[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. O Bo\e.Miejmy więc nadzieję, \e kapitanowi przytrafi się w najbli\szym czasie jakiśwartościowy pryz.Z całą pewnością na to zasługuje.Admirał Haddock mówi, \e ,,Lively" tojeden z najlepszych okrętów w całej Royal Navy.260 To prawda.Ta fregata \egluje zadziwiająco szybko i ma perfekcyjnie wyszkoloną załogę.Musi pani jednak wiedzieć, \e skończyły się czasy drogocennych pryzów.Na początku wojnymo\na było spotkać na morzu francuskie i holenderskie statki powracające z Indii, lecz terazju\ się to nie zdarza.Jack musiałby zdobyć dwanaście jednostek takich jak Fanciulla",dopiero wtedy będzie w stanie spłacić swe długi i bez obaw zejść na ląd.Tak przy okazji,wybiera się tu do pani w niedzielę.Nie mo\emy się ju\ wszyscy doczekać tej chwili.Proszę,niech pani zatrzyma go jak najdłu\ej, w przeciwnym razie grozi nam bunt załogi.Od paru dnina okręcie zapanowało istne piekło.Nie dość, \e marynarze muszą szorować kadłub poni\ejlinii wodnej, to jeszcze ostatnio kazano im czesać jagnięta. Serdecznie zapraszamy obu panów.Czy te jagnięta to jakaś część okrętu lub takielunku?Przeczytałam kilka razy Słownik morski (a\ w końcu zaczęły wypadać z niego kartki) i nieznalazłam tam jakiejkolwiek wzmianki o jagniętach. Niewykluczone, \e na okręcie coś tak właśnie się nazywa.W morskim \argonie wielezwykłych słów ma specjalne znaczenie.W tym jednak konkretnym przypadku nie chodzi ocoś takiego.Te akurat jagnięta to tylko małe owieczki, które prędzej czy pózniej zostaną poprostu zjedzone.Nasz kapitan przygotował na wasz przyjazd ogromne zapasy: beczułkęherbatników, które zapewne szybko się zestarzeją, cztery du\e sery ze Stilton, puszkępachnącego mydła i nowe ręczniki.Tak jak powiedziałem, jagnięta są myte i czesane dwarazy dziennie.Niech pani zatrzyma go na obiedzie i na kolacji.Mo\e wreszcie trochęwszyscy odpoczniemy. Na co kapitan miałby ochotę? Co lubi? Co mam przygotować? Na pewno pudding ipeklowaną wołowinę.A na co pan miałby ochotę, doktorze? Coś z grzybami, prawda? śałuję, lecz nie będę mógł skosztować tych przysmaków.W niedzielę będę o sto mil stąd.Muszę jeszcze kupić coś dla Jacka, a wieczorem pojadę karetą pocztową do Londynu.Mamnadzieję, \e nie na długo.To mój nowy adres.Proszę napisać, jak podobała się pani morskapodró\. Czy musi pan jechać? zawołała Sophie, chwytając Stephena za ramię. Co terazbędzie? Nie wiem, moja droga.To tak jak nauka pływania na głębokiej wodzie; trzeba za wszelkącenę utrzymać się na powierzchni.Gdzie jest mój kapelusz? Niestety.Muszę ju\ iść.Oczywiście nie ruszę się stąd jednak bez buziaka. Jack, co robisz? zapytał Stephen, wchodząc do kapitańskiej kabiny. Chcę zmusić ten cholerny kwiat, by się wreszcie wyprostował.Robię, co mogę, a one i takmarnieją.Podlewam je przed śniadaniem i potem jeszcze raz wieczorem, lecz to wcale niepomaga.Nie wiem, co robić. Skąd bierzesz wodę? Prosto z beczki w kuchni. Nic więc dziwnego.Ciecz, którą pijemy i której u\ywamy do mycia, absolutnie nie nadajesię do podlewania kwiatów.Wyślij kogoś na brzeg po deszczówkę.I wymień te badyle najakieś rośliny wodne, jeśli masz zamiar dalej tak je moczyć. Dziękuję za radę, Stephen.Natychmiast tak zrobię.Rośliny wodne, powiadasz?Zapomnij proszę na razie o tej przeklętej zieleninie i powiedz, jak ci się teraz u mnie podoba.Aadnie tutaj? Wygodnie? Jak w domu? śona artylerzysty stwierdziła, \e nigdy nie widziałaczegoś podobnego.Poradziła mi tylko, bym przygotował jeszcze jakieś miejsce na ich ubraniai poduszkę do igieł.Kapitańska kabina wyglądała teraz jak skrzy\owanie poczekalni burdelu z salą zakładupogrzebowego.Stephen powiedział jednak tylko, zupełnie zresztą szczerze, i\ zgadza się zopinią pani Armstrong.Zauwa\ył te\, \e koje mniej będą przypominały katafalki, gdy usuniesię ustawione dookoła nich kwiaty.261 Mam twoje talerze oświadczył, podając przyjacielowi paczkę owiniętązielonobrunatnym papierem. Och, dziękuję ci, Stephen.Prawdziwy z ciebie przyjaciel.Piękne, prawda? Tak błyszczą.Och! Jack posmutniał nagle. Zapomniałeś, o co cię prosiłem? Zapomniałeś, jaki splot cipokazywałem? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Lina to lina.Czy tak spleciona, czy inaczej, co zaró\nica? Wielka, mój drogi.Tak długo jesteś na morzu, a wcią\ nie orientujesz się w najprostszychsprawach. Trudno.Ten złodziej, sprzedawca, powiedział mi, \e lord Nelson miał właśnie takąsrebrną zastawę, z takim dokładnie obrze\em, a ja w to naiwnie uwierzyłem.Teraz nic ju\ sięnie poradzi.Będziesz jakoś musiał przełknąć tę \abę.Popłyniesz do Downs, a po drodzebędziesz jadł ze swoich lśniących talerzy, roniąc gorzkie łzy rozpaczy z powodu owejniewłaściwie splecionej liny.Jeśli jedzenie będzie ci z tego powodu mniej smakowało, tymlepiej.W najgorszym razie trochę schudniesz.Powiem ci te\ coś jeszcze.Nareszcieodpoczniesz trochę od mojego towarzystwa.Muszę wyjechać w bardzo wa\nych sprawach.Po powrocie do Londynu zatrzymam się w ,,Grapes".Proszę, napisz do mnie kilka słów.śegnam.Niech ci Bóg błogosławi.W Katalonii zebrano ju\ winogrona, gdy doktor Maturin po\egnał wielebnego opataMontserrat.Jadąc na swym \wawym mule, mijał posępne i ogołocone winnice, kamienneuliczki w wioskach były purpurowe od wytłoków, wszędzie unosił się intensywny zapachfermentującego soku.Rok okazał się wyjątkowo pomyślny: wczesne i obfite zbiory, mnóstwomelonów, figi suszące się we wszystkich mo\liwych miejscach dookoła Leridy, drzewauginające się pod cię\arem dojrzałych pomarańczy.W Aragonii jesień była bardziej wyraznai podczas podró\y przez zielony kraj Basków prześladowały Stephena chłodne deszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]