RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie - zaprzeczyła.- Chciałeś powiedzieć coś inne­go.- Że nauczyłeś się rozpoznawać tutejsze samochody po pracy silnika, dokończyła w duchu.Nie wychodząc z biura.Taka dziecinna zabawa.- Należało zawiadomić policję - utrzymywał Leo.On w tym swoim czerwonym, cholernym aucie bierze zakręty jak wariat.- Wrócił do jadalni i usiadł do stołu.Zmęczonym, chrapliwym głosem dodał: - Zaczniemy jeść, czy zejdziemy na dół i powiemy Dombrosiemu, że donio­słem na niego na policję?Nie ruszyła się z miejsca.- No chodź - ponaglił ją.W końcu podeszła do stołu.Rozdział szóstyWielki, stary budynek z białym deskowaniem, wie­życzkami oraz schodkami przeciwpożarowymi był wła­snością Klubu Baseballowego dla Dorosłych i Młodzieży w Carquinez.Dom, zwany Donkey Hall, stał w samym centrum miasta.Przed wejściem, po obu stronach we­randy, nad którą znajdował się balkon, rosły dwie pal­my.Z tyłu wybito kilka szyb.Zimą w piwnicy gromadzi­ła się woda.Zardzewiały, czerwony automat z coca-colą leżał porzucony wśród chwastów.Ze środka dachu ster­czał kikut masztu, który złamał się podczas burzy.Bu­dynek miał dziewięćdziesiąt dwa lata i nie był wiele wart.KBDMC od czasu do czasu wynajmował go na tańce, przyjęcia z grillem i loterie fantowe.Raz udostępnił go nauczycielowi muzyki, który dał recital pieśni amery­kańskich.Sporadycznie z budynku korzystał również klub.Raz w roku, w lipcu, sponsorował wystawę zwierząt hodow­lanych, po której w piwnicy grano w bingo, sprzedawa­no hot dogi i popcorn.W grudniu członkowie KBDMC zapraszali żony na obiad: około dwudziestu mężczyzn w kucharskich czapach i białych fartuchach wnosiło na salę srebrne tace.Z sufitu zwisały ozdoby z krepy, a wy­pożyczone ze szkoły stoły były udekorowane zabawnymi rysunkami.Najważniejszy był jednak Dzień Projektów, który przypadał dziesiątego maja.Debatowano wówczasnad przedsięwzięciami, które można było zrealizować stosunkowo tanim kosztem.Któregoś roku kupiono far­bę i w czynie społecznym odmalowano urząd pocztowy oraz inne miejskie budynki użyteczności publicznej.Przez kilka lat stanowisko prezesa klubu piastował rzeźnik ze sklepu spożywczego w Carquinez, Jack E.Vepp, którego pasją było polowanie na jelenie.W 1958 roku w Dniu Projektów Vepp zgłosił propozycję maso­wego odstrzału tych zwierząt.Od pewnego czasu stada wygłodniałych jeleni schodziły z gór w poszukiwaniu je­dzenia i wody.Zżerały cenne siano, roznosiły pchły, wcho­dziły na drogę i powodowały wypadki.Właściciele sa­dów narzekali, że jelenie zjadają im jabłka z drzew.Pro­jekt polowania na jelenie zyskał duże poparcie i Jack E.Vepp został wybrany na prezesa na następną kadencję.Prędzej czy później każdy mężczyzna otrzymywał pro­pozycję wstąpienia do klubu.Wyjątek stanowił pewien mężczyzna mieszkający przy Bass Pool Road, którego podejrzewano o sympatyzowanie z komunistami.Dru­gim wyjątkiem był Leo Runcible.Zmierzchało, gdy Runcible zapalił fajkę, czekając na stacji benzynowej Chevron, aż pracownik naprawi mu samochód.Pierwszy raz od wielu miesięcy zauważył światła w oknach Donkey Hall i kolorowe obwódki wo­kół latarni ulicznych.Przed budynek zajeżdżały samo­chody.Dochodziła siódma trzydzieści.Spoglądając na zegarek, Leo Runcible stwierdził, że spotkanie zaraz się zacznie.- Wielki dzień - powiedział do pracownika stacji.Nie znał jego nazwiska, choć wiedział, że mieszka gdzieś w okolicy i chodzi na kursy z zarządzania.- Tak jest, proszę pana - odparł chłopak.Leżał pod należącym do Runcible'a studebakerem rocznik '55 i za­kładał nowy wąż do chłodnicy.- Nie wiesz przypadkiem, co planują? - zapytał Run­cible.- Zdaje się, że mają zrobić zbiórkę makulatury - od­powiedział pracownik stacji.- To było w zeszłym miesiącu - stwierdził Runcible.-A zresztą robią to po południu.Pod budynek podjechały dwa następne samochody.Pośrednik wodził za nimi wzrokiem.Pierwszy jechał Bili Conley, miejscowa złota rączka, a następnie, w fordzie, Keith Asmason, właściciel farmy mlecznej położonej kil­ka mil na północ od miasta.- Za chwilę założę ten wąż, panie Runcible - odezwał się chłopak.- Przepraszani, że musi pan czekać.Nic nie szkodzi, pomyślał Runcible.Nigdzie się nie spieszę.Nie spuszczał wzroku z samochodów parkują­cych przed Donkey Hall.Najważniejsze spotkanie towa­rzyskie w okolicy, pomyślał.Czy poszedłbym, gdyby mnie zaproszono? Czy wstąpiłbym do klubu? Nigdy, pomyślał, nawet za milion dolarów.Następnym autem był mały czerwony samochód spor­towy.Zgadza się, powiedział do siebie, Dombrosio jest członkiem klubu; mało tego -jest w zarządzie.Udowod­nij, że jesteś mężczyzną i wstąp do męskiego klubu.Pokaż, że jesteś normalnym facetem.Sportowy samo­chód skręcił na rogu ulicy i wtedy Runcible zauważył, że w środku siedzą dwie osoby.Prowadziła Sherry Dombro­sio, a Walt siedział obok niej.- Czyżby zaczęli przyjmować do klubu kobiety? -zapytał pracownika stacji.Sportowy samochód zatrzymał się przy budynku.Otworzyły się drzwiczki i wysiadł z niego Walt.Zatrza­snął drzwi, Sherry zawróciła i odjechała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl