RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niezłe referencje.A więc, napędzana czystą perwersją, Vanessa skręciła właśnie w nią.Krajobraz po obu stronach drogi (która szybko stawała się ścieżką) w najle­pszym razie nie wyróżniał się niczym.Nie było tu nawet kóz, których się podświadomie spodziewała, lecz nędzna roślinność prawdopodobnie nie zapewniała im odpowiedniej diety.Ta wyspa nie była rajem.Nie przypominała Santorini z jej malowniczym wulkanem lub Mykonos, Sodomy, Cykladów, z przytulnymi plaża­mi i jeszcze przytulniejszymi hotelikami.Tu nic nie przyciągało turystów.Nieco upraszczając, właśnie to przyciągnęło Vanessę; znalazła się bardzo daleko od tłumów, a dzięki tej drodze niewątpliwie oddali się od nich jeszcze bardziej.Krzyk, który dobiegł do niej ze wzgórka, z pewnością nie został wydany po to, by go zignorować.Był to krzyk czystego strachu, który skutecznie zagłuszył-stuki' w silniku jej wynajętego samochodu.Vanessa zatrzymała gruchot i przekręciła kluczyk w stacyjce.Po chwili znów usłyszała krzyk, po nim strzał, przerwę i drugi strzał.Bez zastanowienia otworzyła drzwi i wyszła na drogę.Powietrze przepeł­niał zapach lilii i dzikiego tymianku, wewnątrz samochodu całkowicie stłumiony zapachem benzyny.Odetchnęła głęboko; w tym momencie padł trzeci strzał i tymi razem dostrzegła postać - zbyt daleko by mogła ją rozpoznać, nawet gdyby był to jej mąż - wspinającą się na grzbiet jednego z pagórków i zaraz znikającą w dolince.Trzy lub cztery uderzenia serca później pojawili się ścigający.Padł kolejny strzał; Vanessa z wielką ulgą zauważyła jednak, że strzelano w powietrze a nie do uciekiniera.Próbowano go zatrzymać, nie zabić.Ścigających także nie sposób było rozpoznać.Jedynym - i bardzo groźnym - szczegółem widocznym z tej odległości były powiewające czarne szaty, otulające ich od stóp do głów.Vanessa oparła się o samochód niepewna, czy powinna wskoczyć do środka, czy spróbować dowiedzieć się co oznacza ta zabawa w chowanego.Huk strzałów nie brzmiał szczególnie przyjaźnie, lecz czy wystarczy jej siły woli, by oprzeć się ta fascynującej tajemnicy? Ludzie w czerni znikli jak ten, który przed nimi uciekał; dziewczyna wlepiła wzrok w miejsce, w którym ich dostrzegła i ruszyła przed siebie, pochylając się i kryjąc głowę jak tylko się dało.W tak jednostajnym terenie trudno było ocenić odległość, jeden piaszczysty pagórek do złudzenia przypominał następny.Brnęła pomiędzy niewysokimi wzgórkami przez pełne dziesięć minut nim nabrała całkowitej pewności, że omi­nęła miejsce w którym zginęli i uciekinier, i pogoń - a w międzyczasie zgubiła się całkowicie wśród porośniętych rzadką trawą pagórków.Krzyki i strzały dawni umilkły.Słyszała tylko skrzek mew i zdyszaną dyskusję kłębiących się wokół jej stóp cykad.- Cholera! Dlaczego właściwie bez przerwy robię coś takiego?Wybrała największe wzgórze w okolicy i ruszyła na szczyt.Nogi grzęzły jej w piaszczystej ziemi.Chciała sprawdzić, czy z góry zobaczy ścieżkę lub chociażby morze.Gdyby udało się jej zlokalizować klify wiedziałaby mniej więcej, w którym miejscu zostawiła samochód i mogłaby pójść w tym kierunku wiedząc, że prędzej czy później dojdzie do ścieżki.Lecz pagórek nie dorastał do jej wymagań; ze szczytu dostrzegła wyłącznie, jak bardzo jest samotna.We wszystkie strony ciągnęły się podobne do siebie wzniesienia, wygrzewające boki w zachodzącym słońcu.Zdesperowana, polizała palec i podniosła rękę zakładając, że wiatr najpra­wdopodobniej wieje od morza i nawet na tej niepewnej podstawie można oprzeć umysłową kartografię.Wiatru prawie nie było, ale-nie miała innej wskazówki, więc ruszyła w- stronę, w której spodziewała się znaleźć ścieżkę.Po pięciu coraz bardziej denerwujących minutach, które spędziła włażąc na pagórki i złażąc z pagórków, znalazła się twarzą w twarz nie z samochodem, lecz z zespołem białych budynków, z którego wyróżniała się przysadzista wieża i, jak w koszarach, wysoki mur; obserwując teren z góry wcale go przedtem nie zauwa­żyła.Natychmiast uświadomiła sobie, że uciekinier i jego trzej wielbiciele, dopra­wdy przesadnie manifestujący przywiązanie, pochodzili właśnie stąd; biorąc pod uwagę tę mądrość, lepiej byłoby chyba zachować dystans.Lecz jeśli nikt nie wskaże jej drogi, może się przecież błąkać w nieskończoność po tej pustyni i nigdy nie trafić do samochodu, prawda4 A poza tym budynki sprawiały wrażenie od­świeżającej bezpretensjonalności.Znad jasnych ścian prześwitywały nawet liście świadczące o tym, że wewnątrz znajduje się być może mały ogród, w którym mogłaby znaleźć choćby skrawek cienia.Vanessa odwróciła się i ruszyła tam.Do bramy z kutego żelaza dotarła kompletnie wyczerpana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl