[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Blut und Tranen! zaskrzeczał Brązowy Jenkin. Je sais que mój Odkupiciel żyje! Kciuk diabła! zawołała z triumfem Kezia Mason. To zawsze oznacza krew!Brązowy Jenkin podniósł się z podłogi.Na pół stojąc, na pół kucając oparł lewą rękę o ramię DennisaPickeringa, żeby nie stracić równowagi, a potem pociągnął drugą rękę do góry, otwierając brzuch pasto-ra pięcioma równoległymi cięciami, krojąc go niczym miękkie ciasto na grube wstęgi.Dennis Pickering zawył z bólu i zaczął miotać na wszystkie strony głową w potwornej, niewyobrażal-nej agonii. Was ist los, Pfarrer? Pourquoi, pourquoi crie-toi? zachichotał Brązowy Jenkin.Kręcąc zakrwawio-nymi pazurami wywlókł na zewnątrz wnętrzności Dennisa Pickeringa, które stłoczone i śliskie wypadłyna podłogę.Gorące i zakrwawione żółtawe jelita; wciąż zaciskający się i rozszerzający czerwony żołądek;purpurowa wątroba i cała masa innych parujących, trzęsących się jak galareta organów, których nie po-trafiłem rozpoznać.Najgorszy ze wszystkiego był dojrzały, przypominający proch strzelniczy zapach krwii ludzkich wnętrzności.Gardło mi się zacisnęło i nie mogłem opanować gwałtownych torsji.Dziewczyn-ka, którą trzymałem w ramionach, przytuliła się do mnie mocniej.Dennis Pickering nagle przestał krzyczeć.Sięgnął w dół, łapiąc się za brzuch i nie potrafiąc zrozumieć,co takiego mu się przydarzyło.Podniósł w górę ociekającą, ciężką stertę własnych wnętrzności, a mnieprzypomnieli się w tym dziwnym momencie afrykańscy czarownicy, którzy potrafią przepowiadać przy-szłość, studiując jelita zabijanych w ofierze zwierząt.Dennis Pickering musiał w tej chwili z przerażającąpewnością ujrzeć własną przyszłość.Praktycznie rzecz biorąc, był już prawie martwy.Odrzucił do tyługłowę i wydał z siebie ryk rozpaczy i strachu, niepodobny do niczego, co słyszałem w swoim życiu. Zamknij jadaczkę, klecho! wrzasnęła na niego Kezia.Brązowy Jenkin pochylił do przodu swą przylizaną głowę i ugryzł Dennisa Pickeringa prosto w usta,natychmiast go uciszając.Przez krótką chwilę wydawało się, że ich wargi zetknęły się w przerażającym,szkaradnym pocałunku, ale potem Brązowy Jenkin potrząsnął dziko głową, niczym rozrywający królikaterier, i odgryzł Dennisowi wargi, policzek i połowę zębów razem z dziąsłami.Patrzyłem na zakrwawio-ną szczękę pastora z wciąż tkwiącymi w niej pozostałymi zębami. Dosyć tego! Na miłość boską, skończ z tym i zabij go! krzyknął młody pan Billings, kiedy Jen-kin pochylił się, żeby ponownie ugryzć Pickeringa.Kezia Mason odwróciła się, przyglądając z otwartą nienawiścią stojącemu pod ścianą w drugim koń-cu pokoju Billingsowi.142 Niedobrze ci się robi na widok krwi, Panie Mądralo?Dennis Pickering przewrócił się na bok i trzęsąc w agonii leżał na dywanie, z głową skrytą za jednymz krzeseł. Zabij go, na litość boską! powtórzył młody pan Billings, dając krok do przodu.Ale Jenkin z zakrwawioną twarzą i zabarwionymi szkarłatem mankietami wytarł tylko brudną szarą chus-teczką usta i stał nieruchomo w miejscu.Wtedy właśnie postanowiłem wziąć nogi za pas.Wiedziałem, że za krótką chwilę uwaga Kezi Masonznów skoncentruje się na mnie a kiedy to się stanie, szansę ucieczki będą równe zeru.Zarzuciłem so-bie dziewczynkę na ramię i tupiąc ciężko ruszyłem ku drzwiom przekręcając klamkę, zanim Keziazdążyła rzucić na nią urok. Wracaj! zaskrzeczała.Drzwi zatrzasnęły się ale o ułamek sekundy za pózno.Uderzyły mnie tylko w ramię, na chwilę po-zbawiając równowagi.Potykając się przebiegłem dwa albo trzy kroki przez hol, a uszy rozdzierały miprzenikliwe wrzaski Kezi i zawodzenie dziewczynki, która nagle znowu zaczęła płakać ze strachu. Latające szkło! Latające dzbany! wykrzyknęła Kezia i wszystkie wiszące na ścianach rysunkii ilustracje zaczęły fruwać w powietrzu, uderzając mnie w głowę, twarz i ramiona ostrymi ramami i gra-dem tłukącego się szkła.W jakiś sposób udało mi się jednak przebiec korytarz, co okupiłem paroma tyl-ko zadrapaniami.Pognałem w górę schodów z szybkością, która zadziwiła mnie samego.Wbiegłem na pierwsze piętro i minąłem drzwi prowadzące na strych.Przez krótką chwilę miałemochotę otworzyć je i pobiec prosto na górę, ale domyśliłem się, że jeśli wejdę tam tą drogą, to nadal pozo-stanę w czasie, w którym znajdował się Brązowy Jenkin.%7łeby powrócić do mojego własnego czasu, mu-siałem użyć włazu, przez który tu zszedłem.Słyszałem dochodzący z holu chrobot pazurów ścigającego mnie Jenkina. Aap go, Jenkin, bo będę cię przypiekać na wolnym ogniu! wrzeszczała Kezia.Dobiegłem do mojej sypialni, zatrzasnąłem za sobą drzwi i zamknąłem je na klucz.To powinno daćmi minutę albo dwie, a minuta albo dwie była wszystkim, czego potrzebowałem.Aapiąc kurczowo od-dech postawiłem na podłodze dziewczynkę, która drżała cała, wpatrując się we mnie szeroko otwarty-mi oczyma. Wszystko w porządku zapewniłem ją. Zaraz będziesz bezpieczna.Przesunąłem na środek pokoju fotel, wdrapałem się nań, a potem pochyliłem się, wziąłem pod ramio-na dziewczynkę i podniosłem ją do góry. Spróbuj złapać się tego włazu. powiedziałem. Bardzo dobrze.trzymaj się mocno.Usiłując wdrapać się na górę znowu zaczęła płakać. No dalej! popędzałem ją. Musisz się tylko podciągnąć.Bardzo dobrze.Wciąż wisiała w powietrzu, kiedy usłyszałem na korytarzu głośny chrobot pazurów, a w chwilę potempotężny łomot.Brązowy Jenkin uderzył ramieniem w drzwi.Framuga zatrzęsła się i z zamka wyskoczyłklucz, spadając z żałosnym brzękiem na podłogę z surowych desek. Ouvrez! Ouvrez! skrzeczał Jenkin. Mach die Tur auf, skurwielu, skurwielu!143Przerażona dziewczynka dostała spazmów i puściła obramowanie włazu, przechylając się gwałtowniew bok, przez co o mało nie spadłem z fotela. Otwieraj, bękarcie, merde, merde! wrzeszczał Jenkin, szarpiąc wściekle za klamkę i kopiącw drzwi.Jedna z dolnych listew pękła na pół i Jenkin kopnął ją ponownie. Pośpiesz się! popędzałem dziewczynkę, ponownie podnosząc ją w górę.Mogła być mała i nie-dożywiona, ale ważyła wystarczająco dużo, żebym dostał zadyszki. Wydrę z ciebie flaki, bękarcie!Brązowy Jenkin kopał, walił i potrząsał drzwiami.W ich górnym panelu również pojawiła się wąskaszpara.Dziękowałem Bogu, że w czasach wiktoriańskich budowano tak solidne drzwi.Dziewczynka próbowała ponownie wdrapać się na górę.Podniosłem ją tak wysoko, jak tylko mogłem,mimo że o mało nie udusiła mnie jej bielizna, przesycona słodkawokwaśnym zapachem, przypominają-cym lawendę i strużyny ołówka. No dalej! błagałem ją. Jeśli naprawdę się postarasz, na pewno ci się uda!Ale mała najwyrazniej nie miała dość siły i charakteru [ Pobierz całość w formacie PDF ]