RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Quinn położył jej dłoń na karku; coś zamruczała czując jego dotknięcie.Jednak pomimo zmęczenia nie mógł spać.Leżał na plecach, jak w ciągu tak wielu poprzednich nocy, i wpatrując się w sufit myślał.Było coś w tych ludziach w magazynie: coś, co mu umknęło.Dopiero nad ranem sobie przypomniał: ten człowiek, który stał za nim.trzymał swego Skorpiona z wyuczoną swobodą, nie z ostrożnym napięciem kogoś, kto nie ma doświadczenia z bronią ręczną.Był zrównoważony, spokojny, pewien siebie, jak ktoś, kto wie, że może wycelować i strzelić w ułamku sekundy.Jego postawa, zachowanie.Quinn widział już taką kiedyś.- On był żołnierzem - szepnął w ciemności.Sam poruszyła się lekko, ale nadal spała.Było coś jeszcze, coś, co miało miejsce, gdy mijał drzwi samochodu, aby wejść do bagażnika.Ale tego sobie już nie przypomniał i w końcu usnął.Rano Sam wstała pierwsza i wróciła do swego pokoju, by się ubrać.Duncan McCrea może ją i widział, jak wychodziła od Quinna, ale nie wspomniał o tym ani słowem.Bardziej go obchodziło, żeby jego goście zjedli dobre śniadanie.- Wczoraj wieczorem.zapomniałem o jajkach - zawołał i zbiegł po schodach, aby kupić je w sklepie mleczarskim za rogiem.Sam przyniosła Quinnowi śniadanie do łóżka.Quinn leżał za­myślony.Sam przywykła już do jego fanaberii, toteż zostawiła go bez słowa.Sprzątacze Lou Collinsa nie spisali się zbyt dobrze: pokoje wypełniały kłęby kurzu po czterech tygodniach bez opieki.Quinnowi kurz nie przeszkadzał.Przyglądał się pająkowi, który snuł sieć w przeciwnym rogu pokoju.Małe stworzonko pracowicie połączyło ostatnie dwa pasemka doskonałej poza tym sieci, spraw­dziło, czy każda nitka jest na miejscu, po czym siadło w środku sieci i czekało, i właśnie ten ostatni ruch pająka pozwolił Quinnowi przy­pomnieć sobie to, co mu umknęło poprzedniego wieczoru.Członkowie komitetu w Białym Domu spoglądali na leżące przed nimi egzemplarze sprawozdania doktora Barnarda i doktora Macdonalda.Ich uwagę przykuło przede wszystkim to pierwsze.Jeden po drugim czytali wnioski i zapadali w głęboki namysł.- Cholerne dranie - odezwał się Michael Odell głosem pełnym emocji.Mówił w imieniu wszystkich obecnych.Ambasador Fairweather siedział przy końcu stołu.- Czy istnieje jakakolwiek możliwość - zapytał sekretarz stanu Donaldson - że brytyjscy uczeni się pomylili? Co do pochodzenia?- Twierdzą, że nie - odparł ambasador.- Zapraszali nas, byśmy przysłali, kogo chcemy, w celu sprawdzenia, ale wnioski są słuszne.Obawiam się, że Brytyjczycy mają rację.Tak jak powiedział sir Harry Marriott, żądło tkwiło w ogonie: we wnioskach.Wszystkie elementy, jak stwierdził doktor Barnard w pełni poparty przez swych wojskowych kolegów z Fort Halstead - mie­dziane przewody, ich plastykowa izolacja, Semtex, odbiornik impul­sowy, bateria, mosiężna klamra oraz skórzane maskowanie - były produkcji radzieckiej.Przyznał przy tym, że istnieje możliwość, iż podobne elementy, choć wykonane w Związku Radzieckim, mogły się dostać w ręce obcokrajowców.Lecz clou wszystkiego był mikrodetonator.Nie większe od spinacza do papieru, takie miniaturowe detonatory są używane wyłącznie w ramach radzieckiego programu kosmicz­nego.Służą do odpalania mikroładunków wybuchowych sterujących obiektami kosmicznymi typu Salut i Sojuz przed połączeniem w kos­mosie.- Ale to nie ma sensu - zaprotestował Donaldson.- Dlaczego mieliby to zrobić?- Znacznie więcej rzeczy w tym całym bałaganie nie ma sensu - powiedział Odell.- Jeśli to prawda, nie widzę możliwości, by Quinn mógł o tym wiedzieć.Wygląda, że cały czas go nabierali, podobnie jak nas wszystkich.- Powstaje pytanie, co mamy z tym zrobić? - zapytał Reed minister skarbu.- Pogrzeb jest jutro - odparł Odell.- Najpierw tym się zajmie­my.Potem postanowimy, jak się zachować wobec naszych rosyjskich przyjaciół.W ciągu minionych czterech tygodni Michael Odell stwierdził, że władza należna pełniącemu obowiązki prezydenta coraz bardziej mu odpowiada.Również ludzie siedzący teraz przy stole zaakcepto­wali jego przywództwo, zupełnie jakby faktycznie był prezydentem.- Jak się czuje prezydent - zapytał Walters - po.nowych wiadomościach?- Według opinii lekarza źle - odrzekł Odell.- Bardzo źle.Samo porwanie nim wstrząsnęło, a śmierć syna i to w taki sposób, była dlań niczym kula w brzuch.Na słowo “kula” każdemu ze zgromadzonych wokół stołu przyszła ta sama myśl do głowy.Nikt nie odważył się jej wypowiedzieć.Julian Hayman był w tym samym wieku co Quinn; obaj znali się z czasów, gdy Quinn mieszkał w Londynie i pracował w firmie ubez­pieczeniowej specjalizującej się w ochronie i uwalnianiu zakładników [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl