[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Obawiasz się o swoje życie, jeśli uniesiesz tę klapę, Jamesie? - spytał Brian.- Istnieje pewne niebezpieczeństwo - przyznał Jim.- W takim razie - poprosił rycerz - pozwól mi to zrobić.Jesteś bardziej potrzebny JegoWysokości, pomagając mu wydostać się z tego przeklętego miejsca, niż ktokolwiek z nas.Jeśliwięc istnieje ryzyko, pozwól mi zaryzykować pierwszemu.- Dzięki, Brianie - powiedział Jim.Był wzruszony, bo odczytał w słowach Briana coświęcej niż tylko troskę o bezpieczeństwo księcia.Znał go zbyt dobrze.Rycerz niepokoił się też oniego, Jamesa, i jak zwykle proponował, że stanie pomiędzy niebezpieczeństwem a swoimprzyjacielem.- Obawiam się jednak, że Magia, która powinna mnie chronić, nie będzie chroniłareszty was.Tak więc nie ma tu wyboru.Muszę być tym, kto pierwszy spróbuje podnieść tedrzwi.Odsuńcie się.Odwrócił się do klapy, nie patrząc, czy zrobili tak, jak powiedział.Wyciągnąwszy rękęujął mocno uchwyt, który nie różnił się zbytnio od uchwytów drzwi na górze poza tym, żeosadzony był w klapie, która musiała mieć znaczną grubość.Pociągnął wiec zań, spodziewającsię, że będzie podnosił spory ciężar.Lecz klapa musiała być w pewien sposób przeciwważona,gdyż z łatwością odskoczyła w górę przy pierwszym wysiłku.Pod nią ukazał się pusty otwór istopnie prowadzące w dół.Czerwień nie obejmowała dolnej strony klapy ani niczego podpodłogą, w którą była wprawiona.Przyglądając się jej dokładniej, Jim zobaczył, że czerwonykolor klapy zniknął, jak to się pewnie działo zawsze, kiedy podnosiła ją ręka, którąrozpoznawano jako rękę Malvinne'a.- Proszę - odezwał się - oto rozwiązanie naszej zagadki.Widzicie, dokąd prowadzi?Wskazał ręką.Stopnie biegły w dół w podporach poniżej zwykłych schodów.Miejscabyło tak mało, że trzeba by iść gęsiego, a Dafydd i Jim musieliby schylić głowy, gdyż niewielebyło przestrzeni między stopniami, po których by szli, a spodnią stroną schodów ponad ichgłowami.Była to jednak najwyrazniej ich droga wyjścia i ucieczki z tego miejsca.- Idzcie moim śladem - rozkazał Jim.- Wasza Wysokość lepiej niech idzie tuż za mną.Wszyscy uważajcie, żeby z dywanu zejść prosto na pierwszy stopień pod klapą.Nie sądzę, żebybrzegi otworu wciąż były dla was niebezpieczne, ale lepiej nie ryzykować.- Zwietnie się spisałeś, sir Jamesie - chwalił książę, spoglądając na niego z odrobiną lęku -a także sir wilk.Będę o tym pamiętał, o was obydwu.Rozejrzał się wokół siebie.- Tak jak będę pamiętał o was wszystkich, moi wyzwoliciele - powiedział.- Jeszcze się stąd nie wydostaliśmy - odparł Jim - ale przynajmniej mamy szansę.Mimo tych słów było.mu lżej na sercu.Czuł, że jeśli Malvinne zadał sobie trud zrobieniasekretnego przejścia takiego jak to, mogło ono równie dobrze prowadzić tajemnymi drogamigdzieś daleko na zewnątrz zamku.Przynajmniej można by na to z powodzeniem liczyć.Zawahałsię jednak przed powiedzeniem o tym pozostałym, gdyż obawiał się, że jego przewidywaniamogą być błędne.Ruszył w dół schodami, a inni poszli za nim.Gdy zeszli, Jim starannie zamknął za nimiklapę z dywanami na wierzchu.Rozdział 27Stopnie i ściany dookoła promieniowały jakimś niewątpliwie magicznym rodzajemoświetlenia.Gdy zeszli około dziesięciu czy piętnastu stóp poniżej poziomu podestu, wysokośćprzejścia zwiększyła się tak, że Jim i Dafydd mogli iść wyprostowani.Wcześniej Jim obawiał się,że będą musieli schodzić w ciemności, wymacując drogę w dół po schodach.Tego, że Malvinnezainstalował światło, należało się właściwie spodziewać i był zakłopotany, że tego nieprzewidział.Chociaż istniały też powody, by sobie pogratulować.Schodzili powoli w dół długichsekretnych schodów do mieszkalnych poziomów, gdzie te drugie schody nad nimi zaczynałykręcić się w górę.Jim odkrył pewne ułatwienie tego ich zejścia.W niektórych miejscach międzystopniami a podporami pozostawiono małe szczeliny.Ich rozmieszczenie było najwyrazniejprzypadkowe.Znajdowały się jednak w dość regularnych odstępach i wyglądając przez nie,można było zyskać ograniczony, ale przydatny widok tego, jak blisko byli poziomu, z któregorozpoczęli swoją wspinaczkę.W końcu prawie znalezli się na poziomie wyjściowym.Jim poprowadził ich na dół poostatnich stopniach i doszli do miejsca, gdzie sekretne przejście kończyło się.Tam, gdzie siękończyło, spotykał je korytarz, biegnący w dwóch kierunkach.Na lewo prowadził w górę po stromych schodach aż do zakrętu, jakby wspinając się donastępnej wieży.Na prawo od nich wąski korytarz o gładkiej posadzce nachylał się lekko w dół,tak jakby miał łagodnie zejść na nieco niższy poziom.Jim przesunął się w prawo, na tę gładką posadzkę, żeby dać innym trochę miejsca, bymogli zejść i stanąć wszyscy razem.Schody na lewo miały szczeliny, przez które przedostawałosię światło, kilka takich szczelin znajdowało się także w sklepieniu gładkiego korytarza, choćjego wysokość w tym miejscu uniemożliwiała Wyglądanie.Mimo to szczeliny rozjaśniały trochępółmrok światłem z zewnątrz, wystarczającym, żeby korytarz poniżej był widoczny.- Dokąd teraz, sir Jamesie? - głos księcia odezwał się przy uchu Jima.Jim przestał się przyglądać gładkiej posadzce słabo oświetlonego korytarza i odwrócił się,żeby spojrzeć znów na schody, a potem na swoich towarzyszy.- Nie mam żadnego pewnego sposobu, żeby sprawdzić, którą drogę wybrać, na prawo czylewo - stwierdził.- Czy ktoś ma jakieś powody sądzić, że jedna z nich będzie lepsza niż druga?Ze strony pozostałych odpowiedziała mu zupełna cisza.Nawet wilk niczego niezaproponował [ Pobierz całość w formacie PDF ]