RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówił mi wtedy, że czuje się bardzo źle, lecz wygląd jego nie wskazywał na to, że już następnego dnia będzie nieboszczykiem.Opowiedziałem, jak to esesman wyciągał nam spod koszuli papiery, papę i wióry drzewne.Mówiąc o pracy przy izolatorach nie wspomniałem o tym, że przez cały ten czas było bardzo zimno i prawie bez przerwy padał drobny dokuczliwy deszcz.Mieliśmy na sobie tylko bieliznę i cienkie pasiaste ubranie, które jak zmokło, to po zdjęciu można je było postawić w kącie i stało, bo było sztywne.Żeby chociaż częściowo chronić się przed zimnem, kto mógł, wkładał pod ubranie papier z worków po cemencie lub kawały papy.Papier z worków był lepszy, bo w dużym kawale robiło się dziurę i wkładało przez głowę, wtedy papier zakrywał piersi, plecy i ramiona.Był jednak i feler - papier przy poruszaniu się szeleścił.Na apelach blokowi, sztubowi i kapo wie chodzili między szeregami i każdego dotykali łapą.Jeśli zaszeleścił papier, więzień płacił za to biciem, i to często takim biciem, że tracił zdrowie, a nieraz i życie.Mimo to ci, co mieli możność zdobycia toreb od cementu, wykorzystywali je do osłony przed zimnem i deszczem.Prócz papieru wtykaliśmy jeszcze pod koszulę papę i całe pęki wiórów drzewnych, które wkładaliśmy na piersi i plecy.Codziennie przed wejściem do obozu na południowy i wieczorny apel zdejmowaliśmy nasze dodatkowe ubrania, żeby nie podpaść na apelu.Nie opłaciło się nam ryzykować zdrowiem lub życiem chodzenie w papierowej koszuli na apele, bo duża była możliwość wpadnięcia na apelu.Po rozpadnięciu się naszej grupy pracowałem solo.Rano urywałem się jak zwykle, polowałem ze Stefanem na jedzenie, a potem brałem schowaną łopatę i szukałem sobie miejsca do pracy.Łopatę chowałem dlatego, żebym nie musiał codziennie szukać sobie narzędzia do pracy.Przez kilka dni ustawiałem się przy dużej kupie piasku.Robota polegała na podrzucaniu piasku, który cienką warstwą leżał wokół wysokiej kupy.Wiadomo, że robotę tę sam sobie wymyśliłem, żeby się piasek nie marnował.Nie była to dobra robota, bo piasek był widoczny ze wszystkich stron i chociaż powoli, jednak trzeba było się poruszać.Poza tym kupa była wysoka i nie było widać drugiej strony, więc w każdej chwili mógł mi ktoś przed sam nos wyskoczyć z drugiej strony piasku.Tym razem w dalszej markieracji przyszedł mi z pomocą Stefan Krukowski i przypadek.Jednego wieczoru wpadło do nas na sztubę kilku typów w białych fartuchach, jak się okazało - sanitariusze z rewiru.Kazali nam odpiąć spodnie, unieść koszule i kolejno oglądali nam brzuchy.Obejrzeli już sporo ludzi, a kilku odstawili na bok.Szukali na brzuchu wysypki.Stefan posłyszał, że chodzi o świerzb, który pokazał się w obozie.Wyczuł od razu możliwość odpoczynku.Naradziliśmy się szybko i postanowiliśmy dostać się do grupy chorych na świerzb.Udało się.Nie wybrali nas, lecz sami tak zakręciliśmy się, że ustawiliśmy się w grupie odstawionych.Po skończonej kontroli zapisano nasze numery i zaprowadzono na blok 14.Okazało się, że jest nas z całego obozu pełna sztuba.Ułożono nas na siennikach rozłożonych pod ścianami, po dwóch na każdym sienniku.Ja leżałem ze Stefanem, a obok nas położył się Stefan Boruciński - młody, bardzo grzeczny chłopak z Piastowa koło Warszawy.Żywot jego nie był jednak długi, bo kilka dni po opuszczeniu baraku 14 został rozstrzelany.Na bloku tym przez cały tydzień mieliśmy zupełnie przyjemne życie.Nawet na chwilę nie wypuszczano nas z bloku, żebyśmy nie roznosili świerzbu.Apele odbywaliśmy na bloku, a cały dzień leżeliśmy w koszulach i kalesonach na siennikach, czas spędzając na różnego rodzaju opowiadaniach.Cały tydzień musieliśmy codziennie, rozebrani do naga, nacierać się wzajemnie maścią.Ostatniego dnia zrobiono nam gorącą kąpiel, oddano ubrania i z powrotem odesłano na bloki.Przez ten tydzień dobrze sobie odpoczęliśmy i wygrzaliśmy się.Urlop - wczasy.Stefan miał dobre wyczucie, bo przez cały ten tydzień padały deszcze.Brak było nam tylko jedzenia, bo tu już nic nie mogliśmy zorganizować.Po powrocie do pracy Stefan namówił mnie, żebym spróbował iść do jego grupy.Kapo Wincens - Austriak z czarnym winklem - to dobry chłop i na pewno mnie przyjmie.Poszedłem.Już ze dwie godziny pracowałem uczciwie, żeby mu się podobać, gdy kapo mnie zauważył.- Co, nowy? - zapytał.- Tak jest, nowy - odpowiedziałem grzecznie i skromnie, patrząc na niego z miłym uśmiechem.- To chodź ze mną.Poszedłem za nim do drugiej piwnicy, a kapo bierze deskę i mówi do drugiego Niemca:- Trzymaj go za łeb.Ten wsadził mi głowę między swoje nogi, a kapo wlał mi pięć deską i powiedział, że dostałem za to, bo przyszedłem do niego bez pozwolenia.Wygnał mnie, więc poszedłem pracować na swój sposób.Wieczorem Stefan powiedział mi, że rozmawiał z Wincensem, prosił go, więc jutro mogę spokojnie już ustawić się do jego grupy.W ten sposób dostałem się do grupy Wincensa i znalazłem się razem ze Stefanem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl