[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie podoba mi się też, że wymknęli mi się spod kontroli.Zamrugała, nie wierząc, że naprawdę to usłyszała.- Twoja arogancja przerasta najśmielsze oczekiwania.- Zawsze, kiedy przychodzi do kwater, ona jest z nim.Są nierozłączni.To może mieć coś wspólnego ze śmiercią doradcy Gentle; Kora potrzebuje kogoś, na kim mogłaby się uwiesić, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi, choć nie sądzę.Nie, to tylko jedna z wielu głupot, na jakie Miło zawsze był podatny.Nadzieja odwróciła głowę i spojrzała przez dym i mgłę.Kora właśnie wygrała zakład.Grupa Uarechian, z którymi obstawiali mysie wyścigi, wybuchnęła gromkim śmiechem, pokazując połamane zęby w zmutowanych ustach.Miło przygwoździł Korę do ściany i wycisnął jej na ustach zwycięskiego całusa.Powieki Kory drżały, purpurowe z przerażająco wielkiego uniesienia.Nadzieja objęła się.Nawet z tej odległości widok poruszał w niej czułe struny.Wykluczenie wzbudzało w niej jednocześnie ulgę i smutek, że nigdy sama czegoś podobnego nie zazna.Była już za stara.- Robią coś, czego nie powinno się robić.- Twarz Pli przypominała zaciśnięty biały dziób.Patrzył nad jej ramieniem i nieświadomie ściskał krawędź stołu tak silnie, aż zsiniały mu paznokcie.- Irissim.To bluźnierstwo.- Przestań.„Bogowie”! Świat byłby lepszy, gdyby to słowo nigdy nie zostało wymyślone.- Rozejrzała się.- Spójrz na te Niebiosa.Alfonsy, żebracy, ghauti keres, patrz, jak ten facet klepie Znajdę po tyłku, biedactwo ma tyle siniaków.Gdyby twoi wspaniali flameni naprawdę szli tu po śmierci, co by pomyśleli? Jeszcze raz szlag by ich trafił!- Tak nie powinno być.Nie może być.Ale oni to robią.- Schwycił jej khath i opróżnił szklankę jednym łykiem.- Jest Następcą.Nie możemy mu pozwolić wystawiać się na kpiny i pośmiewisko.Bogowie muszą pozostać nietknięci.- Usłyszała trzask; zdziwiony Pli spojrzał w dół.W ręce trzymał kawałek rogu perforowanego stołu, z rany lała się strumieniem krew.Nadzieja przypatrywała się ciekawie, jak Pli się rumieni i zaciska pięść wokół odłamka.- Nie rozumiesz ludzkich uczuć, prawda, Pli?- A niby dlaczego mam rozumieć? - Grymas bólu wykrzywił mu twarz.Zamknął zdrową dłoń na zranionej.- Nie jestem człowiekiem.Jakieś drobne łapki przebiegły po jej stopie.Spojrzała pod stół i zobaczyła mysz wyścigową, która zlizywała krople krwi na podłodze.- Musimy skończyć z tą rozrywką, Nadziejo - rzekł.I znów usłyszała to w jego głosie.- Nie możemy pozwolić Miło wystawiać się na ciosy.Naturalnych rozmiarów, przejrzysta mysz stawała się coraz większa z każdym łykiem białej, wstrętnej krwi, jakby wracała do życia.„Mocy,” pomyślała Nadzieja.„Jestem słaba”.ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY- Ładna para z ciebie i Miło - powiedziała Ryta pewnego wieczoru - ale nie daj się ponieść emocjom.- Co ja bym bez ciebie zrobiła, Ryto? - spytała Kora.Wiedziała, że starsza twórczyni ma rację.Gdy tylko Miło któregoś dnia musiał sam się udać na sól, przebrała się za pierwszą postać, jaką wymyśliła: Rosi, pokojówkę Gody.Podczas pudrowania się zielonym proszkiem wyszczerzyła zęby do lustra.„Ciągle mogę to robić! Pamiętam stare dzieje.”Słońce kapało złotym miodem przez okna.Frędzle, które porozwieszała w całym pokoju, aby uczynić go jak najbardziej różnym od czarnego gniazda auchresh w sypialni w Zaułku, wisiały nieruchomo jak zwiędłe płatki.Nie było wiatru.Przebieranie się przypomniało jej o Godzie.Strojenie się przed wieczornym wyjściem, walki o miejsce przed zwierciadłem.leniwe przeżuwanie połówek melona na śniadanie, kiedy Goquisite nie było w domu.siadywała u stóp Gody przed kominkiem, trzymając na kolanach poważne książki, i opowiadała mistrzyni o swoim dniu.I choć nie przyznawała tego przed sobą, tak długo, jak Goda „żyła”, pozycja uczennicy pozwalała Korze zachować pewne przywileje dzieciństwa.Teraz musiała je porzucić.Musiała przyjąć wszystko, co miało dla niej Miasto Delta z jasną twarzą, jako Pokora Garden.Ale nie dziś.Wsunęła stopy w bambosze i przeszła luksusowy, bezpieczny apartament, kierując się ku tylnym drzwiom, prowadzącym na schody.Służący biegali nimi cały dzień.- Hej, Rosi! Miesiące żeśmy cię nie widzieli!- Gdzieżeś była? Idziesz do kuchni? Przyjdę do ciebie, jak skończę z tymi papierami!- Dawno cię tu nie było, Rosi! Gdzie się podziewałaś?Kora uśmiechnęła się do lokaja Goquisite.- Byłam chora.Poprawił bukiet lilii wodnych, które niósł.- Szkoda pani Gody, nie? Nigdy żeśmy nie myśleli, że ta jej uczennica zrobi taką rzecz.- Wiesz, teraz u tej uczennicy służę - skrzywiła się Kora.- I nie narzekam.- Ha! Też bym nie narzekał na twoim miejscu! - Ponownie poprawił bukiet i poszedł w swoją stronę.Kora zbiegła do kuchni, gdzie zbierali się służący, którzy nie mieli nic do roboty.- Hej, Rosi! - pozdrowili ją, gdy weszła [ Pobierz całość w formacie PDF ]