[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Meredith, ciągle uśmiechając się na wspomnienie jego słów, wprowadziła go domrocznej biblioteki na tyłach domu.Zapaliła lampę.Serce jej zamarło, kiedy zobaczyła, \eMatt kieruje się prosto do stojącego na biurku telefonu.Chciała, \eby został, chciała z nimrozmawiać.Chciała zrobić cokolwiek, \eby uniknąć rozpaczy, która na pewno owładnęłabynią, jak tylko zostałaby sama.- Nie musisz od razu wychodzić.Mój ojciec będzie grał w karty w klubie do drugiej wnocy.Odwrócił się, słysząc desperację w jej głosie.- Nie boję się twojego ojca, Meredith.Myślę tylko o tobie, ty musisz z nim mieszkać.Jeśli wróci i zastanie mnie tutaj.- Nie wróci - przyrzekła.- Mój ojciec nie pozwoliłby nawet śmierci przeszkodzićsobie w grze.Gra w karty to jego obsesja.- Ma te\ nielichą obsesję na twoim punkcie - powiedział bezbarwnie Matt.Wstrzymała oddech, zanim po chwili zastanowienia odło\ył słuchawkę.Zanosiło sięna to, \e przez całe miesiące nie będzie miała tak przyjemnego wieczoru jak ten.Zamierzałaprzedłu\yć go, jak tylko się da.- Napiłbyś się brandy? Obawiam się, \e nie mogę cię poczęstować niczym innym, bosłu\ba ju\ śpi.- Mo\e być brandy.Podeszła do barku i wyjęła karafkę.Za jej plecami rozległ się głos Matta:- Czy słu\ący zamykają lodówkę na noc na klucz? Zastygła z karafką w dłoni.- Coś w tym rodzaju - powiedziała wymijająco.Jak tylko podeszła do kanapy ze szklaneczką dla niego, zorientowała się, \e nie udałojej się go wyprowadzić w pole.Zobaczyła rozbawienie w jego oczach.- Nie umiesz gotować, księ\niczko, prawda?- Na pewno bym potrafiła - za\artowała - gdyby tylko ktoś pokazał mi drogę dokuchni, a potem palcem wskazał kuchenkę i lodówkę.Kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.Nachylił się i postawił swoją szklankę nastoliku.Wiedziała dokładnie, co zamierza zrobić, jeszcze zanim chwycił jej nadgarstki izdecydowanie pociągnął ją ku sobie.- Wiem, \e umiesz gotować - powiedział, podnosząc jej podbródek.- Skąd ta pewność?- Stąd - wyszeptał - \e mniej ni\ godzinę temu doprowadziłaś mnie do wrzenia.Jego usta były o milimetry od jej warg.W tej chwili za - brzmiał ostry dzwonektelefonu.Odskoczyła od niego gwałtownie.Kiedy podniosła słuchawkę, głos jej ojcazadziałał jak powiew arktycznego powietrza.- Cieszę się, \e byłaś na tyle rozumna, \eby zrobić tak, Juk ci kazałem.Chcę, \ebyświedziała - dodał - \e ju\ miałem zamiar pozwolić ci iść do Northwestern.Teraz jednakmo\esz o tym zapomnieć.Twoje dzisiejsze zachowanie to dowód, \e nie mo\na ci ufać.- Niemówiąc nic więcej, rozłączył się.Meredith dr\ącymi dłońmi odło\yła słuchawkę.Jej ramiona, kolana, a potem całeciało zaczęło dr\eć z bezsilności i gniewu.Szukając oparcia, poło\yła dłonie na blacie biurka.Matt podszedł do niej.Poło\ył dłonie na jej ramionach.- Meredith - powiedział głosem pełnym zatroskania.- Kto dzwonił? Czy coś się stało?- To był mój ojciec.Upewniał się, \e jestem w domu, jak rozkazał - wyjaśniładr\ącym głosem.Po chwili ciszy zapytał:- Co zrobiłaś, \e on ci a\ tak nie ufa?Delikatna nutka oskar\enia brzmiąca w głosie Matta ubodła ją i pozbawiła reszteksamokontroli.- Co ja zrobiłam? - powtórzyła.W jej głosie brzmiała histeria.- Co ja zrobiłam?- Musiałaś dać mu jakiś powód, \eby pilnował cię w ten sposób.A\ gotowała się wewnętrznie z oburzenia.W oczach błyszczały jej łzy.Zaczynał się wniej formować pewien plan.Odwróciła się do niego i dłonie poło\yła na jego mocnej piersi.- Moja matka była nietypowa.Nie umiała trzymać rąk z dala od innych mę\czyzn.Ojciec mnie pilnuje, bo wie, \e jestem taka jak ona.Zmarszczył brwi, kiedy oplotła rękami jego szyję.- Co u diabła robisz?- Dobrze wiesz, co robię - szepnęła.Przycisnęła się do niego całą sobą, zanim zdą\yłodpowiedzieć, i pocałowała go namiętnie.Pragnął jej.Wyczuła to w chwili, kiedy ją objął, przyciągając mocno do swojegonaprę\onego ciała.Chciał jej.Jego usta zagarnęły jej wargi w nienasyconym pocałunku, a onastarała się zrobić wszystko, \eby nie przestał.Zresztą ona te\ nie mogłaby ju\ przestać.Niezręcznymi palcami rozpinała pospiesznie jego koszulę, obna\ając opalone mięśnie pokrytesprę\ynującymi, czarnymi włosami.Zamknęła mocno oczy; usiłowała odpiąć zamek swojejsukienki.Chciała tego, zasłu\yła na to, mówiła sobie szaleńczo.- Meredith?Podniosła głowę na dzwięk jego spokojnego głosu, ale nie zdobyła się na odwagę,\eby spojrzeć mu w oczy.- Jestem zaszczycony jak diabli, ale nigdy nie zdarzyło mi się spotkać kobiety, którazaczęłaby zdzierać z siebie ubranie z tak wielką pasją tylko po jednym pocałunku.Meredith, na samym ju\ wstępie poczuła się pokonana.Oparła czoło o jego pierś.Jegodłoń zsunęła się na jej kark, pieszcząc go.Objął jej talię drugą ręką i przysunął ją bli\ej.Potem przesunął pałce w dół po jej plecach a\ do suwaka sukienki.Staniczek bardzokosztownej, szyfonowej sukni opadł w dół.Przełykając głośno, zaczęła podnosić ręce, \eby się zakryć, ale powstrzymała się.- Nie jestem.nie jestem zbyt dobra w tym - powiedziała, podnosząc ku niemu oczy.Opuścił powieki.Przeniósł wzrok na jej piersi.- Nie jesteś? - szepnął namiętnie, pochylając głowę.Meredith chciała się zapomnieć i udało jej się to przy następnym pocałunku.Jej palceodnajdywały napięte mięśnie na jego plecach.Całowała go ze ślepą potrzebą, a kiedy jegouchylone usta zaczęły mocniej napierać na jej wargi, poddała się inwazji jego języka.Odwzajemniła ją tak, \e stracił oddech; uchwycił ją mocniej.Wtedy nagle poczuła, \e niepanuje nad sobą; nie liczyło się dla niej nic poza doznawanymi emocjami [ Pobierz całość w formacie PDF ]