RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale Castillan posunął się już zbyt daleko, aby miał zmieniać ton rozmowy.Nie zwracającteż uwagi na odegrane znakomicie zmieszanie awanturnicy, zawołał w odpowiedzi: Najdroższa Maroto, gdybym nie był do ciebie zwrócony plecami lub też gdybym miałoczy z tyłu głowy, przekonałabyś się z mojej twarzy i spojrzenia, jak okropnie cię kocham! Nic mi do pańskich spojrzeń, panie umizgalski.Schowaj je dla innych! Przeklęte położenie!  zaklął Sulpicjusz. Pomyśleć tylko, że pani jesteś tam, tuż przymnie, a jednak za mną, i że nie mogę upajać się twoją pięknością. Tracisz na próżno czas i piękne słówka, mości Castillanie! Gdybyś naprawdę życzył so-bie tak bardzo wpatrywać się w moją twarz, mógłbyś doświadczać tej wielkiej rozkoszy nicnie ryzykując, gdyż dostrzegam już w oddaleniu wieżę kościoła w Romorantin i  tu opusz-czam już pańskiego wierzchowca i pana. A, do kroćset diabłów!  wykrzyknął Castillan, pozbywając się wszelkiej powściągliwo-ści języka  trzeba mi było najpierw o tym pomyśleć.A więc, moja piękna, ja zatrzymuję sięrównież w Romorantin, gdzie spożyjemy sam na sam smaczną kolacyjkę.Mam go!  pomyślała tancerka, zadowolona z odniesionego tak łatwo triumfu.I rzekła głośno: Kolacyjka może nie grozi niebezpieczeństwem, gdy się zachowa pewne ostrożności.Zresztą dopiero na miejscu będzie można ocenić dokładnie, co warta pańska propozycja. Mam ją!  szepnął do siebie Castillan, powtarzając bezwiednie myśli towarzyszki.95 Zapominając chwilowo, dla przelotnej miłostki, o ważnym posłannictwie, którym go ob-ciążono, uspokajał się Castillan uwagą, że żadnej szkody nie poniesie ono na tej zwłoce.Te kilka godzin  myślał  są jego wyłączną własnością i rozporządzać może nimi dowol-nie, gdyż w każdym razie dopiero nazajutrz mógłby wyruszyć do Louches.%7ładnych przy tym nie uczuwał obaw ani podejrzeń.Mógł był nie dowierzać Estebanowi i jego dwom towarzyszom, ale jakże podawać w wąt-pliwość niewinną duszę dziewczęcia, spotkanego przypadkiem, któremu nic zgoła nie mogłozależeć na wyprowadzeniu go w pole?Młodzieniec oddał się więc bez żadnych skrupułów słodkiemu marzeniu i wypuściwszykonia galopem, w ciągu niecałych dziesięciu minut przebył przestrzeń dzielącą go od pierw-szych domów w Romorantin.XXIIPierwszym budynkiem, na który padło spojrzenie Castillana, była właśnie oberża, posta-wiona w tym miejscu jakby umyślnie po to, aby na wstępie do miasta rzucać podróżnym we-sołe pozdrowienie.Oberża miała pozór miły i zachęcający.Nad bramą kołysała się zielona gałąz, w progu zaśstała świeża, pucołowata służąca, jako ponętna próbka miasteczkowych piękności.Ze wszyst-kich oberży, które Sulpicjusz spotkał w drodze, począwszy od samego Paryża, ta wydawałamu się najpowabniejszą i najporządniej utrzymaną; może dlatego, że trafił na nią w chwili,gdy szukał bezpiecznego schronienia dla swej świeżo wyklutej miłostki.Zatrzymał konia tuż pod wiechą, zeskoczył z siodła i nadstawił ramiona Marocie, opusz-czającej z kolei swe miejsce.Przytrzymał też dziewczynę silnie, jakby obawiał się, aby munie uciekła. Czy ci się tu podoba, moja piękna?  zapytał. I czy wyświadczysz mi zaszczyt zjedze-nia ze mną wieczerzy?Marota zrobiła minę, jakby głęboko nad tym rozmyślała, potem rzekła nagle z uśmiechem: Ha, cóż robić, zgadzam się.Spodziewam się, że pan jesteś młodzieńcem przyzwoitym iże w towarzystwie pańskim nie zagraża samotnej dziewczynie żadne niebezpieczeństwo.Zresztą  dodała, wesoło potrząsając główką  nie obawiam się go.Wszakże powszechniesądzą, że my nie mamy nic do stracenia. Zawinęliśmy nareszcie do przystani  zakończył Castillan, upewniając się coraz bardziejo swym triumfie. Wypada nam teraz jedynie zająć się ucztą, która powinna być możliwienajświetniejsza i uczcić jak się patrzy piwnicę tego oberżysty, która musi być dobrze zaopa-trzona.Podczas gdy Sulpicjusz odsyłał konia do stajni i dopilnowywał osobiście, aby przygotowa-no mu właściwą porcję obroku, Marota podjęła kawałek czerwonej dachówki, która spadła zdachu i na zewnętrznej ścianie oberży nakreśliła nim tak szybko, że służąca tego nie dostrze-gła, bardzo wyrazny znak.Znak ten miał kształt trójkąta przeciętego strzałą, której ostrzezwrócone było w stronę dachu.W chwili, gdy młodzieniec wszedł do oberży, tancerka siedziała przy stole w jednym zkątów obszernej izby gościnnej i wygładzała manatki swe, silnie w podróży zgniecione. Panienko  rzekł Sulpicjusz do tłustej służącej  jakkolwiek jeszcze jasny dzień na dwo-rze i właściwa godzina wieczerzania jeszcze nie nadeszła, trzeba, żeby kucharz puścił w ruchrożen i pokazał nam, co umie.Jak prędko będziemy mogli zasiąść do stołu? Gdy się ściemni, to znaczy za godzinę.96  Wyśmienicie! Nic weselszego jak uczta przy świetle.W łunie zatlonych świecznikówkryształy, wino i piękne oczy nabierają najsilniejszego blasku.Co o tym myślisz, Marotko? Myślę, że za wiele hałasu o zwykłą wieczerzę podróżnych. Proszę mnie to zostawić.A, panienko!  przerwał sobie, przytrzymując za ramię oddala-jącą się służącą  będziemy wieczerzać w moim pokoju.Gdzie jednak, u licha, mój pokój? Niech pan pozwoli, zaprowadzę  odrzekła tłuściocha. Proszę i dla mnie przygotować mały pokoik.Muszę poprawić trochę ubranie, aby niezrobić wstydu amfitrionowi.Młodzieniec i tancerka zamienili uśmiechy i ukłony, i rozłączyli się czekając na godzinęwieczerzy.Potężny ogień płonął w kuchni, skwierczał tłuszcz w przystawionych doń rondlach i roz-chodziły się dookoła zapachy najmilej w świecie łechcące powonienie, gdy dwaj ludzie po-dejrzanej powierzchowności zatrzymali się przed domem.Jeden z tych ludzi zauważył natychmiast czerwony znak na czołowej ścianie oberży.Pa-dały nań właśnie ostatnie promienie zachodu i czyniły tym wyrazniejszym. Są!  rzekł przyciszonym głosem do towarzysza. No, tym razem mogę już ręczyć, żeptaszek się nie wymknie!I obaj, przez nikogo nie dostrzeżeni, cofnęli się na drogę, którą przyszli.Nie opodal oberżybył mur, do połowy rozrzucony; pod osłoną tego muru usiedli i czekali.W kilka chwil pózniej, gdy już szary mrok padać zaczął na ziemię, jeden z nich wytknąłgłowę z kryjówki, popatrzył w stronę oberży i wydał krzyk podobny do wołania puszczyka wpierwszych godzinach nocy.Jedno z okien oberży otworzyło się.Mignęła w nim niewyrazna sylwetka Maroty.Cyganka zrobiła jakiś szczególny znak ręką w kierunku, skąd głos się dobywał; potemokno zamknęło się i wszystko zapadło na powrót w ciszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl