RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdy wcześniej tego nie robiła.- Po chwili przemknęło jej przez myśl, że może robiła, tylko ona nic o tym nie wiedziała.Być może robiła to codziennie, co wieczór.Może LuLing wędrowała po okolicy w samej bieliźnie!- Nic się nie stało - odrzekł funkcjonariusz.- Moja te­ściowa też wycinała takie numery.Kiedy zachodziło słoń­ce, wychodziła się powłóczyć.Musieliśmy założyć alarmy na wszystkie drzwi.Przeżyliśmy ciężki rok, zanim umieści­liśmy ją w domu opieki.Żona nie mogła już dłużej pilno­wać jej dzień i noc.Dzień i noc? A Ruth sądziła, że sumiennie wywiązuje się ze swoich obowiązków, codziennie zabierając matkę na kolację i próbując wynająć dochodzącą gosposię.- Mimo wszystko dziękuję - powiedziała.Gdy wróciła do matki, LuLing natychmiast się poskar­żyła:- Pamiętasz sklep za rogiem? Chodzę i chodzę, a on zniknął! Zrobili bank.Nie wierzysz, idź sama!Ruth postanowiła spędzić tę noc u matki, w swojej sta­rej sypialni.W tej części miasta syreny były głośniejsze.Przypomniała sobie, że kiedy miała kilkanaście lat, słu­chała ich późno w nocy.Leżała w łóżku, licząc kolejne gwizdy i odgadując na tej podstawie liczbę lat, które mia­ła jeszcze spędzić w tym domu.Dziś tu wróciła.Rano Ruth otwierała szafki, szukając płatków na śnia­danie.Znalazła poskładane i ułożone w stosy brudne pa­pierowe serwetki.Setki.Otworzyła lodówkę.Była pełna plastikowych torebek z czarną i zielonkawą breją, karto­nów ze zjedzonymi do połowy produktami, skórek z poma­rańczy i melonów, dawno rozmrożonych mrożonek.W za­mrażarce znalazła karton jajek, parę butów, budzik i coś, co prawdopodobnie było kiedyś kiełkami fasoli.Ruth ogarnęły mdłości.To wszystko stało się w ciągu zaledwie jednego tygodnia?Zadzwoniła do Arta na Kauai.Nie odpowiadał.Pomy­ślała, że spokojnie leży na plaży, nie zważając na żadne problemy świata.Ale jak mógł być na plaży? Na Hawajach była szósta rano.Gdzie on jest? Tańczy hula w czyimś łóż­ku? Jeszcze jedno zmartwienie.Ruth mogłaby zadzwonić do Wendy, ale Wendy po prostu wyraziłaby współczucie, mówiąc, że jej matka robi znacznie większe głupstwa.A Gideon? Ruth postanowiła zadzwonić do cioci Gal.- Gorzej? Jak może z nią być jeszcze gorzej? - spytała GaoLing.- Dałam jej żeń - szeń i powiedziała, że bierze go codziennie.- Lekarz mówił, że żaden z tych środków nie może po­móc.- Lekarz! - prychnęła pogardliwie GaoLing.- Nie wie­rzę w tę diagnozę.Alzheimer.Twój stryj mówił to samo, a jest dentystą.Wszyscy się starzeją, wszyscy zapominają.Kiedy człowiek jest stary, ma za dużo do zapamiętania.Py­tam cię, dlaczego dwadzieścia czy trzydzieści lat temu nikt na to nie chorował? Kłopot w tym, że dzisiaj dzieci nie mają czasu spotykać się z rodzicami.Twoja mama jest samotna i tyle.Nie ma z kim porozmawiać po chińsku.Oczywiście, jej umysł nie działa tak dobrze jak kiedyś.Je­żeli przestaje się rozmawiać, nie da się już naoliwić za­rdzewiałego mechanizmu!- Dlatego potrzebuję twojej pomocy.Czy mogłabyś ją zabrać do siebie, powiedzmy, na tydzień? Mam teraz dużo pracy i nie mogę poświęcać tyle czasu.- Nie pytaj, zawsze ją przyjmę.Przyjadę po nią za go­dzinę.I tak muszę zrobić jakieś zakupy.Ruth miała ochotę zapłakać z ulgą.Po wyjściu cioci Gal z matką przespacerowała się ka­wałek na plażę, na Land's End.Musiała posłuchać miaro­wego huku fal, który mógłby zagłuszyć łomot jej serca.Fala przyboju łagodnie omywała kostki idącej plażą Ruth i kusiła.Chodź do morza, zdawała się mówić, jest wielkie i wolne.Gdy Ruth miała kilkanaście lat, matka podczas kłótni pobiegła kiedyś do morza, grożąc, że utopi się w oceanie.Woda sięgała już jej ud i dopiero błagania i krzyki córki zdołały sprowadzić ją z powrotem.Ruth zastanawiała się teraz, czy gdyby nie jej prośby, LuLing pozwoliłaby oce­anowi zdecydować o swoim losie?Od dzieciństwa Ruth myślała o śmierci co dzień, cza­sem wiele razy dziennie.Sądziła, że wszyscy w sekrecie ro­bią to samo, lecz nikt poza jej matką nie mówi o tym otwarcie.Rozważała w swym młodym umyśle, co właści­wie oznacza śmierć.Czy ludzie znikają? Stają się niewi­dzialni? Dlaczego umarli stają się silniejsi, smutniejsi al­bo bardziej złośliwi? Tak zapewne myślała matka.Gdy Ruth była starsza, próbowała wyobrazić sobie moment, w którym przestanie oddychać, mówić i widzieć, kiedy nie będzie już nic czuła i przestanie się nawet bać, że nie żyje.A może będzie jej towarzyszyć wielki strach i niepokój, złość i żal, tak jak duchom, z którymi rozmawiała matka? Śmierć niekoniecznie musi być bramą do czystej rozkoszy absolutnej nicości.To skok w nieznane.Pociągający ze so­bą wszystkie najgorsze możliwości.Właśnie z lęku przed nieznanym Ruth postanowiła, że bez względu na to, jak okropne i beznadziejne będzie jej życie, nigdy nie odbie­rze go sobie z własnej woli.Choć dobrze pamiętała moment, w którym podjęła ta­ką próbę.Kończyła wtedy jedenaście lat.Ruth przeprowadziła się z matką z Oakland na równiny Berkeley, do krytego ciemnym gontem bungalowu, który stał za jasnożółtym domkiem, należącym do młodych, dwudziestoparoletnich małżonków, Lance'a i Dottie Rogersów.Bungalow był kie­dyś szopą, spiżarnią i garażem; w czasie drugiej wojny światowej rodzice Lance'a zmienili go nielegalnie w budy­nek mieszkalny, wynajmowany kolejno kilku młodym żo­nom, których mężowie wyruszali przez bazę morską w Ala - medzie na bitwę na Pacyfiku.W domku były niskie sufity, często nawalała elektrycz­ność, a o tylną i boczną ścianę wspierał się płotek, na który w nocy wspinały się zawodzące koty.Nie było wentylacji, na­wet wentylatora nad dwupalnikową kuchenką, tak więc gdy LuLing gotowała, trzeba było otwierać okna, żeby się pozbyć z domu “tłustego zapachu", jak nazywała go matka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl