[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał ochotę umyć ręce, zostawić boską misję, zjazd, wszystko.Znalazłby sobie statek, wziął ze sobą Jję i pożeglował Rzeką.Byłby wodnym szczurem do końca życia.Nie pożyłby długo, gdyby sprzeciwił się Bogini.- Shonsu, może powinieneś dać walecznym lordom szansę omówienia sprawy nie w obecności czarnoksiężnika - odezwał się Nnanji.Nie potrafił udawać niewinności nawet w przybliżeniu tak dobrze jak jego dwulicowy brat.Coś knuł.Po chwili wahania Wallie stwierdził, że nie ma innego wyjścia.Musi zaufać Nnanjiemu.- Dobrze! Lordowie?Suzeren odprowadził Rotanxiego do drzwi.Tak jak się spodziewał, Nnanji został na miejscu.W przedpokoju czarnoksiężnik odwrócił się, żeby coś powiedzieć.Ale lorda Shonsu już nie było.W długim pomieszczeniu znajdowała się tylko straż przyboczna i.Jja.Wallie kazał jej czekać, wiedząc, że tu będzie bezpieczna po tym, co się wydarzyło, kiedy ostatnio złożyła wizytę w zamku.Teraz stała ze spuszczonym wzrokiem przed bardzo wysoką kobietą w niebieskiej szacie.Siódmy przemierzył pokój wielkimi krokami.- Doa!- A, tu jesteś, mój drogi! - powiedziała minstrelka głosem, który mógłby zwabić pszczoły.- Jestem dzisiaj bardzo zajęty, pani!- W porządku, kochanie.Tylko przepytywałam niewolnicę.- Przepytywałaś?Doa pokazała wszystkie zęby w uśmiechu.- To jest Jja, prawda? Ta, którą mi obiecałeś?Wallie zaniemówił.Wzrok Siódmej nakazywał mu dokonać wyboru.W tym momencie Jja uniosła wzrok.Błaganie, które w nich ujrzał, poruszyłoby kamień.Suzeren wszedł między kobiety i otoczył ramieniem niewolnicę.Szermierze udawali, że nic nie widzą i nie słyszą.Nie mógł stracić panowania nad sobą.Jja przywarła do niego odruchowo.Wallie wspomniał marzenie o żeglowaniu ku zachodzącemu słońcu.Nie Doę w nim widział.- Oto Jja, moja ukochana, a to lady Doa.Nie zamierzam cię oddać, Jjo.Cokolwiek mówiła ci ta kobieta, kłamała.Twarz Siódmej zrobiła się purpurowa.Szermierze wstrzymali oddech.- Czcigodny Forarfi! - Wallie z trudem panował nad głosem.- Odprowadź lady Doę.Dopilnuj, żeby w przyszłości jej nie wpuszczano.Pani, nie będę mógł dzisiaj wieczorem pójść z tobą na bankiet uzdrowicieli.Przez chwilę myślał, że Doa rzuci się na niego.Miał nadzieję, że to zrobi.- Pójdę sama! Chcą, żebym zaśpiewała.Mam parę nowych pieśni.- Uważaj na to, co mówisz, minstrelko, bo zaśpiewasz je szczurom w lochu.Kobieta gwałtownie wciągnęła powietrze, a potem okręciła się na pięcie i pomaszerowała do drzwi.Wallie objął Jję.- Przepraszam, ukochana, bardzo przepraszam! Nie wierz w ani jedno jej słowo.Niewolnica spojrzała na niego badawczo.- Wallie? - szepnęła.- A któżby inny?Drzwi pokoju rady otworzyły się gwałtownie.- Bracie! - zawołał Nnanji.Suzeren był zajęty.Jja w końcu uwolniła się z jego objęć.- Czekają na ciebie, najmilszy - szepnęła.- Niech czekają!Wallie pocałował kobietę i puścił ją dopiero po dłuższej chwili.Kręciło mu się w głowie.Był tak oszołomiony i podniecony, że zastanawiał się, czy w ogóle go obchodzi, co stanie się ze zjazdem.Zrobił sobie z Doi niebezpiecznego wroga.I co z tego? Od razu zauważył, że nastrój w pokoju rady jest zupełnie inny.Pięciu Siódmych miało rozpromienione twarze.Rotanxi stał pośrodku komnaty i próbował ukryć zaskoczenie pod arystokratycznym, drwiącym uśmieszkiem.Nnanji uśmiechał się od ucha do ucha.- Dzielni lordowie zmienili zdanie, bracie!- To szlachetna sprawa, suzerenie! - powiedział Zoariyi.-Lord Nnanji rzeczywiście mnie przekonał.Jego koledzy kiwali głowami, wyraźnie podekscytowani.Jak?Dlaczego?Czy to ważne? Wallie spojrzał na Rotanxiego i wzruszył ramionami.- Więc możemy złożyć przysięgi, panie?Czarnoksiężnik niepewnie skinął głową.- Jakich argumentów użyłeś, lordzie Nnanji?Młodzieniec uśmiechnął się z zadowoleniem.- Dokładnie? Tych samych, które lord Shonsu podał tobie, panie.Słowo w słowo i nic więcej, przysięgam.- Cieszył się jak dziecko, że wprawił brata w osłupienie.- Shonsu, powinieneś chyba wezwać kapłanów!- Chyba tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]