[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielkie i szare, kocie z kształtu oczy śledziły uważnie każdy ruch jeńca.Wibrysy drżały nieustannie, zęby błyskały w wykrzywionych nerwowo ustach.– Wciąż nie pojmuję – powiedział S’van spokojnie.Randżi dobrze znał jego głos i wiedział, że nie ma co się obawiać tej istoty.S’vanowie zawsze byli uprzejmi i łagodni.Massudka robiła inne zgoła wrażenie.Wyższa od Randżiego, chociaż nie tak silna, skupiała właśnie uwagę na jakimś urządzeniu, zapewne rejestratorze głosu czy obrazu.Randżi nie przejmował się badaniami; nie miał niczego do ukrycia.Nastawił ucha.Otrzymany na miejsce uszkodzonego, nowy translator przełożył treść rozmowy obserwatorów.– Reakcje typowe dla Aszregana – mówił S’van.– Również w przypadku podchwytliwych testów.– Widzę to podobnie – odparła Massudka.– Umysłowo i emocjonalnie to Aszregan, ale typ fizyczny.Unikalny.Widziałeś wstępne wyniki badań medycznych?S’van pokiwał głową.– Ziemianin.Nie różni się specjalnie od tych, którzy służą w naszych szeregach.A przecież oba te gatunki, chociaż zewnętrznie podobne, reprezentują dwie różne ekosfery.W przypadku tego osobnika mamy łuki dereniowe, cofnięte uszy, podobne głębokie oczodoły, płaski nos i dłuższe palce z dodatkowym paliczkiem, ale poza tym to Ziemianin.– Spojrzał na ekran podręcznego analizatora.– Lecz fizjologia to nie nasza sprawa.My skupimy się na jego umyśle.– A co niby zamierzacie z nim zrobić? – spytał uprzejmie Randżi.– Nie wyniknie z tego jakaś bieda?– No, proszę! – ucieszył się S’van.– Zupełnie jak Ziemianin.Aszreganie nie przejawiają nigdy sarkazmu w podobnych okolicznościach.– To nie był sarkazm – stwierdził Randżi i rozsiadł się wygodnie w fotelu.– Nie rozumiecie nas.Możemy wyglądać jak Ziemianie, ale myślimy w zupełnie innych kategoriach.I dzięki niech będą Celowi! Wasz upór zaczyna być nużący.– Jesteś bardzo pewny siebie, a ja mam wątpliwości – mruknął S’van.– Przez wieki mieliśmy okazję przebadać tysiące Aszreganów i znamy dość dobrze ich profil osobowościowy.– W zasadzie dobrze byłoby zaprosić do zespołu jakiegoś ziemskiego specjalistę – zasugerowała Massudka.– Nie żeby brakowało ci kompetencji, D’oud, ale.– Rozumiem, jednak pozwolę sobie wyrazić odmienne zdanie.Nie wiem, czy coś by nam z tego przyszło.– A tak w ogóle, to co zamierzacie ze mną zrobić? – spytał Randżi.– Bo jak dotąd, każdy mówi co innego.Naukowcy spojrzeli nań z wyrzutem.– Zostaniesz umieszczony na jednym ze światów Gromady, gdzie poddamy cię kompleksowym badaniom.Niepokoisz nas.Podejrzewamy, że jesteś mutantem, chociaż nie wiemy jeszcze, jak powstałeś.Specjalistów czeka sporo pracy.Na razie przyjęliśmy, że twoje ziemskie cechy są wynikiem interwencji Ampliturów, pragnących uzyskać bardziej skutecznych żołnierzy.Wasi panowie to mistrzowie w bioinżynierii na wielką skalę.Z doświadczeń na Koba wiemy, że nie jesteś odosobnionym przypadkiem.– Nie mam nic wspólnego z Ziemianami – odparł Randżi, opanowując złość.– Jestem stuprocentowym Aszreganem.– Ciągle to powtarzasz i nie wątpię, że naprawdę tak myślisz.Rzetelne badania wszystko wyjaśnią.– S’van błysnął oczami.– Jesteś wyższy, silniejszy i sprawniejszy niż przeciętny Aszregan.Raporty z Koba sugerują wzmożony poziom agresji.Krótko mówiąc, przypominasz Ziemianina.Jak Ampliturowie tego dokonali, jeszcze nie wiemy, ale oni potrafią przykrawać DNA równie łatwo, jak ty upolowaną zdobycz.– Usta Massudki skrzywiły się z emfazą.– Ampliturowie nie mają nic do rzeczy.Jestem Aszreganem i nikim więcej.Wasze badania tylko to potwierdzą.S’van westchnął, wyłączył analizator i wstał.Rozmowa dobiegła końca.– Przychodźcie, kiedy chcecie, zawsze chętnie was ujrzę – uśmiechnął się Randżi.– Nawet wroga można czasem przekonać do ideałów Celu.– Trzeba zmienić metody badań – mruknął S’van w progu.– Same wywiady niewiele dają.– Drzwi zamknęły się i ucięły jego wypowiedź w połowie zdania.Niedługo potem pojawiła się w nich znajoma płaska twarz Itepu.Ostatnimi czasy to on przynosił zawsze Randżiemu posiłki, co stwarzało dodatkową sposobność do rozmowy.Lepar chętnie podejmował konwersację pod warunkiem, że nie tyczyła spraw nazbyt złożonych.Wiele można było nauczyć się od Aszregana, a Itepu lubił się uczyć.Randżi usiadł na leżance i przyjrzał się daniu.Jak zwykle, wyglądało obco, ale bez wątpienia było jadalne.Stosowne zaprogramowanie dozowników żywności nie stanowiło problemu, Gromada brała więźniów od setek lat.Nawet jeśli nie dogadzała im co do smaku, to nigdy nie morzyła głodem.W ogóle traktowano go całkiem dobrze, dostał nawet typowe dla Aszreganów sztućce.Itepu przyglądał się teraz w milczeniu, jak Randżi robi z nich użytek.Przyjaźń łącząca Lepara z jeńcem była tylko pozorem; Randżi dobrze wiedział, że ta troska ma na celu skłonienie go do współpracy.Jeśli mają nadzieję, że przerobią go na swoją modłę, to czeka ich przykre rozczarowanie, stwierdził w duchu.Pałaszował wiedząc, że musi mieć wiele siły.Nawet jako więzień może przecież nadal służyć Celowi.– Jak przeszła sesja? – spytał Itepu, balansując ogonem.Randżi przełknął coś różowego i mięsistego.Już dawno uznał, że podejrzliwe badanie zawartości talerza nie ma sensu [ Pobierz całość w formacie PDF ]