[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hannes podniósł kieliszek; zakręcił nim, powąchał bukiet i wypił łykwina.Odstawił kieliszek i skinął głową.- Bardzo dobre - oświadczył aprobująco.Kelner napełnił obydwa kie-liszki i dyskretnie się ulotnił.Hannes wziął swój kieliszek.- Proponuję toast - powiedział.Kenzie podniosła swój kieliszek i spojrzała na mężczyznę pytająco.- Za nas - odezwał się cicho.Czuła bijące od niego ciepło.Zupełnie jakby ktoś rozdmuchał żar,który promieniował na całe ciało, aż do koniuszków palców u rąk i nóg.- Za.nas - szepnęła, delikatnie trącając się z nim kieliszkiem.Pili wino, nie odrywając od siebie oczu.Powietrze było tak przesyconezmysłowością, że Kenzie niemal widziała elektryczne iskry przeskakują-ce między nimi.Spuściła wzrok i odstawiła kieliszek.Jej głos był za-chrypnięty.- Wino jest bardzo dobre.- Tak - powiedział Hannes, wpatrując się w nią z natężeniem.- Aletowarzystwo jeszcze lepsze.Według mnie, niewątpliwie grand cru.Musiała się roześmiać.- Założę się, że mówisz to wszystkim dziewczynom.Kciukiem i palcem wskazującym obracał kieliszek, stojący na stole.- Nie postawiłbym na to zbyt dużo - ostrzegł ją.- Przegrałabyś.- Czy to znaczy, że zaprosiłeś mnie dziś wieczorem tylko dlatego, bymnie uwieść?- Owszem, a także aby lepiej cię poznać.- Skinął głową.- Ostatnimrazem nie mieliśmy okazji porozmawiać.Jego szczerość rozbrajała i niepokoiła równocześnie.Jednym hau-stem Kenzie opróżniła kieliszek do połowy.- Cóż, wobec tego porozmawiajmy.- Zrobiła gest ręką.- Miałem nadzieję, że głównie ty będziesz mówiła.Widzisz, chciał-bym się więcej o tobie dowiedzieć.Roześmiała się przekornie.- A ja wolałabym posłuchać o tobie! Masz fascynującą przeszłość.Zdaje się, że mówiłeś, że twój ojciec był dyplomatą?Hannes skinął głową twierdząco.- Więc jak trafiłeś do Interpolu?- Obawiam się, że to długa historia, Kenzie.- I co z tego? - Nie odwróciła wzroku.- Mamy całą noc.Zaczerpnął głęboko powietrze i wolno je wypuścił.- Zgoda.Ale muszę cię ostrzec, że to nie będzie jedna z tych opowie-ści ze szczęśliwym zakończeniem.Kenzie popatrzyła na niego z uwagą.- Na ogół życie to nie bajka.- Chyba masz rację.- Wciąż obracał kieliszek.- Zastanawiam się, odczego zacząć - powiedział po chwili.- Dlaczego nie od początku? - zaproponowała delikatnie.- No właśnie - przyznał jej rację.- Czemu nie?Zaczął opowiadać o sobie, a ona słuchała z największą uwagą.To, comówił, tak przypominało historię jej życia, że aż wydawało się to nie-prawdopodobne.Były tylko dwie istotne różnice.Po pierwsze, Kenziemiała trzech braci, a on był jedynakiem.Po drugie, zamiast przeprowa-dzać się z jednej bazy wojskowej do drugiej, jak ona, Hannes razem zrodzicami zaliczał stolice różnych państw.- Brzmi to bardziej atrakcyjnie, niż wygląda w rzeczywistości -stwierdził.- Przyznaję, że życie we wszystkich tych egzotycznych krajachbyło fascynującym doświadczeniem.Poznałem kawał świata: Bangkok,Nairobi, Waszyngton, Londyn, Moskwę, Meksyk.- Wypił trochę wina.-Problemem pobytu na placówce jest izolacja.Dyplomaci stanowią za-mkniętą społeczność.Nie utrzymuje się bliższych kontaktów z miejsco-wą ludnością, tylko z pracownikami ambasady i ich rodzinami oraz zurzędnikami kraju-gospodarza.Zawsze kiedy już zawarłem jakieś przy-jaznie, mojego ojca wysyłano na drugi koniec świata i trzeba było wyjeż-dżać.Uśmiechnął się z zadumą na to wspomnienie.- Ale wiesz, za czymnajbardziej tęskniłem.czego mi najwięcej brakowało?Kenzie potrząsnęła głową.- Tego, że nigdy nie miałem prawdziwego domu, do którego możnaby wrócić.Zwietnie to rozumiała.To zupełnie przypomina moje dzieciństwo, po-myślała.My też nigdy nie mieliśmy własnego domu.I ledwo zdążyliśmysię urządzić w jednej bazie wojskowej, tata dostawał rozkaz wyjazdu donastępnej.Wiedziała też, jakie spustoszenie wywoływały takie ciągłeprzeprowadzki w sferze młodzieńczych przyjazni.Niemożliwością byłozawarcie długotrwałych znajomości.- Jako że pochodziłem z rodziny dyplomatów - mówił dalej Hannes -moi rodzice naturalnie mieli nadzieję, że pójdę w ślady ojca.- Roześmiałsię cicho.Jego wzrok stał się odległy, jakby utkwiony w jakiś punkt zprzeszłości.- Zaplanowali ze wszystkimi szczegółami moją przyszłość wsłużbie zagranicznej.- Tymczasem wylądowałeś tutaj - dopowiedziała Kenzie.- Tak - przyznał.- Wylądowałem tutaj.Dopił wino i odstawił kieliszek.Kelner zauważył jego spojrzenie i ski-nął głową.Nie odzywali się, póki ich kieliszki ponownie nie były pełne inie otrzymali eleganckich kart z menu.Kiedy kelner odszedł, Hannes kontynuował swą opowieść.- To dziwne, prawda - powiedział, odkładając kartę potraw na bok -spodziewamy się, że będziemy robić w życiu jedno, a kończymy, zajmu-jąc się czymś całkowicie odmiennym.Kenzie pokiwała głową.- Wezmy moje prawdziwe ambicje.Nie moich rodziców, tylko moje.- Urwał.- Uwierzysz, że zawsze chciałem zostać artystą?- Naprawdę!? - wykrzyknęła zachwycona, że mają ze sobą jeszczejedną wspólną cechę.- Tak.Odkąd byłem na tyle duży, by móc utrzymać ołówek w ręce,zawsze albo rysowałem, albo malowałem.Wszyscy mówili, że mam ta-lent.I dla mnie przyszłość była oczywista.Kenzie wtrąciła się z uśmiechem:- Niech zgadnę.Chciałeś mieszkać na mansardzie w Paryżu.malo-wać to, co ci grało w duszy.do pózna w noc dyskutować o sztuce w za-dymionych kafejkach.mieć wystawy.-.czekać na odkrycie - dokończył z kwaśną miną.- Byłeś dobry?- Uważałem, że tak.Uniósł kieliszek w ironicznym toaście, a potem odstawił i znów zacząłnim obracać.- Pewnego ranka jednak obudziłem się i uświadomiłem sobie praw-dę.Widzisz, Kenzie, byłem dobry.Cholernie dobry.- Urwał.- Ale niewystarczająco dobry.- Więc wstąpiłeś do Interpolu?- Nie.- Uśmiechnął się.- Jeszcze nie wtedy.Najpierw zacząłem stu-diować nauki polityczne.- Ach.Posłuszny syn, idący w ślady swego ojca.- Właśnie.- Skinął głową.- Ale ostatecznie tak się nie stało - zauważyła.- Nie poszedłeś w jegoślady.- Nie - stwierdził krótko [ Pobierz całość w formacie PDF ]