[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nieważne.Znowu jesteśmy razem.„Co to za miejsce?”Pustkowie Wojen Chaosu.Pomnik na cześć Draken-Korina.Martwa tundra, która kiedyś była tętniącymi życiem łąkami i polami.Przetrwały tu tylko nieliczne żyjące istoty.Większość ucieka na południe ku bardziej sprzyjającym i gościnnym klimatom.„Kim jesteś?”Ashen-Shugar zaśmiał się głośno.– Jestem tym, kim ty się stajesz.Stanowimy jedno.Przecież sam to powtarzałeś wiele razy.„Zapomniałem”.Ashen-Shugar zawołał donośnym głosem i Shuruga popędził ku niemu ponad szarą równiną, nad którą kłębiły się i huczały gromami czarne chmury.Potężny smok wylądował, a jego pan wspiął się na grzbiet.Valheru rzucił od niechcenia okiem na miejsce, gdzie leżała, miotana wichrem, kupka ciemnego popiołu, jedyny dowód istnienia Draken-Korina.– Chodź, zobaczymy, co los nam zgotował.Shuruga uniósł się w górę ku czarnym niebiosom i polecieli ponad martwą pustką.Ashen-Shugar, siedząc wygodnie na szerokim grzbiecie smoka, milczał, smakując podmuchy wiatru na twarzy.Lecieli, a obok przepływał czas, dzieląc się z nimi zgonem jednej epoki i narodzinami nowej.Wznosili się coraz wyżej i wyżej, ku błękitowi jasnego, wolnego od koszmarów Wojen Chaosu nieba.„To było warte bólu i cierpienia”.– Nie wydaje mi się.Jest w tym ukryta jakaś nauka, lecz nie potrafię zgłębić jej znaczenia.Chociaż wydaje mi się, że ty już wiesz.– Ashen-Shugar przymknął oczy.Pulsowanie w skroniach powróciło.„Tak, pamiętam”.– Tomas?Tomas otworzył gwałtownie oczy.Ujrzał Galaina stojącego niedaleko, na skraju polany.– Czy mam przyjść później?Tomas podniósł się powoli i ociężale z miejsca, gdzie śnił przed chwilą.– O co znowu chodzi? – spytał zmęczonym i ochrypłym głosem.– Oddział Krasnoludów Dolgana dotarł do zewnętrznej puszczy i czeka na ciebie koło krętego strumyka.Krasnoludy, przekraczając rzekę, napadły jeden z przyczółków obcych.– Na twarzy młodego Elfa pojawił się wesoły uśmiech.– Udało im się w końcu zdobyć jeńców.Na twarzy Tomasa pojawił się przez moment dziwny wyraz zachwytu pomieszanego z dziką furią.Galain, obserwując spod oka reakcję wojownika w bieli i złocie, doznał w sercu przedziwnego wrażenia.Jakby nasłuchując dalekiego wołania, Tomas mówił roztargnionym głosem.– Idź do obozu Krasnoludów.Za chwilę dołączę do ciebie.Galain wycofał się do lasu, a Tomas nasłuchiwał uważnie.Daleki głos stawał się coraz głośniejszy.– Czyżbym się pomylił?Słowa odbijały się echem po ogromnej, wysoko sklepionej sali, martwej i opustoszałej po ucieczce służby.Ashen-Shugar rozmyślał ponuro, siedząc na swoim tronie.Rozmawiał z cieniami przeszłości.– Czyżbym się pomylił? – powtórzył ciszej.„A teraz poznałeś, co to wątpliwości i niepewność”, odezwał się nie odstępujący go na krok głos.– Ten przedziwny spokój i cisza we wnętrzu, co to jest? „To zbliża się śmierć”.Ashen-Shugar przymknął oczy.– Tak myślałem.Tak nieliczni wychodzili cało z bitew.To wielka rzadkość.Ja jestem ostatni.ale chciałbym jeszcze raz polecieć na Shurudze.„Odszedł.Umarł całe wieki temu”.– Ale przecież leciałem na nim dziś rano.„To był sen.Jak i to teraz”.– Czy i ja też oszalałem?„Jesteś tylko wspomnieniem.To sen zaledwie.”– Zatem uczynię, co zaplanowano.Przyjmę nieuniknione.Kto inny nadejdzie, by zająć moje miejsce.„I to już się stało, ponieważ to ja właśnie jestem tym, który przyszedł, wziąłem twój miecz, przywdziałem twoją zbroję i kaftan i teraz twoje zadanie jest moim.Powstrzymam tych, którzy będą chcieli zniszczyć i splądrować ten świat”.– W takim razie kontent jestem, iż umieram.Otworzył oczy i po raz ostatni powiódł wzrokiem po sali pokrytej teraz pyłem wieków.Władca Orlich Szczytów, zamykając na zawsze oczy, rzucił jeszcze ostatnie zaklęcie.Słabnące moce, z którymi jednak nadal nikt oprócz nowych bogów nie mógł się równać na tym świecie, opuściły zmęczone ciało, wtapiając się w zbroję i przenikając ją.Z miejsca, gdzie przed chwilą spoczywał, wzniosły się ku górze delikatne smużki dymu.Po chwili w sali pozostały jedynie złota zbroja, biały jak śnieg kaftan, tarcza i złocisto-biały miecz.„Ja jestem Ashen-Shugar, ja jestem Tomas”.Tomas otworzył oczy i przez dłuższy czas nie mógł pojąć, dlaczego znajduje się na polanie.Poczuł wzbierającą w nim dziwną namiętność, przypływ nowych sił wlewających się we wszystkie członki ciała.W umyśle rozległ się rozdzierający, donośny głos: Jestem Ashen-Shugar, Valheru.Unicestwię każdego, kto zechce zniszczyć mój świat.Powziąwszy straszliwe postanowienie, opuścił polanę, by odszukać miejsce, do którego Krasnoludy sprowadziły jego wrogów.– Ach, jak to miło znowu cię oglądać, przyjacielu Długi Łuk – powiedział Dolgan, pykając zawzięcie fajkę.Nie widzieli się od czasu przypadkowego spotkania w lesie kilka lat wcześniej, kiedy Krasnoludy maszerowały na wschód od Crydee w drodze do Elvandaru [ Pobierz całość w formacie PDF ]