RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mówiła da­lej, gdy tymczasem Ruth wsiadła z drugiej strony i uru­chomiła silnik.- Co on wie? Ten doktor nawet nie słuchał mi serca teleskopem.Nikt mi nie słucha serca! Ty też nie słuchasz.GaoLing nie słucha.Wiesz, że moje serce boli za­wsze.Ale nie skarżę się.Skarżę się?- Nie.- Widzisz!- Ale doktor mówił, że czasem o czymś zapominasz, bo jesteś w depresji.- W depresji, bo nie umiem zapomnieć! Widzisz, jakie smutne życie!Ruth wcisnęła kilka razy pedał hamulca, aby spraw­dzić, czy dobrze działa, a potem ruszyła krętym podjaz­dem, prowadzącym na ulicę.Głos matki brzęczał, wtóru­jąc warkotowi silnika:- Oczywiście, depresja.Kiedy umarła Droga Ciocia, z ciała wyszła cała radość.W ciągu trzech miesięcy, jakie upłynęły od postawie­nia diagnozy, LuLing prawie codziennie przychodziła na kolację do Ruth i Arta.Tego wieczoru Ruth przyglądała się, jak matka próbuje łososia.LuLing zaczęła wolno żuć, ale po chwili zakrztusiła się.- Za słone - powiedziała, łapiąc z trudem powietrze, jakby podano jej blok soli dla jeleni.- Waipo - wtrąciła się Dory.- Ruth w ogóle nie dodała soli.Widziałam.Ani trochę.Fia kopnęła siostrę.Skrzyżowała palce wskazujące, ro­biąc znak, który odstraszał wszystkie wampiry w filmach.Dory oddała kopniaka.Odkąd Ruth nie mogła już kłaść problemów matki na karb jej ekscentrycznej osobowości, zaczęła dostrzegać oznaki demencji we wszystkim.Były oczywiste.Jak mo­gła ich wcześniej nie zauważyć? Miejsca we wspólnych domach letniskowych i “wakacje za darmo", które matka zamawiała w firmach wysyłkowych.Oskarżenia cioci Gal, że ukradła jej pieniądze.Obsesyjne opowieści o kierowcy autobusu, który zarzucił jej, że nie zapłaciła za bilet.Po­jawiły się też nowe kłopoty, którymi Ruth gryzła się długo w noc.LuLing często zapominała zamknąć drzwi wejścio­we.Wyjmowała z lodówki jedzenie, żeby je rozmrozić, i zostawiała na wierzchu, aż zaczynało się psuć.Odkręca­ła zimną wodę i pozwalała jej lecieć przez kilka dni, cze­kając, aż zrobi się ciepła.Niektóre zmiany jednak uła­twiały im życie.Na przykład LuLing nic nie mówiła, gdy Art nalewał sobie kolejny kieliszek wina, tak jak tego wieczoru.- Czemu tak dużo pijesz? - pytała kiedyś.Ruth w duchu też zadawała sobie to pytanie.Wspo­mniała niegdyś, że mógłby trochę ograniczyć picie, zanim wejdzie mu w nawyk.- Powinieneś przerzucić się z powrotem na soki.Wówczas spokojnie zauważył, że Ruth zachowuje się zupełnie jak własna matka.- Kilka kieliszków wina do kolacji to żaden problem.To mój wybór.- Tato? - odezwała się Fia.- Możemy mieć kotka?- Tak - podchwyciła Dory.- Alice ma najpiękniejszego kota himalajskiego na świecie.Chcemy takiego.- Może - odparł Art.Ruth utkwiła wzrok w talerzu.Czyżby zapomniał? Po­wiedziała mu, że jeszcze nie jest gotowa na nowego kota.Czułaby się nielojalna wobec Fu - Fu.A kiedy przyjdzie po­ra na nowe zwierzątko, o które i tak prędzej czy później dbać będzie Ruth, wolałaby raczej małego pieska.- Pojechałam kiedyś autem do Himalaje, sama, dale­ko bardzo - pochwaliła się LuLing.- Himalaje wysokie, wysokie, blisko księżyca.Art i dziewczynki wymienili zdumione spojrzenia.LuLing często mówiła rzeczy, które wydawały się im zupeł­nie oderwane od tematu rozmowy i zjawiały się znikąd.Lecz Ruth była przekonana, że złudzenia LuLing mają ja­kieś głęboko ukryte powody.W tym wypadku chodziło o proste skojarzenie: kot himalajski i Himalaje.Ale dla­czego LuLing sądziła, że pojechała tam samochodem? Za­danie Ruth polegało na rozwiązywaniu takich zagadek.Gdyby udało się jej wytropić ich źródło, mogłaby pomóc matce odblokować ścieżki w mózgu i zapobiec gromadzeniu się w nim niebezpiecznych substancji.Jeśli się postara, uchroni ją przed upadkiem z niebezpiecznego urwiska w Himalajach.Nagle odpowiedź przyszła jej na myśl sama.- W zeszłym tygodniu oglądałam z matką bardzo cie­kawy film dokumentalny o Tybecie - powiedziała Ruth.- Pokazywali drogę, która prowadzi do.Przerwała jej Dory, która zwróciła się do LuLing:- Nie można stąd pojechać w Himalaje samochodem.LuLing zmarszczyła brwi.- Czemu tak mówisz?Dory, która podobnie jak LuLing często działała pod wpływem impulsu, wyrzuciła z siebie:- Bo nie można.Chyba zwariowałaś, jeśli myślisz.- Dobrze, zwariowałam! - prychnęła LuLing.- Czemu macie wierzyć? - Złość zaczęła w niej bulgotać jak woda w czajniku - Ruth niemal widziała unoszące się coraz szybciej bańki i parę - by w końcu wybuchnąć ostatecz­ną groźbą: - Może umrę niedługo! Wtedy wszyscy zado­woleni!Fia i Dory wzruszyły ramionami, spoglądając znacząco po sobie: znowu to samo.Wybuchy LuLing zdarzały się coraz częściej i w coraz bardziej nieoczekiwanych momen­tach.Na szczęście szybko mijały i nie dawały się tak bar­dzo we znaki dziewczynkom, które, jak zdawało się Ruth, wcale nie zaczęły traktować niedomagania jej matki z większą delikatnością.Kilka razy próbowała im tłuma­czyć, że nie powinny sprzeciwiać się temu, co mówi LuLing:- Wydaje się, że waipo mówi nielogicznie, to prawda.Nie zmienimy tego.To nie jest jej wina, tylko jej choroby.Trudno im było jednak to zapamiętać, podobnie jak Ruth trudno było nie reagować na groźby matki, że umrze.Bez względu na częstotliwość, z jaką ich wysłuchiwała, za każdym razem czuła dławiący lęk.Teraz groźba stała się bardzo realna - matka umierała, najpierw konał mózg, po­tem ciało.Dziewczynki zabrały swoje talerze.- Muszę odrobić lekcje - powiedziała Fia.- Dobranoc, waipo.- Ja też - dorzuciła Dory.- Cześć, waipo.LuLing pomachała im zza stołu.Ruth prosiła kiedyś dziewczynki, aby ją całowały, ale w odpowiedzi na ich cmoknięcia LuLing zwykle sztywniała.Art wstał.- Muszę przejrzeć na jutro trochę dokumentów.Lepiej będzie, jeśli się wezmę do roboty.Dobranoc, LuLing.Gdy LuLing podreptała do łazienki, Ruth zajrzała do salonu, by porozmawiać z Artem.- Coraz z nią gorzej.- Zauważyłem.- Art przerzucał papiery.- Boję się zostawić ją samą, kiedy pojedziemy na Ha­waje.- Co więc zrobisz?Stwierdziła z niepokojem, że spytał, co ona zrobi, nie co “zrobimy".Od przyjęcia z okazji Święta Pełni Księżyca coraz boleśniej uświadamiała sobie fakt, że nie udało im się z Artem stworzyć rodziny.Mimo usilnych starań Ruth nie potrafiła o tym nie myśleć, co utwierdzało jaw przeko­naniu, że uporczywe obawy nie są bezpodstawne.Dlacze­go czuła się, jakby nie należała do nikogo? Czyżby nie­świadomie postanowiła kochać tylko ludzi, którzy trzymali Druga pomoc domowa pracowała niecały tydzień.W dni, kiedy nie odwiedzała matki, Ruth czuła się niespo­kojna i nie potrafiła się skupić.Nie spała dobrze, a w nocy tak mocno zgrzytała zębami, że złamała sobie trzonowy ząb.Była zbyt zmęczona, żeby gotować, kilka razy w tygo­dniu zamawiała więc pizzę, porzucając swoje wcześniejsze postanowienie, że będzie dawała Dory przykład zdrowego odżywiania, i narażając się na uwagi LuLing, że pepperoni jest za słona.Ostatnio dostała jakichś skurczów mięśni w barkach, które bardzo utrudniały pracę przy kompute­rze.Brakowało jej palców u rąk i nóg, aby o wszystkim pa­miętać.Gdy znalazła Filipinkę, która specjalizowała się w opiece nad starymi ludźmi, poczuła się, jakby zdjęto z niej ogromny ciężar.- Uwielbiam starych ludzi - zapewniała ją kobieta.- Jeżeli tylko znajdzie się czas, żeby ich dobrze poznać, nie są wcale uciążliwi.Teraz jednak była noc i Ruth leżała bezsennie, słuchając dalekich syren, ostrzegających statki o czyhających mieli­znach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl