RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili zrozumiałem.Przy skraju chóru, koło sil­ników Diesla, stał jakiś osobnik, który - przemieszczając się szyb­kimi kocimi ruchami zgodnie ze zmianami płaszczyzny wahań - precyzyjnym ruchem ręki, lekkim dotknięciem palca dawał kuli sła­by impuls za każdym razem, kiedy opadała w jego kierunku.Był we fraku jak Mandrake.Potem, kiedy przyjrzałem się jego towarzyszom, miałem się domyślić, że jest to prestidigitator, iluzjo­nista z Petit Cirque Madame Olcott, perfekcjonista umiejący dozo­wać nacisk palców, o mocnym nadgarstku, zręcznie wykorzystujący w swojej pracy infinitezymalne odchylenia.Być może potrafił cien­ką podeszwą swoich wyglansowanych butów wyczuwać wibracje prądów i poruszać rękami zgodnie z logiką sfery i ziemi, której sfera odpowiadała.Jego towarzysze.Widziałem teraz także ich.Przechodzili między stojącymi w nawie automobilami, prześlizgiwali się obok draisiennes i motocykli, prawie przetaczali się w cieniu, ten niosąc na obszerny krużganek w głębi krzesło i stół przykryty czerwonym suknem, tam­ten ustawiając kolejne latarki.Mali, nocni, szemrzący jak rachitycz­ne dzieci, a u jednego, który przechodził nie opodal, zauważyłem mongoidalne rysy i łysą głowę.Freaks Mignons Madame Olcott, paskudne małe potwory, które widziałem na afiszu w księgarni Sloane.Cyrk znalazł się tu w komplecie jako personel, policja i choreo­grafowie obrządku.Zobaczyłem Alexa i Denysa, les Geants d'Ava-lon w skórzanych, nabijanych ćwiekami pasach, naprawdę olbrzymi, jasnowłosi, oparci o wielką bryłę obeissant, z rękami założonymi w oczekiwaniu.Nie miałem czasu na zadawanie sobie dalszych pytań.Ktoś wkro­czył uroczyście, nakazując wyciągniętą ręką milczenie.Rozpozna­łem Bramantiego tylko dzięki temu, że miał na sobie szkarłatną sza­tę, białą opończę oraz infułę, a widziałem go już w tym stroju tam-tego wieczoru w Piemoncie.Bramanti podszedł do kosza z węglami, rzucił coś na żar, wzbił się płomień, potem biały, obfity dym i po całej nawie rozszedł się stopniowo zapach.Zupełnie jak w Rio - pomyślałem - jak podczas alchemicznego festynu.I nie mam ago-gó.Zasłoniłem chusteczką nos i usta.Ale miałem już wrażenie, że widzę dwóch Bramantich i Wahadło obracało się we wszystkie stro­ny niczym karuzela.Bramanti zaintonował monotonnym głosem:- Alef bet gimel dalet he waw zain het tet jod kaf lamed mem nun samek ajin pe sade qof resh shin tau! Tłum odpowiedział modlitewnie:- Parmesiel.Padiel.Camuel.Aseliel.Barmiel.Gediel.Asyriel.Maseriel.Dorchtiel.Usiel.Cabariel.Raysiel.Symiel.Armadiel.Bramanti dał znak, ktoś wystąpił z tłumu i klęknął u jego stóp.Przez mgnienie oka widziałem twarz.Był to Riccardo, człowiek z blizną, malarz.Bramanti zadawał mu pytania, on zaś odpowiadał, recytując z pa­mięci formuły rytuału.- Kim jesteś?- Jestem adeptem, nie dopuszczonym jeszcze do najwyższych ta­jemnic TRES.Przygotowywałem się w milczeniu, w analogicznej medytacji nad tajemnicą Bafometa, w świadomości, że Wielkie Dzieło obraca się wokół sześciu nie naruszonych pieczęci i że dopie­ro na końcu poznamy tajemnicę siódmej.- Jak zostałeś przyjęty?- Przechodząc przez prostopadłą do Wahadła.- Kto cię przyjął?- Mistyczny Legat.- Rozpoznałeś go?- Nie, gdyż był zamaskowany.Znam tylko Rycerza stopnia wyż­szego niż mój, ten zaś Naometrę stopnia wyższego niż swój i każdy zna tylko jednego.I tego pragnę.- Quid dacit Sator Arepo?- Tenet Opera Rotas.- Quid facit Satan Adama?- Tabat Amata Natas.Mandabas Data Amata.Nata Sata.- Czy przyprowadziłeś niewiastę?- Tak, jest tutaj.Powierzyłem ją temu, któremu miałem.Jest gotowa.- Idź i trwaj w oczekiwaniu.Francuszczyzna dialogu była daleka do doskonałości po obu stro­nach.Potem Bramanti powiedział:- Bracia, zgromadziliśmy się tu w imię Zakonu Jedynego, Zako­nu Nieznanego, do którego należeliście zawsze, choć do wczoraj o tym nie wiedzieliście! Przysięgnijmy.Niechaj klątwa spadnie na pro­fanujących tajemnicę.Niech klątwa spadnie na wyjawiających Spra­wy Tajemne, niechaj klątwa spadnie na tego, który robi widowisko z Obrzędów i Misteriów.- Niechaj spadnie klątwa.- Klątwa na Niewidzialne Kolegium, na bękarcich synów Hira-ma i wdowy, na mistrzów operatywnych i spekulatywnych wschod­niego i zachodniego kłamstwa.Dawnego albo Rektyfikowanego, na Misraim i Memfis, na Filaletów i Dziewięć Sióstr, na Ścisłą Obserwę i na Ordo Templi Orientis, na Iluminatów z Bawarii i Awinionu.Na Rycerzy Kadosz, na Wybranych Cohen, na Doskonałą Przyjaźń, na Rycerzy Czarnego Orła i Świętego Miasta, na Różokrzyżowców z Anglii, na Kabalistów Złotej Róży + Krzyża, na Golden Dawn, na Katolicki Czerwony Krzyż Świątyni i Graala, na Gwiazdę Zaranną, na Strum Argentinum i na Thelema, na Vrila i na Thule, na wszel­kiego dawnego i mistycznego uzurpatora imienia Wielkiego Białego Bractwa, na Czuwających Świątyni, na każde Kolegium i każde Przeorstwo Syjonu albo Galii!- Niechaj spadnie klątwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl