[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Arutha zwrócił się do strażników i folusznika.Strażnicy momentalnie ściągnęli czapki z głów.Najstarszy z nich wystąpił o krok do przodu.– Uprzejmie proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość.Stary Bert nie wiedział.To nie przez brak szacunku, panie.Arutha pokręcił głową.Mimo późnej godziny i dojmującego zimna był rozbawiony całą sytuacją.– Nie ma sprawy, strażniku Bercie.Spełnialiście tylko swoje obowiązki, i tak trzeba.– Odwrócił się do Gardana.– Jak, na bogów, udało ci się mnie znaleźć?– Książę Caldric razem z wiadomością o twoim, panie, powrocie z Rillanonu przesłał także szczegółowy plan marszruty.Mieliśmy się ciebie spodziewać dopiero jutro, ale powiedziałem księciu Volneyowi, że najprawdopodobniej spróbujesz prześlizgnąć się jeszcze dziś w nocy.A ponieważ wiedziałem, że będziesz jechał z Saladoru.jest tylko jedna brama, przez którą mogłeś wjechać do miasta.– Wskazał w kierunku wschodniej bramy, niewidocznej w mroku i mgle.– No i jesteśmy.Wasza Wysokość przybył nawet wcześniej, niż sądziłem.Gdzie reszta grupy?– Połowa gwardzistów eskortuje księżniczkę Anitę do majątku jej matki.Reszta obozuje jakieś sześć godzin jazdy od miasta.Nie mógłbym spędzić jeszcze jednej nocy na drodze.A poza tym jest tak wiele do zrobienia.– Gardan zerknął na Księcia z figlarnym błyskiem w oku, ale Arutha powiedział tylko: – Powiem więcej, kiedy zobaczę się z Volneyem.A teraz.– Odwrócił się i spojrzał na Triga.– Kim jest ten głośny jegomość?– To Trig Folusznik, Wasza Wysokość – odpowiedział najstarszy strażnik.– Twierdzi, że ktoś włamał się do jego pokoju i obrabował go.Obudziły go odgłosy walki na dachu.Trig wszedł mu w słowo.– Bili się nad głową, nad samą moją głową.– W miarę jak mówił i zdawał sobie sprawę, przed kim stoi, głos mu powoli zamierał.– Wasza Wysokość – dokończył nagle zawstydzony.Strażnik o krzaczastych brwiach rzucił mu ostre spojrzenie.– Mówi, że usłyszał jakiś krzyk, a potem, jak żółw, schował się do środka pokoju.Trig gwałtownie pokiwał głową.– Jakby ktoś kogoś mordował.zarzynał z zimną krwią.Wasza Wysokość.To było straszne.Potężny strażnik, któremu Trig przerwał, szturchnął go łokciem pod żebra.Z bocznej uliczki wyłonił się młody strażnik.– To leżało na kupie śmieci po drugiej stronie domu.Bert.– W wyciągniętej ręce trzymał miecz zabójcy.– Na rękojeści są ślady krwi, ale klinga jest czysta.Na bruku w bocznej alejce jest kałuża krwi, ale ciała nie ma nigdzie.Arutha dał znak Gardanowi, by ten odebrał miecz.Młody strażnik obserwujący spod oka gwardzistów zauważył już, że to oni objęli komendę, i bez słowa oddał broń, po czym zdjął czapkę.Książę wziął miecz z rąk kapitana, obejrzał uważnie i nie zauważywszy nic szczególnego, oddał z powrotem strażnikom.– Gardan, roześlij swoich ludzi po okolicy.Już późno i tak nie pośpią zbyt wiele.– A co z kradzieżą? – krzyknął rozpaczliwie folusznik, przerywając ciszę.– To były moje oszczędności.oszczędności całego życia! Jestem zrujnowany! Cóż ja biedny pocznę?Książę zawrócił konia i podjechał do strażników.Zwrócił się do Triga.– Przyjmij wyrazy ubolewania i współczucia, dobry człowieku.Bądź pewien, że straż miejska uczyni wszystko, co w jej mocy, aby odzyskać twoje dobra.– A teraz – włączył się do rozmowy Bert – sugeruję, panie, abyś na resztkę nocy powrócił do domu.Rankiem będziesz mógł wnieść oficjalną skargę u dyżurnego sierżanta.Będziesz musiał podać dokładny opis tego, co ci skradziono.– Co mi skradziono? Złoto, człowieku, złoto! Ot, co mi skradziono.Wszystkie moje oszczędności.– Złoto? Ach.w takim razie – powiedział Bert z przekonaniem wynikającym z doświadczenia – sugeruję, abyś poszedł teraz spać, a od jutra rana zabrał się skrzętnie za odbudowywanie twego skarbu, bo jest równie pewne jak to, że w tej chwili jest mgła w Krondorze, iż nie zobaczysz nigdy ani jednej monety.Nie trap się tym jednak, dobry panie, zbyt mocno.Jesteś człowiekiem, który ma do swojej dyspozycji wiele środków, a złoto szybko się gromadzi wokół ludzi o twojej pozycji, przedsiębiorczych i sprytnych.Arutha nieomal parsknął śmiechem, bo mimo osobistej tragedii folusznika, człowieczek stojący na środku ulicy w długiej koszuli nocnej i szlafmycy, której spiczasty koniec opadał mu nieustannie na nos, przedstawiał wielce komiczny widok.– Mój dobry foluszniku, postaram się wynagrodzić ci po części poniesione straty.– Wyciągnął zza pasa sztylet i podał Bertowi.– Na tej broni jest znak herbowy mego rodu.Istnieją tylko dwa inne, identyczne, a noszą je moi bracia, Król i Książę Crydee.Zwrócisz ten sztylet jutro do pałacu, a w zamian dostaniesz sakiewkę złota.Nie chcę mieć nieszczęśliwych foluszników w Krondorze w dniu mojego powrotu.A teraz życzę wszystkim dobrej nocy.– Arutha spiął konia ostrogami i ruszył na czele oddziału w kierunku pałacu.Gdy Arutha i jego gwardziści zniknęli w mroku, Bert podszedł do Triga.– Oto i szczęśliwy koniec tej nieprzyjemnej historii, panie – powiedział, podając folusznikowi sztylet Księcia.– A do tego dochodzi miła sercu świadomość, że jesteś pan jednym z nielicznych ludzi niskiego urodzenia, którzy mogą śmiało stwierdzić, że rozmawiali z księciem Krondoru.chociaż w dość dziwnych i trudnych okolicznościach.– Odwrócił się do swoich ludzi.– Dobra, czas wracać na obchód.Jestem pewien, że takie miasto jak Krondor jest w stanie dostarczyć w ciągu takiej nocy jak dzisiejsza nieco więcej rozrywki niż to jedno wydarzenie.– Dał znak i ruszył na czele swojego oddziałku w głąb ulicy, by po chwili zniknąć w mlecznobiałym mroku.Trig stał samotnie na środku ulicy.Po chwili oblicze rozjaśniło mu się jak księżyc w pełni.Spojrzał w górę na wyglądającą przez okno żonę, a potem powiódł wzrokiem po ciekawskich twarzach sąsiadów.– Ha! Rozmawiałem osobiście z Księciem! – krzyknął.– Ja, Trig Folusznik, rozmawiałem z Księciem! – Iz sercem wypełnionym po brzegi błogim uczuciem podreptał do cieplutkiego wnętrza domu, ściskając w dłoni sztylet Aruthy.Jimmy przeciskał się przez najwęższy tunel [ Pobierz całość w formacie PDF ]