[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Miałam więcej czasu, żeby się nauczyć i zobaczyć.- Chciała powiedzieć, “zobaczyć, jakie błędy one popełniają".- Tak, tak, to prawda - rzekł Talmor pospiesznie.Menolly była ciekawa, czy on także zdawał sobie sprawę, jaką gafę popełniła.Z nagłym zniecierpliwieniem i irytacją dodał: - Kto kazał ci przyjść tutaj na lekcję? Sądziłbym raczej.- Nagły chichot przerwał mu w pół zdania.Odwrócił się, żeby spojrzeć na dziewczęta.- A zatem? - zapytał Menolly.- Czeladnik.- Który?- Nie wiem.Byłam na dziedzińcu.Zapytał mnie, dlaczego nie jestem na lekcji.A potem kazał mi przyjść tutaj.Talmor potarł szczękę.- Teraz już za późno, jak sądzę, ale dowiem się.- Odwrócił się do dziewcząt.- Zagrajmy to w.- Dziewczęta wpatrywały się w drzwi.Czeladnik także spojrzał w tym kierunku.- Tak, Sebell?Menolly odwróciła się również, aby zobaczyć człowieka, któremu przypadło w udziale drugie, tak pożądane przez wszystkich jajo jaszczurki ognistej.Sebell był szczupłym mężczyzną, o głowę wyższym od niej.Miał opaloną skórę, jasnobrązowe oczy i włosy.Nosił brązową tunikę z wyblakłą odznaką ucznia ukrytą w fałdzie na ramieniu.- Szukałem Menolly - odparł wpatrując się w dziewczynę.- Tak sądziłem.Została niewłaściwie skierowana.- Talmor wydawał się zirytowany.Gestem polecił Menolly, by udała się za Sebellem.Menolly zsunęła się ze stołka, ale nie była pewna, co zrobić z gitarą.Spojrzała pytająco na Sebella.- Nie będzie ci potrzebna - odrzekł.Położyła więc instrument na półce.Czuła na sobie wzrok dziewcząt i wiedziała, że Talmor nie podejmie lekcji na nowo, dopóki ona nie wyjdzie.Stuk drzwi zamykających się za nią i jej opalonym towarzyszem przyjęła z niekłamaną ulgą.- Dokąd miałam się udać? - zapytała, gdy prowadził ją na dół po schodach.- Nikt ci nie powiedział? - Badał jej twarz uważnie, nie zdradzając swoich myśli.- Nie.- Czy śniadanie jadłaś u Dunki?- Tak.- Menolly wzdrygnęła się na myśl o nieprzyjemnym poranku.Nagle wstrzymała oddech i popatrzyła na Sebella.Pojęła wreszcie, co zaszło.- Och, ale ona.Sebell kiwnął głową z wyrazem zrozumienia w brązowych oczach.- Nie wiedziałaś także, że to do mnie masz przyjść po instrukcje.- Do ciebie.- Czy Piemur nie wspominał o “zmianie stołów" po przejściu do grupy czeladników? -.panie.Na okrągłej twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.- Sądzę, że należy mi się to “panie" od byle uczniaka, ale harfiarz nie przywiązuje takiej wagi do tytułów jak inni mistrzowie.Panuje tutaj tradycja, że najstarszy czeladnik u określonego mistrza opiekuje się nowo przybyłym uczniem.Tak więc, ja zajmuję się tobą.W każdym razie, kiedy jestem w pracowni i mam akurat wolne.Nie miałem okazji poznać cię wczoraj, a dziś rano.nie stawiłaś się, jak ustalono, u mistrza Domicka.- Och, nie.- Menolly zrobiło się sucho w gardle.- Tylko nie mistrz Domick! - Nawet Piemur uważał, żeby mu się nie narazić.- Czy mistrz był bardzo.rozczarowany?- W pewnym sensie, tak.Ale nie martw się, Menolly.Obrócę ten incydent na twoją korzyść.Nie należy niepotrzebnie zniechęcać do siebie Domicka.- I tak mnie nie lubi.- Menolly zamknęła oczy i wyobraziła sobie surową twarz mistrza wykrzywioną gniewem.- Na jakiej podstawie tak twierdzisz?Menolly wzruszyła ramionami.- Grałam dla niego wczoraj i wiem, że mnie nie lubi.- Mistrz Domick nikogo nie lubi - odparł Sebell z krzywym uśmiechem.- Włącznie z sobą samym.Nie jesteś zatem wyjątkiem.Ale jeśli chodzi o naukę pod jego kierunkiem.- Mam się uczyć u niego?- Nie wpadaj w panikę.Jako nauczyciel należy do najlepszych.Wiem o tym.Myślę, że pod pewnymi względami przewyższa Harfiarza.Brak mu spontaniczności i witalności Mistrza Robintona, jak również jego pojmowania spraw nie związanych z pracownią.- Chociaż Sebell mówił w charakterystyczny dla siebie, beznamiętny sposób, Menolly czuła jego głęboką lojalność i oddanie wobec Mistrza Cechu.- Ty - to słowo wymówił z lekkim naciskiem - nauczysz się wiele od Domicka.Nie dopuść tylko do tego, aby jego sposób bycia pognębił cię zanadto.Zgodził się udzielać ci lekcji, a to jest duże ustępstwo.- Ale nie przyszłam dziś rano.- Potworność tego uchybienia przygnębiła Menolly.Sebell uśmiechnął się do niej pocieszająco.- Powiedziałem, że mogę obrócić to na twoją korzyść.Domick nie znosi, jak ignoruje się jego polecenia.Ale to nie twoje zmartwienie.A teraz chodźmy.Dość czasu straciliśmy.Poprowadził ją schodami pod górę i ku jej zaskoczeniu otworzył drzwi wiodące do wielkiej hali.Była dwa razy taka jak sala jadalna i trzy razy większa od wielkiej hali nad Zatoką Półkola.W odległym końcu znajdował się, wyrastający wprost z podłogi, zasłonięty kurtyną podest.Pod ścianami piętrzyły się niedbale ustawione stoły i ławki.Po prawej stronie, wokół okrągłego stolika, stało kilka wygodnych krzeseł.Sebell wskazał Menolly jedno z nich, a sam zasiadł naprzeciwko.- Chcę ci zadać parę pytań, ale nie mogę wyjaśnić, dlaczego potrzebuję informacji.To sprawa Harfiarza i w związku z tym nie należy zadawać pytań.Chodzi o twoją pomoc.- Moją pomoc?- Chociaż brzmi to dziwnie, to jednak o to chodzi.- Jego brązowe oczy śmiały się do niej.- Muszę się dowiedzieć, jak żeglować łodzią, jak patroszyć rybę, jaki jest żeglarski obyczaj.Pstrykał palcami.Spojrzała na jego dłonie.- Z takimi rękami nikt nie uwierzyłby, że żeglowałeś kiedykolwiek.Obojętnie przyjrzał się swoim dłoniom.- Dlaczego?- Ręce żeglarzy na skutek nadwerężania stawów szybko pokrywają się guzami, robią się szorstkie od słonej wody i rybiego oleju, ciemnieją dużo bardziej niż twoje od silnego słońca.- Czy ktoś poza żeglarzami może to wszystko wiedzieć?- Tak.Ja o tym wiem.- To dobrze, czy możesz mnie nauczyć postępować jak żeglarz? Czy trudno jest nauczyć się kierować łodzią? Albo zakładać przynętę? Albo patroszyć rybę?Czuła mrowienie w dłoni i równie dokuczliwą ciekawość [ Pobierz całość w formacie PDF ]