[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twoja dziewczyna wiedziała dużo, ale nie zdawała sobie z tego sprawy.Może zresztą zarzucono zasłonę na jej pamięć.Środek, który jej dałam, pokonał strach i niemoc, czyniące ją więźniem królowej.– Stara Królowa Wdowa.– mruknął ponuro Rohan.– Jest prawowitą władczynią tego kraju – przypomniała Zazar – i będzie nią tak długo, jak nosi Cztery Wielkie Pierścienie.Zapomnij o dumie, młody kochanku.Wtrącasz się do spraw, o których wiesz mało lub zgoła nic.A przede wszystkim pamiętaj, że Ysa chyba nie całkiem zdawała sobie sprawę, jaki los zgotowała tej śpiącej dziewczynie.Zazar łagodnie odsunęła z czoła Anamary jasne kosmyki.Rohan uświadomił sobie, że szorstkość Mądrej Niewiasty ma ukryć zaniepokojenie losem dziewczyny, zamaskować litość, jaką dla niej czuła.– Ona wróci do siebie, prawda, babciu? – zapytał.– Z czasem.Pod warunkiem, że to ja będę ją leczyć.Już zresztą zaczęłam.Rano już pojmie, co będziesz do niej mówił, ale jeszcze nie zdoła odpowiedzieć w zrozumiałym języku.– Muszę pojechać do Dębowego Grodu i naradzić się z Jesionną i Gaurinem.Dał mi naprawdę dobrą radę, każąc przyjechać do ciebie.Inaczej nigdy bym nie odnalazł Anamary.Gdyby została sama na Bagnach, dawno by zginęła.– Rohan patrzył na twarz ukochanej, tak doskonale piękną w jego oczach, a teraz tak zupełnie przed nim zamkniętą.– Z pewnością – zgodziła się z nim Zazar.– Nie wszystkie bagienne drapieżniki pogrążone są w zimowym śnie.– Wstała.– Myślisz, że Gaurin i Jesionna już wrócili do Dębowego Grodu?– Jeśli nawet nie, to wyprzedzę ich najwyżej o jeden dzień.Turniej się skończył i ani Jesionna, ani Gaurin nie zechcą pozostać na balu, jaki odbędzie się na dworze.– Tak, Jesionna zawsze gardziła obyczajami panującymi na dworze królewskim w Rendelsham, chociaż ma tam przyjaciółkę.Młodą Królową Wdowę.– Więc wyruszę o świcie.– Odpocznij przy ognisku, a potem odprowadzę cię do brzegu rzeki Granicznej.Nie wszyscy moi wieśniacy mocno śpią.Tusser, nasz nowy wódz, chyba podejrzewa, że Cudzoziemcy bywają w mojej chacie.– Dziękuję ci, babciu Zaz.Czy kiedykolwiek zdołam ci się zrewanżować za twoją pomoc?– Nie zdołasz – odparła lakonicznie Mądra Niewiasta.– A teraz idź spać.Musimy wyjść o brzasku.Będę pilnowała tej dziewczyny dla ciebie.Wyglądało na to, że Anamara przespała spokojnie całą noc, bo prawie nie zmieniła pozycji, odkąd Rohan położył ją przy ognisku.W nocy Mądra Niewiasta otuliła dziewczynę cieplejszym okryciem.Rano ją obudziła.Anamara usiadła i otworzyła usta, najwyraźniej czekając na ziarno i owoce.Kiedy Rohan napełnił je miskę, odpowiedziała ćwierkaniem.– Czy nic jej się tu nie stanie, kiedy ty będziesz mnie odprowadzać do rzeki? – zapytał z niepokojem.– Jeśli tylko nie zawędruje na środek wioski – odparła Zazar.– Jeśli chcesz, możemy ją przywiązać.– Nie! – uciął Rohan.Coś w nim buntowało się na myśl o związaniu Anamary nawet dla jej własnego bezpieczeństwa.– Jeśli zostawimy jej jeszcze jedną miskę z ziarnem, może zajmie się jedzeniem aż do twojego powrotu.– Może.Mądra Niewiasta postawiła śniadanie przed Rohanem, sama też zjadła i zajęła się porządkowaniem domu.Podała Rohanowi zapakowany prowiant na podróż, więcej niż jego zdaniem będzie potrzebował, i zwróciła się do Anamary:– Zostań tutaj – powiedziała wyraźnie, wskazując na miejsce, gdzie dziewczyna przycupnęła.– Tutaj.Rozumiesz? – Postawiła przed nią miskę z mieszaniną ziarna i owoców.Anamara skinęła głową i zagwizdała.Zazar wprawdzie twierdziła, że dziewczyna rozumie teraz ludzką mowę, ale Rohan nie wiedział, czy te dźwięki oznaczają zrozumienie, czy zgodę.– Myślisz, że to zrobi?– Nie wiem – odparła Mądra Niewiasta.– Na razie nic więcej nie mogę dla niej zrobić.Ale daj mi czas.A teraz chodźmy.Nie zatrzymamy dnia.Już robi się za widno jak na mój gust.Wstała, włożyła ciepłą opończę podarowaną przez Gaurina i wzięła laskę.Uchyliła skórzaną zasłonę w drzwiach i wyjrzała na zewnątrz.– Droga wolna, przynajmniej na razie.Chodź, nie marudź.Rohan posłusznie wyszedł z chaty i od razu skoczył w rosnące na skraju polany, niemal pozbawione liści zarośla.Nie uszli nawet tuzina kroków, kiedy uświadomił sobie, że ktoś ich śledzi.Odwrócił się, oczekując, że zobaczy idącego ich tropem głodnego potwora, ale ujrzał tylko Anamarę.Zostawiła w chacie opończę; ubrana tylko w suknię i jedwabne pantofelki, drżała lekko w porannym chłodzie.– Wróć! – powiedział Rohan naglącym szeptem.– Wróć, Anamaro.Idź do chaty.No, bądź dobrą dziewczynką.Anamara spojrzała na niego radośnie i przebiegła kilka kroków, które ich dzieliły.Przytuliła się do niego, patrząc z uwielbieniem, i zaczęła gwizdać.Szybko zatkał jej ręką usta.– Powiedziałaś, zdaje się, że już rozumie ludzką mowę – rzekł oskarżycielsko.Zazar zawróciła i patrzyła ponuro na tę scenę.– Rozumie.Ale to nie znaczy, że rozumie powody, dla których ma robić to, a nie co innego.Albo że się zgadza.Nie poradzisz sobie z nią? Może ja powinnam się wtrącić?Rohan przypomniał sobie policzek, który wymierzyła mu niedawno Zazar, rozchylił opończę, by otulić nią Anamarę.Z wdzięcznością wsunęła się w ciepłe fałdy i objęła młodzieńca ramionami.– Mam ją odprowadzić do twojej chaty? – zapytał.– Tym razem posłucham twojej rady i mocno ją przywiążę.Zazar minęła go i wyjrzała na polanę.– Tak jak myślałam, nie mamy czasu – powiedziała.– Wioska się budzi i ludzie już się zajęli swoimi sprawami.Jeśli ktoś nas zauważy i podniesie alarm, was oboje czeka śmierć, a ja nie będę mogła nic zrobić, by do tego nie dopuścić.Rzucą was na pożarcie straszydłom.– Podobno jeziorka, gdzie, jak mówisz, żyją straszydła są.– Tak, zamarznięte, a Mieszkańcy Głębin są pogrążeni w zimowym śnie.– Podeszła bliżej.– Ale zabiją cię, Rohanie, a razem z tobą twoją dziewczynę.Och, będziesz mężnie walczyć, ale zginiesz.Może mnie też zabiją.Tusser i Joal, jego ojciec, wiele razy mi grozili.I przechowają nasze ciała aż do odwilży.Tak właśnie by z nami postąpili.Rohan z trudem przełknął ślinę.– W takim razie musimy zabrać Anamarę.– Wiem.I wcale mnie to nie cieszy, chociaż powinnam była się tego spodziewać.Cóż, nie możemy tu sobie gawędzić, aż usłyszą nas wieśniacy i przyjdą sprawdzić, co się dzieje.Chodź za mną.Używając laski do oczyszczania drogi i badania niepewnego gruntu na zamarzniętej ścieżce, której Rohan prawie nie widział, Zazar poprowadziła ich innym szlakiem.Rohan co chwila sprawdzał, czy Anamara nie zeszła ze ścieżki.Mogło się przecież zdarzyć, że w najmniej oczekiwanym momencie uwolni się z ciepłej opończy i pobiegnie za czymś, co przyciągnie jej oko – drżącym liściem, połyskliwą bryłką lodu, zabłąkanym promieniem słońca, który zdołał się przebić przez grubą kopułę roślin na Bagnach.– Przywiąż jej ręce do swojej talii – powiedziała Zazar z irytacji gdy Anamara znowu spróbowała odejść.– Nie możemy pozwolić, żeby uciekła w krzaki i jeszcze raz się zgubiła.Zanadto ci na niej zależy.– Będę jej lepiej pilnował – obiecał Rohan.Otoczył ramionami Anamary swoją talię, ale nie związał, tylko ujął jej obie ręce w swoją dłoń.Trudniej im się szło, ale dziewczyna nie dałaby teraz rady uciec [ Pobierz całość w formacie PDF ]