpalonych żyłach!Powiem ci, z czym przyszło nam się zmierzyć.Grecy, chcąc uniemożliwić nam lądowanie pod murami, ustawili swe okręty na Złotym Rogu.Walczyli zawzięcie, ale na próżno, choć ich wysiłki nie całkiem poszły na marne.Grecki ogień to potworna sprawa, zapala się i płonie nawet w wodzie! Ich katapulty miotały go na nasze okręty.Ludzie, miast tonąć, płonęli w morzu.Mnie też poparzyło, prawe ramię, pierś i plecy spalone miałem niemal do kości.Ale przecież już raz padłem ofiarą płomieni i to podpalony przez mistrza! Zwykłe oparzenia nie mogły mnie wyłączyć z tej zabawy.Ból dodał mi tylko skrzydeł.To był mój dzień.Możesz zastanawiać się, co ze słońcem: jakim sposobem ja, wampir, walczyłem w jego palącym blasku? Nosiłem czarny, rozwiany płaszcz, wzorem muzułmańskich wodzów, a głowę chronił mi hełm ze skóry i żelaza.O ile tylko było to możliwe, walczyłem mając słońce za plecami.Kiedy zaś nie brałem udziału w boju, a wierz mi, oprócz wojaczki wiele było tam do zrobienia, trzymałem się, rzecz jasna, w cieniu.Krzyżowcy, widząc mnie i moich Cyganów w walce, czuli strach! Do tej pory ignorowani, uważani za motłoch, zwiększający tylko liczebność, mięso dla miecza i ognia, teraz staliśmy się dla Franków i Wenecjan demonami, wojownikami z piekła rodem.Musieli być radzi, że jesteśmy po ich stronie.Tak przynajmniej sądziłem.Ale nie pozwól mi zbaczać z tematu.Dokonaliśmy wyłomu w murze strzegącym dzielnicy Blachemae.Jednocześnie wybuchł w niej pożar.Obrońcy pogubili się, wpadli w panikę.Zmiażdżyliśmy ich i wtargnęliśmy na opustoszałe ulice, gdzie czekały nas zaledwie potyczki niewarte nawet wzmianki.Kogóż bowiem mieliśmy przeciwko sobie? Greków, którzy dawno stracili ducha walki, oraz niezdyscyplinowane wojska, głównie najemne, osłabione latami złego dowodzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]