[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To było coś okropnego, ale takie rzeczy się zdarzały.Mama powiedziała: Możecie jużiść , a my pognaliśmy do salonu, padliśmy na podłogę i turlaliśmy się ze śmiechu.PatsyRuth zsiusiała się w majtki.Ale najśmieszniejsze było to, że Idgie była tak oszołomionatym, że siedzi koło Ruth, że nawet się nie zorientowała, z czego się śmiejemy, bo kiedyprzechodziła koło salonu, zajrzała i powiedziała: Aadnie się zachowujecie w towarzy-stwie.A my oczywiście znowu zaczęliśmy zrywać boki.Wkrótce potem Idgie zaczęła się zachowywać jak uległy szczeniaczek.Myślę, że Ruthtamtego lata czuła się osamotniona.no a Idgie potrafiła ją rozśmieszyć, och, Idgie zro-biłaby wszystko, żeby ją rozbawić.Mama mówiła, że pierwszy raz mogła na niej wymócwszystko, co tylko chciała musiała tylko poprosić Ruth, by ta na nią wpłynęła.Byłaprzekonana, że Idgie skoczyłaby tyłem z góry, gdyby Ruth ją o to poprosiła.I ja w towierzę! Po raz pierwszy od śmierci Buddy ego poszła do kościoła.Idgie chodziła za Ruth krok w krok.Zresztą wzajemnie.Po prostu przywiązały się dosiebie; często się słyszało, jak siedzą nocą na ganku, chichocząc.Nawet Sipsey się z niejnabijała.Na widok Idgie mówiła: Chyba opiła się lubczyku.Zwietnie się bawiliśmy tamtego lata.Ruth, która trzymała się nieco na dystans, naj-pierw nauczyła się wygłupiać i grać w różne gry.A niedługo potem, kiedy Essie Ruegrała na pianinie, przyłączała się do naszych śpiewów.Wszyscy byliśmy szczęśliwi, alektóregoś popołudnia mama mi powiedziała, że boi się, co się stanie, kiedy skończy sięlato i Ruth wróci do domu.59WHISTLE STOP, ALABAMA18 lipca 1924Ruth była w Whistle Stop już od jakichś dwóch miesięcy, kiedy któregoś sobotniegoranka, o szóstej, ktoś zapukał w okno jej sypialni.Ruth otworzyła oczy i zobaczyła, że toIdgie siedzi na mydleńcu i macha, żeby jej otworzyć okno.Ruth wstała, na wpół śpiąc. Po co tak wcześnie wstałaś? Obiecałaś, że dziś pojedziemy na piknik. Wiem, ale musimy tak wcześnie? Jest sobota. Proszę.Obiecałaś.Jeżeli natychmiast nie wyjdziesz, zeskoczę z dachu i się zabiję.I co wtedy zrobisz?Ruth się roześmiała. No, a co z Patsy Ruth, Mildred i Essie Rue? Nie jadą z nami? Nie. Nie uważasz, że powinnyśmy je o to spytać? Nie.Proszę, chcę cię mieć dla siebie.Proszę.Chcę ci coś pokazać. Idgie, nie chcę zranić ich uczuć. Och, nie zranisz niczyich uczuć.One zresztą i tak nie chcą jechać.Już je pytałam.Wolą zostać w domu, na wypadek gdyby mieli wpaść ci ich głupi chłopcy. Jesteś pewna? Jasne, że tak skłamała. A co z Ninny i Julianem? Powiedzieli, że mają dziś coś do załatwienia.Daj spokój, Ruth, Sipsey już przygo-towała dla nas lunch, tylko dla nas obu.Jeżeli nie pójdziesz, zeskoczę, a wtedy będzieszmiała mnie na sumieniu.Będę leżeć w zimnym grobie, a ty pożałujesz, że nie pojecha-60łaś na ten jeden głupi piknik. No, dobrze.Ale chociaż daj mi się ubrać. Pośpiesz się! Nie strój się, wychodz.Czekam w samochodzie. Jedziemy samochodem? Jasne.Dlaczego nie? Zwietnie.Idgie zapomniała nadmienić, że o piątej rano wkradła się do pokoju Juliana i wyjęłamu z kieszeni w spodniach kluczyki do jego Modelu T, i że niesłychanie istotne jest, bywyjechały, zanim Julian się obudzi.Pojechały w miejsce, które Idgie odkryła parę lat temu, przy jeziorze Double Springs,gdzie był wodospad wpadający do krystalicznie czystego strumienia pełnego prześlicz-nych brązowych i szarych kamieni, okrągłych i gładkich jak jajka.Idgie rozłożyła koci przyniosła z samochodu koszyk.Zachowywała się bardzo tajemniczo. Ruth, jeżeli ci coś pokażę, to czy przysięgniesz, że nikomu o tym nie powiesz? odezwała się w końcu. Co mi pokażesz? Co to jest? Przyrzekasz? Nie wygadasz się? Przyrzekam.Co to takiego? Pokażę ci.Idgie sięgnęła do koszyka, wyjęła pusty słoik i powiedziała: Chodzmy.I zagłębiły się jakieś pół kilometra w las. Jest! Idgie wskazała na drzewo. Co to? Ten wielki dąb. Aha.Idgie wzięła Ruth za rękę i odprowadziła ją jakieś trzydzieści metrów od drzewa. A teraz, Ruth, zostań tutaj i nie ruszaj się, choćby nie wiadomo co. Co ty chcesz zrobić? Nieważne.Po prostu mnie obserwuj, dobrze? I bądz cicho.Nie rób żadnego ha-łasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]