[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-I zamknij się.Mówię poważnie.Zamknąłem usta.Szlag, pomyślałem.Teraz Marena mnie niena-widzi.Zerknąłem na nią czujnie.Trudno było dostrzec, czy ma za-ciśnięte usta, ale z pewnością się napięła.Chyba już wspomniałem,że mam problem z odczytywaniem emocji? Ona nie jest na mnie zła,próbowałem sobie wmówić.Wystarczy spojrzeć z dystansu, zastano-wić się.Marena stara się zachować spokój, udaje, że wszystko wporządku, luz, ale tak naprawdę jest przerażona.I nie dlatego, że boisię o siebie - boi się o Maksa.Jest matką.A matki to nie zwykliludzie, nie.Trzeba to brać pod uwagę.Można tego nie rozumieć, alenależy przyjąć do wiadomości.Dojechaliśmy do Miami River, skąd można już dostrzec ocean.Wyglądał zwodniczo przyjaznie w zapadającym zmierzchu.Zrodkiempustej przecznicy sunął ambulans, EINAWORETS ENLADZ - głosił napis nakaroserii.Przynajmniej rząd nie wystawiał swoich ludzi na nie-bezpieczeństwo.Na Culter Ridge samochody przesuwały się z pręd-kością najwyżej czterdziestu mil na godzinę.Ludzie musieli usłyszećplotki, bo wyczuwało się niepewność i napięcie w ruchu ulicznym-zapewne dowiedzieli się o nieznanym zagrożeniu i mieli jeszczenadzieję, że to jednak jakaś pomyłka lub złudzenie.F-18 świsnęłynad naszymi głowami i skierowały się na północ, do czerwonejstrefy.Przy Naranja ruch zwolnił do piętnastu mil i wokół nasrozległy się klaksony.Jeden z kierowców uderzył lekko w tylnyzderzak naszego jeepa - chciał nas wyprzedzić.Marena wodpowiedzi zahamowała i cofnęła się gwałtownie - na tyle, byuderzyć w wóz natręta.Mocno.Trzask.Max uznał, że to świetne, jakw grze.Grupa młodych Por-torykańczyków na yamahach minęłanas, meandrując pomiędzy samochodami.To jest sposób, by sięwydostać z tego korka, pomyślałem.Tylko skąd wziąć motocykl?Ukraść? Cel uświęca środki.Trzeba tylko złapać.Ale czy naszatrójka zmieści się na jednym motorze? Nie, zapomnijmy.- Pić mi się chce - oznajmił Max.-Nie masz już kartonu z sokiem? - zdziwiła się Marena.-Wypiłem.-A możesz jeszcze trochę poczekać? Zatrzymam się przy nabrze-żu, jeżeli będzie można.-Dobra.Sprawdziłem wątek, który założyłem na StrategyNet.Zdumiewa-jące, ale ludzie coś znalezli.Pod tematem znajdowało się pięćdziesiątosiem postów, niektóre z tabelami i diagramami.Desiriseofnations-nerd napisał, że to mu wygląda trochę na broń soniczną, może taką,jakiej Izraelczycy użyli w Gazie podczas ataku w 2009.Jeden z moichsieciowych znajomych, gracz w go z Los Angeles o nicku Statisticsma-ven, rozrysował przebieg zdarzeń na mapie topograficznej i stwierdził,że szacując wedle rozprzestrzeniania się w czasie, nieznany związekto przenosząca się w powietrzu trucizna o szybkim działaniu oraz żejest ona sporo cięższa od powietrza, skoro nie rozniosła się jeszczedalej.Facet o nicku Heli Rot zgodził się z szacunkami, ale zauważył,że Statisticsmaven się myli, bo to bardziej wygląda na skażenie sub-stancjami promieniotwórczymi.Bourgeoiseophobus spostponowałgo wściekle, twierdząc, że to nieprawdopodobne:Jeżeli to dostało się do płuc i układu krwionośnego wczoraj, a lu-dzie umierają od tego dzisiaj, to musiałaby być kolosalna dawka,min.10 sivertów.To jakby trzymać w każdej ręce spory kawałplutonu 239 o masie krytycznej i uderzać nimi o siebie.Ten ruskiszpieg próbował trzy razy załatwić się w podobny sposób - przy-jął doustnie 10*+ mikrogr polonu 210.to nie może być radioak-tywność!!! Nie pieprz bzdur heli rot, ty trollu.Dwieście dziesięć.Liczba atomowa osiemdziesiąt cztery.IDIOTA.Poczułem ucisk w żołądku, jakby zaczęło mi zasysać wnętrzności.Przerażenie.Dobra.Spokój.Zachować spokój.Spokojnie.Spokój.Wyprostowałem się i znieruchomiałem, jak wtedy, gdy miałemmoże pięć lat.Jak zwykle ucisk powoli ustąpił.-To polon - oznajmiłem.-Proszę? - Marena nie załapała, o co mi chodzi.Wyjaśniłem po-bieżnie.Chwilę to zajęło, a i tak moja towarzyszka niewyglądała na całkowicie przekonaną, lecz przynajmniejpotraktowała moje słowa poważnie.-Wyślę wiadomość.Miała na myśli, że prześle esemesem wyjaśnienie Lindsayowi War-renowi, a przez niego tajemniczemu kontaktowi w DepartamencieBezpieczeństwa.Zaczęła kciukiem wpisywać tekst, przytrzymując kierownicę tyl-ko jednym palcem i od czasu do czasu zerkając tylko, co się dzieje nadrodze.Jeszcze tylko tego brakowało, żebyśmy się teraz zderzyli z ja-kimś samochodem i zginęli w wypadku.Czy to byłaby ironia? Nie-stety, nie.Tylko stłuczka.- Jak się pisze polon"? - zapytała Marena.Powiedziałem jej.Zaczęła wpisywać coś jeszcze, a ja zerkałem na nią raz po raz, próbującodgadnąć, jakiego edytora używa.Niestety, nie udało mi się dostrzec.Oczywiście teraz Departament Bezpieczeństwa pomyśli, że ta heka-tomba to nasza robota.O ile już wcześniej tak nie myśleli.Nie powinno nas to obchodzić, ale akurat ja się przejmowałem.Marena skończyła pisać.Oparła komórkę na udzie.No dobra, po-myślałem.Trzeba się zastanowić.Jeżeli to skażenie polonem, cóż [ Pobierz całość w formacie PDF ]