RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Żal ci tej kreatury? - spytała Angelina, posyłając w moją stroną swoje niezadowoloną minę numer dwa.Znaczyła ona mniej więcej: „Nie szukam kłopotów, ale jeśli ty ich szukasz, to znajdziesz je z łatwością".- Co? Żal mi tylko tego, że tak mało się dowiedzieliśmy.- Następny powie więcej.Przynajmniej wiemy, że twój pomysł miał sens.Być może nie należy ich nazywać obcymi, ale na pewno na Cliaandzie są intruzami.Gdyby udało się ich wyeliminować, byłby spokój z inwazjami.Zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek (siedem dań, nie licząc przystawek), a gdy uporałem się ze wszystkim (Angelina tylko trochę poskubała) i łyknąłem piwa, wówczas stwierdziłem:- Myślałem, i wiesz.- Żartujesz? Obserwując cię można było raczej dojść do wniosku, że żresz jak świnia, która wsadziła oba kopyta w koryto.- Daj spokój temu sielankowemu poczuciu humoru.Jak w nocy ciężko się pracowało, to w dzień należy się dobrze najeść.Mamy ważniejszy problem.Założę się, że gdybyśmy wyeliminowali szarych, Cliaandczycy straciliby swój płomienny zapał do inwazji.- Nic tudnego.Wystarczy seria zorganizowanych za­machów.Nie może ich być wielu.Kraj sam to powiedział.Z przyjemnością biorę to na siebie.- O nie.Żadne takie.Nie pozwolę, by moja żona wynajmowała się jako płatny morderca.A poza tym - to nie takie proste.Oni mają dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy i umieją sobie radzić.A poza tym jeszcze - nie lubię rzeźnictwa.- Dobra, chodząca doskonałości moralna.Co jeszcze możemy zrobić? Rewolty w podbitych światach?- Blisko, ale to nie to.Jeśli Burada może tu służyć za przykład, to przypomnij sobie, co powiedziała Taze.Wszelki opór zamiera, a powodem jest szybkość reakcji sił cliaandzkich.Jeśli zginie jeden z nich, zabija dwu­dziestu Buradyjczyków.Ci tu, po wielu pokoleniach pokoju, nie są psychicznie przygotowani do totalnej partyzantki.Zresztą, to nic nie da.Cała gospodarka Cliaandu nastawiona jest na prowadzenie wojen.To jest jak jakaś obłąkana mutacja, która musi rozrastać się, aby żyć.Sądzę, że sami nie byliby w stanie zbudować swojej floty.Muszą być w tym uzależnieni od podbitych światów.- Chciałabym, żeby tak było.Ale ich inwazje to obłąkany sposób życia.Gdyby byli jak jakaś mała zielona roślinka.Moglibyśmy wtedy wyrwać ją z korzeniami i odrywać listek po listku.- Cicho! - rozkazałem.- Coś mi świta!Zacząłem kroczyć po pokoju.Dodałem dwa do dwóch i otrzymałem cztery, potem dodałem jeszcze cztery i otrzy­małem osiem.Następnie dokonałem całego szeregu bardziej skomplikowanych obliczeń matematycznych i przeszedłem parę ciągów logicznych.Wynik był jasny i olśniewająco prosty.Opadłem na krzesło i uniosłem szklankę.- Jestem geniuszem! - stwierdziłem skromnie.- Dlatego za ciebie wyszłam.Z wyglądu jesteś raczej mało pociągający.- Już niedługo będziesz musiała przeprosić mnie za zniewagę, kobieto.A tymczasem stuknijmy się za zwycięst­wo i mój PLAN.Stuknęliśmy się.- Co to za plan?- Nie mogę ci jeszcze powiedzieć.Po pierwsze, wy­śmiałabyś mnie.Po drugie, nie jest jeszcze dopracowany w szczegółach.Ale pierwszy krok jest już oczywisty i za to zabieram się od razu albo za chwilę.Jak sadzisz, czy szarzy ogłosili komunikat o zniknięciu Kraja?- Wątpię.Nic takiego nie padło, przynajmniej na częstotliwości dowództwa.Mamy ich na podsłuchu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.- Też tak myślę.Dodając do tego przesadną powściąg­liwość i egocentryzm, stawiam na to, że do tej pory nie opublikowano żadnego oświadczenia o zniknięciu Kraja.- No i co z tego?- Będę robił na jego konto.Mam do załatwienia parę spraw.- Idiota!20Potrzebny mi był cliaandzki środek transportu.A zatem wziąłem go sobie.Ponieważ charakteryzacja nie była dobra (za bardzo różniliśmy się w budowie ciała), postanowiłem działać po zmroku.W mundurze Kraja, z moją walizeczką, wkroczyłem z Hamalem do budynku szarych.Hamal był członkiem rezerwowych oddziałów policji.Wolałbym co prawda Taze lub jedną z jej amazonek, ale potrzebowałem chłopa; Hamal nie wyglądał na zbyt pewnego siebie, lecz musiał mi wystarczyć.- Rozumiesz, co masz robić? - upewniłem się po raz ostatni, wpychając go do niszy w pobliżu parkingu Octagonu.- Rozumiem, proszę pana, oczywiście, że rozumiem.Wyjąłem dwie kapsułki z kieszeni i podałem mu.- Masz, przeżuj i połknij.To powinno podnieść twoje morale.Mam cichą nadzieję, że nie na tyle, żebyś odstawił trepaka na środku ulicy.- Nie.- Właśnie że tak.Bierz!Wziął.Nie miał innego wyjścia.Poczekaliśmy w cieniu, aż podjedzie samochód osobowy.Wyrzucił z siebie dwóch oficerów i zawrócił w naszym kierunku.Wyskoczyłem na ulicę i zamachałem rękami.Kierowca zahamował z przeraź­liwym piskiem opon i błyskiem strachu w oczach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl