RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ty nie masz pracy, praw-da?Odparłam, że faktycznie nie mam.Tak, jak ja to widziałam, mojąpracą było oglądanie obrazów i nie obchodziło mnie, że nikt mi za niąnie płaci.- Nie chciałabyś przypadkiem pracować tutaj? - spytał.- Na pewnotracę mnóstwo klientów przez to, że jestem tu sam.Ludzie wchodzą dogalerii, nikogo nie widzą, bo ja siedzę w warsztacie, więc wychodzą.Pomyślałem sobie, że przydałaby mi się miła osoba, która by.125 - Tak - przerwałam mu.- Bardzo bym chciała.Saul się rozpromienił.- Cóż za szczęśliwe zrządzenie losu - powiedział.Często używasłowa  szczęście , to jedna z cech, którą najbardziej w nim polubiłam.-I tak ciągle tu jesteś, więc czemu miałabyś nie dostawać za to pieniędzy?No i zawsze jako pierwsza widziałabyś nowe obrazy.Od tego momentu moje życie zaczęło się bardzo szybko zmieniać.Wiedziałam, że nie mogę mieszkać dłużej w Brązowej Krowie, że będępotrzebowała czegoś większego, by pomieścić wszystkie obrazy, którezamierzałam kupować.Wynajęłam Blantyre Lodge, odebrałam swojerzeczy z magazynu, przeprowadziłam w mojej ulubionej księgarni nalotna regały z książkami o sztuce i czytałam, ile mogłam, o znanych arty-stach i ich pracy.Co jakiś czas brałam wolne, by pojechać do Silsford, gdzie mieściłasię jeszcze jedna galeria sprzedająca współczesne dzieła sztuki.Tamznalazłam drugi obraz, w którym się zakochałam: Drzewo życia nama-lowane przez Lyndę Thomas.Było wystylizowanym wizerunkiem drze-wa z czarnymi gałęziami wijącymi się w górę niczym pukle kręconychwłosów.Gdy się zafiksowało na nich wzrok i chodziło po pokoju, widaćbyło wyzierające zza liści metaliczne błyski - czerwone, złote i srebrne.Tło było ciemnogranatowe, a drzewo, choć ciemne, wyraznie się na nimwybijało, pełne ukrytej, tajemniczej, ale niegroznej siły.Obraz nie tchnąłsentymentalizmem, choć mógłby, gdyby namalował go mniej utalento-wany artysta.Wszystkim tym podzieliłam się z Saulem, zupełnie się nie wstydzącswoich opinii.Przez całe życie nie miałam zielonego pojęcia o sztuce,ale w tym nagłym zamiłowaniu odnajdywałam pewność siebie.Wiedzia-łam, że mam rację, bo to czułam.Nie obchodzili mnie krytycy ani eks-perci, ani to, czy zgodziliby się ze mną.Stopniowo zbudowałam sporą kolekcję.Oprócz obrazów zaczęłamkupować rzezby.Rozluzniłam nieco swoje zasady i pozwalałam sobierównież na kupno takich prac, których nie kochałam równie mocno jak126 Czegoś złego lub Drzewa życia.Kolekcja sztuki, tłumaczyłam sobie, niemusi wcale składać się z dzieł wywołujących efekt o takim samym stop-niu natężenia.Poza tym odkryłam, że niektóre obrazy dojrzewają, z cza-sem odsłaniając nowe wartości.Powiedziałam Saulowi o tej zmianiepodejścia, wyjaśniając, że oprócz bratnich dusz człowiek potrzebuje teżprzyjaciół i znajomych.Zgodził się ze mną.- A czy ty masz jakichś przyjaciół, Ruth? - spytał z zatroskanymwyrazem twarzy.Zazwyczaj unikał zadawania mi osobistych pytań, więcnie miałam mu za złe tego jednego.- Mam ciebie - odparłam, nie odrywając wzroku od czasopisma osztuce, które właśnie czytałam.- Tak, ale.oprócz mnie.Jest jeszcze ktoś, kogo.widujesz?- Widuję ciebie - powiedziałam stanowczo, zaczynając czuć dys-komfort.- Dlaczego pytasz? Chyba nie zamierzasz się mnie pozbyć, co?Zamknąć galerii i wyjechać dokądś bez słowa?- Broń mnie, Panie Boże - odparł Saul.- Przy odrobinie szczęściabędę się tu jeszcze długo kręcił.- Uderzył mnie nietypowy dla niegosposób, w jaki to powiedział.Podniosłam wzrok, by ocenić wyraz jegotwarzy, ale niczego z niej nie wyczytałam.Pracowałam u niego już dwalata.Czyżby martwił się, co ze mną będzie po jego śmierci? Na pewnonie.Nie wiedziałam, ile dokładnie ma lat, ale bez wątpienia mniej niżsiedemdziesiąt.Ponieważ nie miałam ochoty myśleć o śmierci Saula,zmieniłam temat na sztukę.Nie interesowała mnie żadna inna rozmowa,a Saul zdawał się lubić nasze dyskusje o malarstwie.Jak się w końcu okazało, to ja rzuciłam jego, choć nie miałam nigdytakich planów.Był moim jedynym towarzyszem i z czasem go pokocha-łam.18 czerwca 2007 roku - jedna z dat na zawsze wyrytych w mojej pa-mięci - siedziałam za ladą, czytając Martwą naturę z wędzidłem Zbi-gniewa Herberta, gdy do galerii weszła kobieta.Rozpoznałam ją, bowcześniej już kilka razy była u Saula, ale nie wiedziałam, jak się nazy-wa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl